środa, 22 listopada 2017

Uciążliwy marketing

Czy zdarzyło wam się kiedyś, że mieliście szczere chęci udusić kogoś, albo przynajmniej poddusić.... , bo mi i owszem.
Chęć sprzedaży, zysku, wyprzedzenia innych, bycia najlepszym i bezkonkurencyjnym na rynku, uruchomiło proces tworzenia coraz to nowszych "trików" sprzedaży towarów. Powstał bardzo, ale to bardzo agresywny marketing, który niestety dosyć często zakłóca życie przeciętnych ludzi.
Najgorsze jest to, że ludzie specjalnie do tego przygotowani atakują twoje najsłabsze strony czyli dobre wychowanie, dobre maniery, grzeczność wobec drugiego człowieka, usłużność itd....
Większości ludzi bardzo ciężko jest powiedzieć po prostu: dziękuję i odłożyć słuchawkę. Ja też się tego dosyć długo uczyłam ale w końcu nauczyłam się i kiedy dzwoni sympatyczny Pan z kolejną ofertą pożyczki z kolejnego banku, grzecznie odpowiadam - dziękuję i odkładam słuchawkę.
Podjęcie jakiegokolwiek dialogu grozi niestety utonięciem w akademickich dywagacjach.
Tak to mniej więcej wygląda.....

                                                                          OFERTA

Dzień dobry!
Czy Pani Naiwna...?
Powiedzmy...
Troszeczkę...

Ja chciałem ofertę
dla Pani przedstawić.
To rzadkość, to gratka...
Pozwoli znów sławić
luksusy ludzkiego żywota.

Przepych i dobrobyt
usiądą przy Pani.
Deficyt i bieda,
nigdy już nie zrani afrontem...
 "mizerna miernota."

Pozycję dość kiepską
wyniesie na szczyty.
Niewiele za pomoc...
procent należyty.
"Być może, da wiarę ciemnota."

Ja Pani pożyczkę
w pakiecie podaję,
najlepsza na rynku,
innych nie sprzedaję!
"Niech weźmie ją, durna głupota!"

Ja.......
wie Pan.......
Naiwna......
z Naiwnych pochodzę.
Dziękuję........
nie trzeba........
przy świecach posiedzę.







poniedziałek, 20 listopada 2017

Pochwała skaypa

 Potrzeba chwili.........

                                                       
                                                         SPOTKANIE Z ILUZJĄ

Jak pięknie się uśmiechasz,
kiedy miłością wypełnione oczy
wodzą za mną stęsknione spojrzenia.
I taki mnie urzekasz.
Znowu czekamy na czas co nas złączy,
rzeczywistością będą marzenia.

Tak rozmawiam z ekranem,
słyszę twój głos, widzę czarowny uśmiech,
lecz nie czuję ciepłego dotyku.
Ludzkości jest wyczynem
wynaleźć kuriozum takie dla uciech.
Oddaję jej cześć w niemym okrzyku.

Adorujemy siebie
wsłuchani w odległe westchnienia łączy,
niosących złudny dotyk fantazji.
Czujemy się jak w niebie,
lecz serca nie oszukasz i tak broczy.
Nie potrafi hołdować iluzji...

Lecz i w tęsknocie urok
magia, zmysłowość, oczarowanie.
Możliwość wizji nas inspiruje...
Kiedy za oknem półmrok,
już włączam wewnętrzne oczekiwanie,
serduszko cichutko czatuje.



czwartek, 16 listopada 2017

JESIEŃ

Wokół nieustannie słyszę ciągłe utyskiwania. A to że zimno, to znowu wietrznie, zaraz deszczowo i tak bezpiecznie nasz świat się kręci.
To prawda, że w tym roku aura nas nie rozpieszczała, ale skoro zdecydowaliśmy się mieszkać właśnie tu w takim a nie innym klimacie, musimy się liczyć z taką a nie inną pogodą.  
Właściwie to nikt nikomu nie broni przenieść się do Australii, czy na Karaiby.
No cóż, może wolimy żyć w kraju bez historii w towarzystwie zabójczych pająków i rekinów albo codziennie wyczekiwać nadchodzącego cyklonu.
Wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma. Uśmiechnijmy się do siebie spod przemoczonego parasola a gwarantuję wam, że życie zaraz będzie zdrowsze, weselsze i najpiękniejsze na świecie w kraju, który przecież jest najpiękniejszy na świecie, no i ma swoją wspaniałą historię.

                                                   MĄDROŚĆ JESIENI

Jesień dosiadła ognistego, cynobrowego rumaka.
Złapała płomienistą grzywę i gna przez polską chudobę.
Wstrzymuje cugle żywotnego, harcującego kłusaka,
za nimi ogół przybiera cichą..., beznamiętną żałobę.

Dżianet tratuje lasy, pola, błonie, urodzajne niwy,
wyrzuca spod kopyt bezmiary rozmiękczonej deszczem ziemi.
Jesień z włosów wyjęła nieśmiały, pierwszy szronik siwy
otula zszargane rozstaje, przenosi istnienia w świat cieni.

Twarda zasada przeżycia przejęła pałeczkę odnowy,
każdy ma swój czas na ziemi i wszystko przykładny ma koniec.
Przejście jest formą podłoża, podwaliną nowej budowy.
Matka Ziemia nic nie marnuje, zaś przyszłość to...... azotowiec.

Wszystko potrzebne jest: wiosna, ciepłe lato, siąpiąca jesień.
Fenomen wytrwałości przyrody, trzyma świat w mocnych ryzach.
Wszystko co przeszło powraca, za czas jakiś nowy blask......., odcień
w skrywanych ciągle, często też nie rozumianych podziwach.

Dziękuję wiośnie za życie, za radość, za cudy stwarzania.
Dziękuję latu za bujność, za przepych, obfitość w doznaniach.
Dziękuję jesieni za dary, wydanych owoców składanie
i zimie dziękuję za ulgę, przyjemność, za odpoczywanie.





czwartek, 9 listopada 2017

Bieszczady

Wspaniałe, niespotykane miejsca z jakimi zetknęłam się w Bieszczadach do dzisiaj rozbudzają i kołyszą moją wyobraźnię.
Zachwyciło mnie już samo podejście na Połoninę Wetlińską, bajecznie urozmaicona "końska droga " no i sama połonina, po której niestety nie było mi dane pochodzić, ale poczekam do przyszłego roku.

                       
                                                          CZARODZIEJSKA DROGA

"Nie zbaczajcie z żółtego szlaku" - słyszę przestrogę kasjera,
ciekawość pędzi przede mną i wrota górskie otwiera.
Przy pierwszych krokach ląduję na schodach z miękkich kamieni,
które od wieków przenoszą ludzi do świata półcieni.
Podchodzę dalej, cóż widzę? - dech w piersiach całkiem zapiera,
tysiące rąk skalnych buków, tajemną ścieżkę otwiera.
Bukowe dłonie wystają z drogi, ze zboczy, ze skały...
formują schody, podejścia, goszcząc nas w świecie wspaniałym.
Stąpam po dłoni pokornej, już druga palce rozkłada
unoszą mnie coraz wyżej, w zasięgu buków parada.
Tak "końska droga" wysłana rodzimą, łupkową skałą
wiedzie nas górskim gościńcem, na ucztę doznań wspaniałą.
I koniec lasu. Przed nami hektary jasnych połonin........
wchodzimy wyżej do Chatki Puchatka, żeby się schronić.





poniedziałek, 6 listopada 2017

Bieszczady

Wiem, że koń by się uśmiał......., po tym co zaraz przeczytacie, ale niestety czasem takie jest życie.
Niosę już dość spory plecak z latami i wydawałoby się, że już tyle widziałam, a tu nie!
Otóż nigdy jeszcze nie byłam w Bieszczadach, no wiem że to śmieszne, ale ja właściwie to nigdzie, nigdy nie bywałam ze względów nad którymi już rozwodzić się nie chcę.
Ważne jest to, że w moim życiu wszystko stanęło na głowie, a to za sprawą mojego ziemskiego Anioła Stróża, którego mi Bóg zesłał. On też zaczął pokazywać mi, że świat nie kończy się na pracy, praniu, sprzątaniu, gotowaniu i dogadzaniu innym, ale ma dużo, dużo szersze horyzonty, które powoli zaczynam odkrywać.
Tak więc dotarłam w Bieszczady w których oczywiście zakochałam się bez pamięci i już zaczynam wymyślać, kiedy znów będę mogła błądzić po bieszczadzkich lasach.
A teraz moje pierwsze wrażenia.

                                                  SPOTKANIE Z BIESZCZADAMI

Spokój i cisza, to jedno co tu słychać.
Czasem wiatr głośniej rozczochra obfite buków czupryny
lub przemknie chyżo przez świerkowe torsy.
Tu bez obaw pełną piersią możesz oddychać,
kiedy idąc żółtym szlakiem, wpadasz nagle na zielony...
nie myślisz już... - lepszy on czy też gorszy?

Nogi same przenoszą mnie na wysokości,
żeby nagle zbiec jak dziecko w otwarte ramiona strumyka
niosącego lasom, krystaliczne życie.
Płucom nie przywykłym brakuje objętości.
Czas wolno płynie a droga z korzeni bystro umyka,
raz sączę strumyk, już chodzę po szczycie.

Las wysypał pod nogi wszystkie swoje dary:
grzybów wszelkich, orzechów, jagód i innych bez liku.
Zbieram, zrywam, podnoszę, zachłystam się.......
Bezszelestnie, cicho.... ogarniając bezmiary
stąpa po moich śladach, słucha, niesie zbiory w koszyku
mój ziemski Anioł Stróż, więc krzyczę: KOCHAM CIĘ..........
....... po cichu........






wtorek, 19 września 2017

Słowo

Jeszcze nie tak dawno bo raptem dwa, trzy lata temu byłam bardzo, bardzo samotna. Zły człowiek zapędził mnie na samo dno całkowitej depresji, niemożności i beznadziei, ja zaś nie potrafiłam się bronić i bezwolnie zasłaniając się dobrem dziecka godziłam się na wszystko. To wszystko minęło. Teraz już spokojnie mogę o tym mówić i wyrzucać to z siebie.
W tamtym czasie jedyną odskocznią od rzeczywistości był właśnie mój świat do którego czasem udawało mi się uciec. Mówię "czasem", bo bardzo dużo wtedy musiałam pracować, żeby na wszystko starczyło. Właśnie wtedy wysyłałam moje nieporadne wierszyki do jednej z poetyckich stron internetowych. Moje wiersze właściwie zawsze były smutne i nieszczęśliwe. Na stronkę wchodziłam dość często, bo bardzo lubiłam czytać wiersze moich kolegów.(Robię to zresztą cały czas). Po opublikowaniu jednego z moich smutnych wierszy, pojawił się na stronie wiersz jednej z Pań tam dodających, który ewidentnie był odpowiedzią na moje wołanie......Popłakałam się, że przecież tak naprawdę wcale nie jestem sama. Wystarczy krzyknąć i zaraz ktoś się odezwie, ktoś mi pomoże, ktoś przy mnie jest tylko ja tego nie widzę. Potem zrobiło mi się wstyd i to bardzo, że przestałam na chwilę wierzyć w ludzi.
Przeróżni luzie chodzą po świecie, nie moja rzecz osądzać ich i dzielić na dobrych czy złych.
Dla mnie człowiek jest istotą przewspaniałą i prawie skończoną. Prawie, bo stać tę istotę na wiele więcej ale mam nadzieję, że przed światem jeszcze wiele epok w których człowiek osiągnie swój rozwój i doskonałość w pełni.
Póki co porozumiewajmy się słowami, pomagajmy sobie i przede wszystkim wierzmy w siebie.
A tak na marginesie, gdyby ludzie znali prawdziwą moc ludzkiego słowa, dobrego słowa nie marnowali by tych słów czasem ...... niepotrzebnie.
Pamiętajcie, że słowo może ożywić ale może też zabić.
Oczywiście zaraz podziękowałam za dobre słowo....


                                                                       SŁOWO.....

Jak miłym dotyk jest ludzkiego słowa,
jaką odwagą serce płoche bije.
Na lepsze życie znów jesteś gotowa,
mniej teraz bolą srogie życia kije.

Splątany węzeł nieprzytomnych myśli,
drgnął... i jakoby wpuścił lekki oddech.
Może tej nocy słońce mi się przyśni?
Rano poczuję ciepły jego dotyk...?

Wierzyłam i wierzę, nigdy nie przestanę,
w dobro człowieka i szlachetną duszę.
Wiem, że nie raz jeszcze po głowie dostanę.
Wychwalać będę go bo chcę i muszę.



poniedziałek, 11 września 2017

Moje dzieci...

Innym razem poczułam tak wielkie szczęście i radość, że Bóg własnie nam dał taką wspaniałą córeczkę, że musiałam mu podziękować za ten cudowny dar. Ten lekki i wesoły wierszyk jest moim nieporadnym "Dziękuje Panie Boże".


                                                             MOJA CÓRECZKA

Moja córeczka śliczna laleczka,
nosek zadarty, kształtna główeczka.
Dołeczki cudne w policzkach obu,
nie mam na słabość do niej sposobu.

Oczka niebieskie strzygą figlarnie
i co dzień uśmiech słodki ma dla mnie.
W szkole się uczy przynajmniej z paskiem,
a gości wita pachnącym plackiem.

Pomocą służy ojcu i matce,
tak jak przystoi cnej nastolatce.
Problemy wspólnie rozwiązujemy,
o dorastaniu słuchać nie chcemy.

Jedno stworzenie a szczęścia tyle,
umili każdą życiową chwilę.
Czy przepis jakiś rodzice dają...?
- Nie, to Marynie wszystkie tak mają.

Różnie to w życiu naszym bywało.
Szczęście największe nam się dostało.
Cóż matka jeszcze powiedzieć może...?
Za wszystko dzięki ci dobry Boże.






                                                   

niedziela, 10 września 2017

Moje dzieci...

Kiedy moja córeczka była jeszcze malutka, pisałam nieraz coś dla niej. Dzisiaj znalazłam właśnie wierszyk, który ułożyłam dla mojego kochanego śpioszka. To było już parę dobrych lat temu. Teraz nieśmiertelne...."Boże, jak ten czas szybko leci....".

                                                                            ŚPIOCH

Rydwan złocisty na niebo wyjechał,
oświetlił ziemię milionem barw.
Znów słońce wstało, radość jest wielka
rozsiało wokół miłość i czar.

Mała Marysia wstawać nie chciała,
więc promyk złoty za nos ją wziął.
Wstawaj leniuchu...! - wyjścia nie miała.
Ciepłą kołderkę z brzuszka jej zdjął.

Ciesząc się słodką, krótką chwileczką,
bo promyk złoty grzał ją co sił.
Aj..., - jak gorąco! Przestań słoneczko!
Nie będziesz przecież ze mną się bił.

Promyczek Mani nie słuchał wcale,
rozgrzał kołderkę i nóżki dwie.
Otworzył Majce oczka nieśmiałe
- zapomnij dzisiaj o słodkim śnie







czwartek, 7 września 2017

Ech zycie...

Tak sobie siedzę w moim pokoiku. Cisza, spokój, nikt nie woła.
Mogę robić co chcę, mogę chodzić gdzie chcę, mogę spać ile tylko mam ochotę.
A przecież jeszcze tak niedawno, nie miałam możliwości na normalny, zwykły ludzki odpoczynek.
Modliłam się do Boga o normalność, o zwyczajność, o to żeby żyć jak najbardziej przeciętny człowiek bo do tej pory moje życie było zwykłą niewolą.
Dostałam dużo, dużo więcej. Dziś jestem bardzo szczęśliwym człowiekiem. Trochę jeszcze wycofanym, nieufnym i borykającym się z pracoholizmem, ale nieprzeciętnie szczęśliwym czego i Wam wszystkim życzę.
Parę lat temu napisałam wiersz o moich troskach i marzeniach.

                                                                 
                                                                   SŁUŻĄCA

Nie mogę nic napisać...
- bo służę.
Nie mogę wybiec z domu...
- bo służę.
Nie wolno mi już kochać...
- bo służę.
A, pożalić się komu?...
- nie..., służę.

Czy spodnie mam uprane?
Obiady już wydane.
Mamo, a gdzie skarpety?
Mamo, przestrzegam diety!
Już Święta, umyj okna...
pogoda bardzo psotna.
Wyjdź z psem... - bo źle się czuję,
w tym wszystkim - ja pracuję!
Raz dniówki, czasem noce
- niekiedy aż się pocę.
Chętnie zjadłbym pierogi!
Czy przyprawiasz mi rogi...?
Kiedy...!!! - mężu "mój miły".
W nocy spać nie mam siły,
a chciałabym......

Kochać wszystkich i szczęście przeżywać.
Co dzień życie swoje nowym odkrywać.
Tego życzę ja sobie kochani.
W moim życiu niech przemiana nastanie.









środa, 6 września 2017

Ech życie.....

Sponiewierana lekko, kończę dyżur nocny.
Jest 5:16. Za oknem chłodno, ciemno, dżdżyście i ponuro.
Jeszcze prawie dwie godziny dyżuru, jakoś muszę wytrzymać, chociaż oczy same się zamykają.
W tym momencie telefon robi magiczne "plim-plum". 
O..., sms przyszedł. Podchodzę, czytam i nagle unoszę się na skrzydłach jak biała gołębica i fruwam szczęśliwa, zapominając o całym świecie. 
Ten magiczny sygnał, przyniósł mi magiczną wiadomość. Chociaż słowa w tym sms-ie były właściwie takie same jak w innych, to właśnie ta wiadomość była wyjątkowa. To właśnie te słowa zostały napisane nie dlatego, żeby było ładnie i przekonująco, ale z potrzeby serca. Dlatego, że ktoś kto to napisał chciał wykrzyczeć swoje serce i swoją miłość właśnie dzisiaj.
Myślę, że mogę być najszczęśliwszą osobą na świecie. Takich słów nie ofiarujemy sobie codziennie. Ja w każdym bądź razie poczułam się tak po raz pierwszy w życiu. Moje życie chyba nie należało do najszczęśliwszych........?????
Dziękuję.

                                                               ROZMIŁOWANIE

Jak cudownie czuć od rana,
żeś przez kogoś jest kochana.
Gdzieś na drugim końcu świata,
czyjaś dusza się kołata.
Myśli, tęskni, czeka, marzy
dotknąć twojej choćby twarzy.
Z dachów zerka w jedną stronę,
już uśmieszków wysłał tonę.
W brzuchu gonią się motyle,
serce woła: choć na chwilę                                               
pozwól Boże te marzenia,
zmienić w cudy zaistnienia.
Świat realny z namiętnością...,
nigdy w parze. Zaś z czułością
nigdy nie miał nic wspólnego.
Cóż więc począć, mój kolego?
Jak iść co dzień do roboty,
kiedy chce się wyć z tęsknoty?
Skąd ja o tym wiem?..., jak czuję...?
TAK SAMO SIĘ ZACHOWUJĘ!



poniedziałek, 28 sierpnia 2017

Ech życie...

Tak jakoś ze mną się porobiło, że sama siebie poznać nie mogę. Życie dało mi jeszcze jedno potwierdzenie na to, że nie zawsze możemy być tak akuratni jakbyśmy być chcieli i tak naprawdę nawet do końca siebie nie znamy. Tak przy okazji nie próbujmy nigdy osądzać innych, skoro sami siebie potrafimy zaskakiwać.
Byłam wręcz pewna, że ja jestem już taka mądra i rozsądna, że na pewno potrafię doskonale panować nad swoimi uczuciami i swoim postępowaniem.
 Aż tu jakoś tak mną zakręciło, w brzuszku zawierciło...., no i masz babo placek. Stoję przed lustrem i patrzę na jakąś nową panią...? Jest ode mnie ładniejsza, szczuplejsza, szczęśliwsza i jakaś taka fajna. Czy to naprawdę jestem ja....? Matko kochana, to chyba ja jestem normalnie.....

                                                                  REORIENTACJA

Unoszę się ku gwiazdom
łapię kometę za ogon.
Płynę w odmętach kosmosu
i słyszę: "dogoń mnie..., dogoń..."

Rozkoszna moc wszechświata
rozkłada moją materię,
Halley mnie ciągnie za sobą
czuję polimeryzację.

Rozbite monomery
łączą się w całość od nowa,
powstaje piękna materia
rodzi się nowa osoba.

Uniwersum bez końca
zamyka mnie w swych ramionach,
czuję energię i siłę
nic już mnie nie pokona.

Gwiazda nagle rozbłyśnie.
Jasna , promienna, spokojna.
Tak! Do niej biegłam przez życie.
Opatrzność umie być hojna.

Dogoniłam ją wreszcie,
kryjówkę szczęścia i wiary.
Błyszczącą gwiazdę spokoju
jej będę składać ofiary.

Otwieram oczy i słyszę
miarowy oddech miłości.
Cichutko tulę policzek
do szczęścia, ciepła, radości.













niedziela, 20 sierpnia 2017

Ech życie

Otworzyłam oczy i przywitał mnie równomierny stukot deszczu. Powietrze było przyjemnie schłodzone i poczułam w sobie tak wielką radość i tak wielką siłę, że uświadomiłam sobie jaką wielką mądrość skrywa w sobie natura, która w odpowiednim czasie obdarza nas tym co w danej chwili dla nas najlepsze. Szkoda tylko, że ludzie tego jak gdyby nie widzą, nie czują, nie umieją tego brać i cieszyć się tymi darami. Zaledwie wczoraj musiałam wysłuchać jak bardzo wszyscy są zmęczeni upałami i co by dali za ochłodzenie i kroplę deszczu. Dzisiaj po wyjściu z domu pierwsze słowa jakie usłyszałam brzmiały " No, widziała pani jak się to pogoda popsuła. Na taki paskudny czas ani się z domu wyjść nie chce. No i co poradzić na taką złą pogodę....????"
Ręce mi opadły, już nawet nie staram się ludzi zrozumieć - chyba jestem jakaś nienormalna.
Oczywiście musiałam pobyć chwilę w moim świecie..... Pobądźcie tu wraz ze mną...

                                                                        POGODA

- Szara pogoda
- mokra pogoda
- ciężka pogoda
- smutna pogoda.
Pogoda zła i fatalna
pogoda, która nie sprzyja.
Opinia często ta marna
maluje czas..., nie do życia.

Myślę więc sobie nieraz,
muskając deszczu kropelki.

Dlaczego w ludziach jest tyle
... głupoty, beznadziejności...!?
Dlaczego..., nawet pogodzie
nie skąpią żalów i złości.

Niechby po prostu codziennie,
spojrzeli w niebo z uśmiechem.
Pogoda nie nadaremnie zmienna jest,
... jak człowiek przecie.

Nie może być zła ani dobra,
nie może słuchać narzekań.
Zawsze jest piękna, bo niesie
ze sobą - życie człowieka!

Gdy wstaję rano z pościeli
i widzę deszczu kapanie,
już cieszę się. Tej niedzieli
cała roślinność powstanie.

Uśmiecha się drzewo syte,
trawy i kwiaty śpiewają.
Zatapiam nogi w kalosze
i biorę z życia co dają.

Deszcz czysty zmywa brud wkoło,
wiatr pozamiatał ulice.
Na niebie chmury wesoło
budują kopce, wieżyce.

Jak pięknie świat odnowiony,
jak wszystko pachnie dokoła.
Nie mógłbyś człeku zgubiony
wyjść czasem z błędnego koła.

Szczęśliwa razem z pogodą
dziękując Bogu za deszcze,
zasypiam wieczór spełniona
prosząc..., wciąż prosząc o jeszcze...





sobota, 19 sierpnia 2017

Las

Kochałam i kocham na wsi wszystko, ale najpiękniejszy zawsze dla mnie był las. Ta cisza, ten spokój i niepowtarzalny klimat, jego dostojność a jednocześnie przytulność i intymność sprawiały, że mogłam w lesie przebywać bez przerwy. Znałam wszystkie mrowiska, ścieżki którymi mrówki się poruszały. Znałam wszelkiego rodzaju chrząszcze, robaki, gąsienice wszystko co skrywał leśny mech. Godzinami z zadartą głową potrafiłam oglądać ptaki, które wykarmiały młode, pożywiającego się dzięcioła czy kukające kukułki. Czasem w leśnym parowie smyknął lis a wiewiórki podchodziły tak blisko, że prawie je dotykałam. No i co jeszcze, oczywiście jedyny w swoim rodzaju zapach lasu, drzew, igliwia, żywicy, roślin, ziół, wszelkiego rodzaju owoców, no i oczywiście grzybni - do dziś przyprawiają mnie o zawrót głowy. To niespotykane bogactwo przyrody chciałabym wam przedstawić jak najlepiej i jak najdokładniej, ale to jest po prostu niemożliwe. Poczytajcie więc, chociaż namiastkę tych wspaniałości.


                                                                               LAS

Wielki Pan ci to i bogacz on wielki,
największe też skarby zgromadził.
Tu wszystkie rośliny i zwierz mieszka wszelki,
tu piękno i ład zaprowadził.

Potężny niedźwiedź, czy może tur stary
przewodzi zwierzynie wszelakiej.
Jednemu ukłony, drugiemu fanfary
oddają mieszkańcy jednakie.

To prawda, że misiek na dwóch łapach chodzi 
co jegomajestat wyróżniaL                
Lecz tur, równie dumnie oczyma w krąg wodzi              
i dobre od złego odróżnia.

Piękne tam łosie i jeleń wspaniały,
i sarny, i łanie subtelne,
a rysie - to koty też całkiem niemałe
i sokół co oko ma celne.

Rude wiewiórki i szare zające,
po lesie czmychają, kicają.
Stubarwne motyle, jak kwiaty na łące
cudowny ten świat ubarwiają.

Potężne kopce, pracusiów termitów                   
jak zamki obronne się wznoszą,
a obok siedliska kąśliwych moskitów          
o żer nad strumykiem wciąż proszą.

Zielony dywan, mech rozłożył wkoło
skrywając przeróżne domostwa.
W nich małe istotki biegają wesoło,
budując swe wioski, starostwa.

Powstaje zamek, królowa w nim mieszka
- skąd znamy takowe schematy?
Tu mrówka, tam krówka, biedronka gdzieś pierzchła
w sąsiedztwie zaś chrabąszcz wąsaty.

Niejedną zwrotkę i stronę niejedną,
można by rozprawiać o lesie.
Choć lato się skończy i choć liście zwiędną,
tu życie nie skończy się przecie.

Puszystym płaszczem natura okryje
rośliny i zwierząt arendy.
Za kilka miesięcy znów wszystko co żyje,        
wzbogaci ten świat - tak majętny.

Przepiękny lesie, o lesie wspaniały
natura cię kocha bez końca.
To tobie oddała dorobek swój cały,
przy tobie na zawsze trwająca.









Wspomnienie

Pomimo różnych za i przeciw mojego dzieciństwa, wspominam ten okres jako najpiękniejszy i niepowtarzalny. Im jestem starsza, tym częściej go wspominam . Te odległe czasy właśnie teraz jakoś dokładniej pamiętam, wspomnienia zaś dają mi wiele szczęścia i radości. Pewnie wcześniej nie miałam na to po prostu czasu. Wiersz, który dziś dodaję powstał w marcu 2010 roku, czyli już parę dobrych lat temu. Tęsknię więc za dzieciństwem, no i przede wszystkim za wsią już od dosyć dawna.
Teraz mam więcej czasu na wspomnienia. Powspominajmy więc....

                                                   
                                                               WSPOMNIENIE
Wsi moja wesoła, wsi moja szczęśliwa
pamiętna z mych czasów dziecięcych.
Tu życie płynęło, jak gęsta oliwa
tłoczona z ziarenek słonecznych.

Bóg dobry pomyślał, by moje jestestwo
osadzić na cudnej wsi polskiej
i tak też się stało, tu moje królestwo
pachniało lawendą i groszkiem.

Tu Matka Natura wieczorem majowym
tuliła do trawy me ciało.
Tańczyłam upalne marzenia sierpniowe
rozkoszy bywało, niemało...

Gdy czasem to niebo, jak diament przejrzyste
zakryły złe moce ciemności,
to wnet słońce jasne, radosne i czyste
wracało, nie skąpiąc miłości.

Na niebie jaśniała ukwiecona tęcza
a szary skowronek oszalał,
tak trele wesołe szczebiotał i brzęczał,
że inne ptaszęta powalał.

Co rano dzień wstawał i szedł spać wieczorem
co wiosnę świat wracał do życia.
Dni dobre i gorsze płynęły pospołem
niczego nie brakło do szczęścia.

Te lata spokojne, te chwile radosne
na zawsze w mym sercu zostaną.
Co lato, co jesień, co zimę i wiosnę
wspominam wieś niezapomnianą.


niedziela, 13 sierpnia 2017

Spolegliwość

Wychowałam się w czasach, kiedy dzieci pracowały na równi z rodzicami i był to jeden z najważniejszych i uważam najlepszych elementów wychowania. Praca, odpowiedzialność, wysiłek fizyczny powodowały wykształcanie się u dzieci i młodzieży szacunku do wszystkich i wszystkiego co ich otaczało.
 Wartości, które teraz rodzice usiłują wpoić swoim pociechom (z reguły z marnym skutkiem) my odkrywaliśmy sami, właśnie poprzez ciężką pracę i wielki szacunek do ludzi i tego co z nimi związane.
 Pamiętam, jak za każdym razem kiedy udało mi się dojść do czegoś nowego byłam z siebie dumna. Podpatrywaliśmy rodziców i na wyścigi wymyślaliśmy, jak najlepiej można daną rzecz zrobić i które z nas dzisiaj zebrało najwięcej pochwał. Wieczorem kładliśmy się na trawie i rozmowom nie było końca. Mieliśmy od 5-u do 15-u lat, było nas pięcioro. Niekiedy (zwłaszcza przy posiłkach), rozmowy były zabronione i to była wielka kara!
 Współczesne dzieci nie znają słowa "rozmowa". Jest informacja, odpowiedź im ściślejsza tym lepsza. Jest szybka, celna i błyskawiczna riposta, ale zapomniano o rozmowach właśnie... Rozmowa stała się wielkim luksusem. Jest niewielu ludzi, którzy bezkarnie mogą sobie na nią pozwolić. Na rozmowy dzisiaj, niestety nie mamy czasu.
Takie były wychowawcze plusy tamtych czasów, ale były też minusy takiego wychowania. Ciężka praca, wielki szacunek dla starszego pokolenia i często niestety stosowane kary cielesne wobec dzieci spowodowały, słaby rozwój osobowości co z kolei poskutkowało godzeniem się dzieci na wszystko. Godzenie się zaś i niemoc to czysta spolegliwość, która mści się na nas przez całe nasze życie. Moje pokolenie (szczególnie ludzie, którzy zostali wychowani na wsi) zapłacili za ten błąd wychowawczy niekiedy całym swoim życiem.
Spolegliwość o której piszę, to raczej smutna satyra na nasze czasy.

                                                               
                                                          SPOLEGLIWOŚĆ

Ileż można być spolegliwym?
Za spokój płacić hipokryzją.
Ile można być wciąż usłużnym
i żyć fałszywą kurtuazją?

Ludzie, jak kule rozżarzone
biegają wokół własnych osi.
Ich buzie wciąż niewyparzone
szukają..., gdzie?... co?... jak?... kto?... cosik...

Gdy stres swój masz poniżej normy
(a norma teraz dość wysoka),
to nie dorównasz do ich formy,
bo może zalać cię posoka.

A zgorzel w ciele coraz większa,
bo wszystko stoi dziś na głowie.
Złotówka nad relikwie świętsza,
co dobre..., dziecko już odpowie.

Samochód! - a jakże z salonu,
nie z pośledniego oczywiście!
Mieszkanie - zbiory pięknych plonów
jak z bajki, drogo i świetliście.

Do tego życie jak przystało
na królewicza i królewnę
i czyżby czegoś brakowało...?
Do szczęścia brak tylko..., służebnej.

Cóż to za czasy durne jakieś!
Gdzież się podziały kocmołuchy!?
Kochani, zatem pragnę donieść
- w kawiarniach pędzą pogaduchy.

Lecz skoro wszyscy chcą być ważni.
Profesor - jeep, sprzątaczka - porsche,
to któż salony proszę Państwa
posprzątać ma? - no kto?...  co proszę!?

W luksusach życie spędzać chcecie
wszyscy, jak jeden, bez wyjątku!
No cóż - o czymś chyba nie wiecie?
Istnienie, to nie full majątku!

Po co więc moja spolegliwość?
Prostuję krzyż, podnoszę oczy.
Prostota, ufność i uczciwość
od zawsze w pierwszej parze kroczy.




Nigdy nie mogłam zrozumieć, dlaczego tak bardzo wszyscy szanują ludzi którzy oszukują, kradną, robią wszelkiego rodzaju przekręty i z tego tytułu mają wielkie majątki. Nigdy natomiast nie szanowało się ludzi, którzy bardzo ciężko pracują i za swoją pracę zarabiają marne grosze. Najprościej myśląc, ludzie nie szanują siebie nawzajem szanują tylko swoje bogactwa. Nie umiem i nie chcę żyć wśród takich ludzi!



czwartek, 10 sierpnia 2017

Ech życie...

No i co kobieto, chodzisz i marudzisz! Sama nie wiem czego chcę...? Co się do diabła ze mną dzieje...? Może będę chora...???
Tak się zachowywałam, gdy po dwudziestu kilku latach poczułam motyle w brzuchu...
No tak, starsi ludzie czują tak samo jak wy młodzieży. Zmieniamy się tylko fizycznie, zaś umysł zawsze jest taki sam. Na pewno mądrzejszy, przezorniejszy, spokojniejszy ale taki sam.
Nie dopuszczałam do siebie nawet takiej myśli, że ja...??? - taka dorosła, mądra i w ogóle..., nieee....
I jeszcze raz życie mi potwierdziło, jak bardzo siebie nie znamy, jak nasza psychika może robić z nami, z naszymi uczuciami co tylko zechce i nie zawsze rozsądek gra pierwsze skrzypce.
No i bardzo dobrze, tak powinno być i życzę wszystkim młodszym i starszym radości przeżywania,
szczęścia poznawania i miłości we wszystkich różowych odcieniach.
Kiedy jeszcze nie wiem co się dzieje, zawsze uciekam do rymów.....

                                                       CO SIĘ DZIEJE...???

Coś..., słońce dziś jaśniej świeci
i ptaki głośniej śpiewają
i zieleń, zieleńsza niż zwykle
i kwiaty zapach swój mają.
Obfitsza rosa na łące,
motyle tańczą wesoło
i jakoś..., wszystko jest inne
i jakieś..., szczęście wokoło?
I woda mokra jak nigdy,
i Zefir świszczy radośnie,
i wszystko nagle rozkwita...
Czy szczęście to? - czy przedwiośnie?
Czy zmysły mi zwariowały?
Czy może..., zdrowie powraca?
Cóż? - jeśli to ma być miłość
niech wszystko wraz się odwraca.





niedziela, 6 sierpnia 2017

Lipa

Mija czas tak szybko, że nie nadążam na czasie publikować wierszy. Właśnie minął mój ukochany lipiec, a ja nie zdążyłam opublikować wiersza o moim ukochanym drzewie, oczywiście myślę o lipie.
Nadrabiam więc zaległości, może też pokochacie to drzewo tak bardzo jak ja...?

                                                                       LIPA

Tyle już napisano o drzewie tym pięknym
w baśniach, wierszach i pieśniach czci ją język giętki.

Słowacki, Kochanowski uroki jej sławią
i inni, równie zacni jej przymioty jawią.

Od wieków lipę czczono. Już wielcy rzymianie
bogini piękna Wenus, złożyli ją w wianie.

Słowian zaś, przed piorunem ognistym chroniła
i lekarza dusz ludzkich od wieków pełniła.

Królową była zawsze przy wiejskiej zagrodzie,
wiele by mówić, pisać o lipy urodzie.

Na jej cześć miesiąc lipiec chrzczono przed wiekami,
miejsca święte nazwano... Świętymi Lipkami.

Lipa leczy i słucha co mówi przyroda,
kwiatostan miododajny każdemu sił doda.

W drzewie miękkim artysta posągi zaklina,
muzyk chwaląc cię Tilio, gra na Lutni Pana.

Długowieczna, szlachetna - całe pokolenia
uzdrawia, leczy, koi niby od niechcenia.

Rośnij lipo wspaniała ponad wszystkie stany,
urok twój czarodziejski, wciąż nieopisany.









Moje dzieci...

Przeglądam moje wypociny i natrafiłam na wierszyk, który ułożyłam w zeszłym roku dla mojej ukochanej wnusi, która przystępowała do Pierwszej Komunii. Chciałabym go innym dzieciom też dedykować z nadzieją......

                                                    DARUNI MOJEJ KOCHANEJ

Bardzo bym chciała kochanie,
dopóki życia ci stanie,
abyś codziennie do Boga
modliła się, nie kiedy trwoga...
Z tej małej, skromnej książeczki,
niech twoje śliczne usteczki,
codziennie jedno wołanie
zanoszą: "kochaj mnie Panie!"
O Bogu jak nie zapomnisz,
(po latach jeszcze to wspomnisz)
On da ci wszystko w nadmiarze,
Ty, serce złóż Mu w ofierze.
Codziennie parę minutek
to radość wielka, nie smutek
poświęcić Stwórcy naszemu,
za wszystko dziękować Jemu.


Ech życie...

Teraz już wiem, że poznałam wspaniałego człowieka. Kiedy jednak pisałam ten wiersz, jeszcze tego nie wiedziałam. Jak to kobiety mają w zwyczaju zaczęłam go "prześwietlać", ot taka nieszkodliwa zabawa. Już ponad pół roku znam Stasia (to bardzo krótko, wiem...) ale myślę, że nie pomyliłam się co do niego. To dobry i wartościowy człowiek.

                                                                    DO STASIA

Kim jesteś imć Panie Stachu? - odpowiedź trudna..., zaiste...
Co sądzić o tobie brachu? - nie wszystko jest oczywiste...?

Zapobiegliwy, zaradny "ten, który sławą jest rodu"
i ojciec z niego przykładny i dumny nie bez powodu.

Ma pewność siebie, zna wartość, pracuś jak rzadko jest który
często myląca otwartość kruszy niewieścich serc mury.

Intelekt ma syntetyczny, nim bramy życia otwiera
lecz także... apodyktyczny, potrafi być Staś chimera.

Czasem nieśmiały i skryty, często ma zmienne humory
uparciuch z niego ukryty, sprzeciwu nie znosi... z góry.

Cytuję, co ktoś powiedział: "despota to w owczej skórze",
lecz gdyby ktoś z was nie wiedział, raz jeszcze wszystko powtórzę.

Choć Staszek ma swoje wady, jak każdy człowiek na ziemi
to głowę ma nie od parady i żyje w zgodzie z bliskimi.

Serdeczny, dobry, uroczy, pomocą umili życie
wokół przyjaciół jednoczy, traktując ich należycie.

Kiedy zaś uśmiech zakwitnie na jego szczerym obliczu,
niebo jest bardziej błękitne i już śnisz o królewiczu.


sobota, 3 czerwca 2017

O Antosiu, który bywał skrzatem.

                                            O ANTOSIU, KTÓRY BYWAŁ SKRZATEM
                                                 
                                                                          część trzecia

Frunie mała biedroneczka z krasnali załogą,
chce skrzydłami mocniej machać..., skrzaty zlecieć mogą.

Chyba trochę przesadziłam z miejscami na grzbiecie
aż piętnastu krasnoludków umieściłam, przecie...

No bo..., jak odmówić mogłam, kiedy wszystkie skrzaty
tak ochoczo chciały lecieć, do Antosia chaty.

Co tu robić? - owad myśli, wkoło się rozgląda
- muszę gdzieś na chwilkę usiąść - na łopian spogląda.

Piękny, wielki, rozłożysty, soczyście zielony
rośnie łopian i zaprasza gości w swe korony.

Ach łopuchu, ty spryciarzu wiem, że twoje dziady
mogą wszystkich pokaleczyć..., kwiat nie od parady.

Lecz na liściu twoim chętnie przysiądę mój rzepie
i odetchnę ociupinkę, troszkę się... doczepię...

... do leczniczych twoich ramion, które wiem że mogą
tępy ból z głowy wypędzić - teraz mi pomogą.

Bo natenczas moja głowa trochę rozpalona
z lęku, że mi skrzaty spadną na twoją koronę..

Siada szybko nasza krówka na liściu łopucha,
a krasnalki w tym momencie wrzeszczą jej do ucha...

... Biedroneczko!!! - nie przysiadaj, nie rób przerwy w locie!
Jeszcze chwilka i usiądziesz na Tośkowym płocie.

Siedmiokropka spuszcza główkę - wstyd jej się zrobiło,
że zawiodła swych przyjaciół..., coś się nie spełniło...

No... i kto z odsieczą bieży do smutnej biedronki,
oczywiście wychowawca - zaborczej ochronki.

Podnieś główkę moja miła, nie gniewaj się - proszę,
na te skrzaty rozbestwione, ja co dzień je znoszę...

Powiedz teraz, już spokojnie - w czym twoje strapienie?
- a ja już dołożę starań, przepędzę zmartwienie.

Cóż! - biedronka główkę chyli, tuli się do rzepa...
troszeczkę nie pomyślałam..., przerwy mi potrzeba...

Nie wiem, czy podołam wszystkich zawieźć was do chaty?
- bo już z sił opadłam całkiem, na skrzydłach ochwaty...

...od ciężaru się zrobiły i ból głowy wielki
mi doskwiera profesorze, patrz ... potu kropelki.

Ależ to nie twoja wina cielaczku słoneczny!
- to ja dziś nie pomyślałem, jestem niedorzeczny...

Bo w tym całym ambarasie, co zdarzył się w szkole
ważne były te mikrusy i..., Antoś pacholę...

O tobie zaś biedroneczko, coś... nie pomyślałem
i na plecy, całą zgraję skrzatów ci wtaskałem.

Pomiń proszę głupowatość i ograniczenie,
starej głowie krasnoluda daj już wybaczenie.

Siądźmy chwilkę, cichuteńko i pomyślmy wspólnie.
Póki co, na liściu rzepa jest całkiem przytulnie.

Myślał chwilę nasz dobrodziej i rzecze stanowczo:
 na początek mnie z Antosiem zawieź pod domostwo.

Potem resztę krasnoludków dowieziesz do chaty,
na trzy albo cztery tury podziel małe chwaty.

Jak powiedział tak się stało, biedronka szczęśliwa
niesie ludka i Antosia gdzie jego siedziba.

Dolecieli tak szybciutko, że chłopcy zamarli
gdy nasz owad usiadł sprytnie, przy schodach na darni.

Obaj szybko zeskoczyli z czerwonego grzbietu,
po cichutku się skradają..., - czuć zapach omletu...

Och, mamusia smaży omlet z konfiturą z malin,
pewnie już mnie wyczekuje - Antoś nasz się chwali.

Wejdźmy cicho na parapet - po łodydze malwy
i przez okno zobaczymy, co się może zdarzyć?

Tosiek sprytnie przeskakuje po listeczkach ślaza,
stary krasnal dyszy, wzdycha - zgrywa drzewołaza.

Jakoś wreszcie, cudem wielkim stanęli na oknie
zaglądają już do kuchni, Antoś cicho chrząknie...

Coś..., jakby mu zaschło w gardle - to pewnie z emocji,
ach! - napiłbym się kompotu..., czuję zapach słodki.

Mama krząta się po kuchni, nic nie podejrzewa
smaży omlet, miesza zupę, coś do niej dolewa.

Pewnie zaraz poda obiad - szepce cicho Tosiek,
coś przedsięwziąć więc musimy - mój mądry pilocie.

Myślę chłopcze, że musimy porozmawiać z mamą.
Ażeby jej nie wystraszyć, musisz stać się sobą.

Wypij zatem nektar z róży, spróbuj jej powiedzieć
co widziałeś i gdzie byłeś..., reszta chłopców jedzie...

Kiedy mama twoja będzie poznać nas gotowa,
po kolei nas przedstawisz i spokojna głowa.

Wszystko proste się wydaje, lecz Tosiek nie wierzy
że tak łatwo wszystko pójdzie - chyba sprzeniewierzy...

Nie ma jednak już wyboru - pije nektar słodki
i z okienka jednym susem skacze w dół, na schodki.

Drzwi otwiera... - cześć mamusiu...! - co dzisiaj na obiad?
chociaż chce się opanować, cały już spąsowiał.

Ooo...! Jak dobrze, że już jesteś! Nie muszę cię szukać!
Umyj ręce, wołaj tatę na siostrę zahukaj...

Antoś ręce grzecznie myje..., jak ja jej to powiem...???
Przecież muszę jakoś zacząć - za chwilkę się dowiem...

Umył ręce, przetarł oczy, po izdebce krąży
- Mamo...! - no co moje szczęście...? - zaczął temat drążyć...

... No bo wiesz, jak by powiedzieć.... - wiedz, że dziś nie kłamię!!!
Byłem w wiosce krasnoludków!!! - chyba się załamię...

Oddech Antoś wziął głęboki no..., - już po kłopocie.
Powiedziałem wreszcie prawdę o leśnej przygodzie.

Mama Tośka przytuliła - dzieciątko kochane...
ale ty masz wyobraźnię, bajkami usłaną.

Mamo...! Proszę...! - prawdę mówię, zechciej mi uwierzyć,
że od rana przebywałem wśród leśnej młodzieży!

Ależ tak mój chłopcze miły - mama się uśmiecha,
na co w drzwiach przystanął tata i rozmowy słucha.

No, bo widzisz mój kochany, Antoś mi powiedział:
że dzisiejszy dzień od rana z krasnalkami siedział.

Antek! - tata groźnie mruknął - weź ty się do nauki
i na darmo nie uciekaj, w jakieś głupie bajki.

Tato, toć ja prawdę mówię..., uwierzcie mi proszę!
Jak wam o tym dziś opowiem, niewiarę wypłoszę!

Tacie uśmiech siadł na ustach, mama tez się śmieje...
- zobacz ojciec jak syn dorósł, wśród przyjaciół z kniei...

Antosiowi łzy rozpaczy w oczach się zaszkliły,
nie..., oni mi nie uwierzą - nie ma ludzkiej siły.

Dobrze więc rodzice mili, skoro nie wierzycie
moim słowom, zatem wierzcie w to co zobaczycie.

Pozwól mamo, podejdź tato - ku okienku bieży...,
gdzie załoga już w komplecie, okrutnie się trwoży.

Mama patrzy na rodzica, ten nie wie co robić...
- chodźcie proszę! - Antoś woła, chciałbym was przedstawić.

Tato, chcąc już mieć za sobą wymysły dzieciaka
idzie szybko do okienka, ukarać bystrzaka.

Mama trochę niespokojna, za ojcem się skrada...
... dziecko całkiem mi zgłupiało..., jakaż na to rada...

Antek - odważnie jak nigdy, prostuje się śmiało
i przedstawia swych przyjaciół, raźnie i wesoło.

Pozwól mamo, że rozpocznę moją prezentację
od naszego opiekuna..., co zawsze ma rację!

To jest pan profesor, który wiedzą nas oświeca
i pomaga gdy kłopoty, życie nam zaśmiecą.

Tato widzi, że na oknie coś przecie się rusza...
powolutku się nachyla..., nieśmiało się wzrusza...

Mama też nieśmiało idzie, powoli się schyla...
- o mój Boże! - toż to czary! - z lęku się przechyla...

Tatuś łapie ją w połowie lekkiego omdlenia,
co..., to..., to...., to... jest Antosiu, nie do pomyślenia...!

To są moi przyjaciele - nie bójcie się proszę!
Nieraz przecież mówiliście, o skrzatach na świecie.

Tak! - ale to bajki były i nikt w nie, nie wierzył
a wychodzi, że zasiądę z bajką do wieczerzy...?

Tu nasz belfer nie wytrzymał - Pani mi wybaczy,
że cokolwiek śmiem powiedzieć w drażliwym temacie!

Bardzo przykre to są słowa, dla bajkowych ludzi
bo wskazują - jak dorosłych zmysły, życie studzi!

Na stanowcze takie słowa, rodzice zgłupieli
- skąd mądrości tyle w skrzacie? - uwierzyć nie chcieli...

Ale jak tu nie uwierzyć, co oczy wciąż widzą
uszy słyszą, serce czuje a mózg analizą.

Tato pierwszy się otrząsnął z dziwnego wrażenia.
Dobrze! - mówi, już spokojnie, wystarczy bajczenia...

Jeśli rzeczywiście nie śnię i wszystko jest prawdą,
witam przeto w moich progach istotę pradawną...

Dobrze rzekłeś miły panie - skrzat stary odpowie,
przed wiekami razem z ludźmi żyliśmy w alkowie.

Wszyscy szczerze nas kochali i każde domostwo
za honoru punkt stawiało, krasnali kumostwo.

Zaś obecność nasza w chacie, wnosiła doń szczęście,
zdrowie i dobrobyt ciągły gościł tutaj częściej.

Dzieci od najpierwszych godzin ziemskiego istnienia
krasnoludki piastowały, już od urodzenia.

Mądrość ich szeroko znana, ludziom na usługi
była dana, w ich codziennym życiu - całkiem długim.

Teraz, kiedy świat daleko odszedł od mądrości,
my chochliki się chowamy przed człowieka złością...

Dzisiaj duszki zastąpiły przemyślne roboty,
mechanizmy niedościgłe ziemiańskiej pustoty.

Ale rody skrzatów żyją i mają się dobrze,
odnajdują tych nielicznych, ofiarując szczodrze...

...swoją wiedzę, często pomoc w życiowych kłopotach.
Czasem ludzie wyśmiewają gnomy w anegdotach.

Antoś własnie, jest wśród grona niewielu osóbek,
którym skrzaty pozwoliły, wejść na swój ogródek.

Chłopiec z niego jest wrażliwy i odważny bardzo,
kocha życie i przyrodę, prawdą nie pogardza.

Wybaczcie więc mili ojce małe przekłamanie,
ze wasz Antoś nic nie mówił o skrzatów spotkaniu.

Zresztą, sami dziś widzicie po naszym ujrzeniu,
jakie chłopiec miałby szanse..., w bajki uwierzeniu...?

Tutaj krasnal głowę zwiesił, mocno się zamyślił
czeka na rodziców zdanie..., - wiatr liśćmi szeleści...

Mama patrzy tacie w oczy, łzy w nich wielkie stoją.
Tata wzrokiem w bok ucieka, panuje nastrojom.

Tors wyprężył, nie da poznać co w duszy się dzieje,
kładzie wielką dłoń na oknie i szczerze się śmieje...

A więc - wchodźcie moi mili, na rękę przyjazną
i przyjmijcie tu gościnę i ufność uważną.

Wszystkich, którzy tu przybyli z biedroneczką włącznie
zapraszamy na posiłek, każdy z was niech spocznie.

Stary krasnal otarł łezkę, na dłoń wchodzi śmiało
za nim chłopcy jak mróweczki idą paczką całą.

Tatuś bardzo pomalutku stawia ich na stole,
Antoś łzami się zalewa - poczciwe pacholę...

Tuli mocno się do mamy, papciowi dziękuje
siada wspólnie do obiadu, szczęście delektuje...

Mama zupę już podała, skrzaty wspólnie siedzą
- wokół łyżki, z której wespół, smaczny obiad jedzą.

Obiad trochę się przedłużył, było sporo śmiechu
opowieści o przygodach na jednym oddechu.

Mama z tatą uśmiechnięci, słuchali uważnie
i na wszystkich spoglądali dumnie i poważnie.

Antoś cieszył się ogromnie ze swojego szczęścia,
płakał, skakał i rozrabiał do druhów odejścia.

Bo takowy czas miał nadejść, bo wszystko się kończy...
ale dzisiaj już był pewien - nic ich nie rozłączy.

Tak więc dziatki moje miłe, uwierzcie w krasnale,
bajki, baśnie i przygody nie zbywajcie wcale.

Teraz prędko do łóżeczek wskakujemy wspólnie
i będziemy śnić z Antosiem o leśnej ferajnie.

A gdy rano otworzymy wyspane oczęta,
słonko ciepłe nas powita i rosa w diamentach.

Szybko wtedy pobiegnijcie na zieloną trawę,
bose stópki niech spijają z świeżej rosy strawę.

Potem mamę poprosicie, a może... tatusia?
żeby z wami poszukali kolegów Antosia.
































































piątek, 2 czerwca 2017

O Antosiu, który bywał skrzatem.

                                      O ANTOSIU KTÓRY BYWAŁ SKRZATEM

                                                              część druga

Antek grzecznie w domu siedział, przez tydzień calutki.
O krasnalkach nic nie wiedział - problem miał malutki.

Tęsknił bardzo za skrzatami śniąc po nocach całych,
jak fruwają pod chmurkami na biedronkach małych.

Dni już kilka upłynęło od owej przygody,
a Tośkowi brakowało chęci do rozmowy...

... z mamą, której sam obiecał wszystko opowiedzieć
i choć mowy długie sklecał, wolał cicho siedzieć.

Chciał już nieraz swojej mamie którą kochał szczerze,
swą przygodę opowiedzieć, - jakoś..., bał się zwierzeń.

Zawsze coś go wstrzymywało przed trudną spowiedzią,
... może właśnie tak być miało? - tego nikt nie wiedział.

Chyba jeszcze... czas nie nadszedł na takie zwierzenia,
kochał mamę będę zawsze - mam czas do myślenia.

Muszę teraz pogłówkować nad nowym kłopotem,
jak mam czmychnąć do krasnali - za sąsiada płotem?

Myślał Antoś dzionek cały, myślał nocy kilka
i wymyślił, że w niedzielę wpadnie w stóg jak szpilka.

Rano grzecznie niebywale trzpiot się zachowywał,
potem uśmiech..., czmych zuchwale, już w lesie przebywał.

Myśli sobie Tosiek sprytnie - spojrzę choć z daleka...
zanim czas skradziony minie na ludki pozerkam.

Biegnie prędko za stodołę (nam już wcześniej znaną)
szuka wioski krasnoludków...? - pole zaorano...

Rozpacz, lęk i złość bezsilna targnęły Antosiem.
Gdzie jest wioska...? - kto ją zburzył...?, może wiejskie prosię...?

Chyba chłopiec w tym pośpiechu troszeczkę przesadził,
buziak znowu jest z uśmiechem..., słup go doprowadził.

Ach!!! - to przecież tu pamiętam..., radośnie podskoczy,
słup z betonu tkwi w segmentach i w całość je łączy.

Antek pobiegł co sił w nogach, schylił się przesadnie
są! znalazłem...! - o laboga...? ... pusto w wiosce na dnie...???

Patrzy chłopiec przerażony - gdzie moje kompany?
domki świeżo wybielone..., znaczy zamieszkane...?

Może w szkole cichuteńko siedzą biedne skrzaty?
- a profesor im sprzedaje wiedzy grube płaty.

Gdzie ta szkoła? - myśli dziecię..., tak! - ten duży domek!
Zatopiony w mchu zielonym a dach ma ze słomek.

Przytknął Antoś wielkie oko do okienka w szkole,
rzeczywiście, wszyscy siedzą..., spokój, cisza w siole...

Zasłuchani, zapatrzeni w postać profesora...
- jak wyciągnąć moich ludków...? - wymyśla potwora.

Może lekko stuknę w okno, albo chrząknę troszkę
lub..., leciutko drzwi uchylę - tak ich nie wypłoszę.

Jak pomyślał tak też zrobił - chrząknął cichuteńko...
wtem krasnalki wrzask podniosły: cóż to jest? - tateńko...!

Chyba jakiś zwierz ogromny wioskę atakuje!
Może kot...?,  lub szarak polny po chatach buszuje...?

Albo może..., słoń z Afryki zabłądził niechcący?
- Profesorze! - tatku miły, ratuj nas ginących...!

Cicho skrzaty! -belfer krzyknął! Co z wami się dzieje?
Środek dnia jest w środku Polski..., młodzież mi durnieje...

Zaraz sprawdzę te odgłosy, wyjrzyjmy przed szkołę.
O laboga..., czyjeś włosy..., to nasze pacholę!

To nasz Antoś ukochany wrócił do nas wreszcie,
od radości dudnią ściany, huk..., jak w wielkim mieście.

Wszyscy biegną do kamrata, przewrócili ławki
stratowali chyba skrzata, ups..., to mentor z bajki...

Radość, szczęście, szał pospołem ogarnęły dziatwę
tańczą w kręgu już wesołym. Zadanie niełatwe...

...ma pedagog nasz kochany po..., wstaniu z podłogi.
Uniformek ufajdany i skopane nogi.

Dobrze ! - myśli wychowawca. Ja wam tu pokażę!
Będę dzisiaj wasz oprawca...? - chyba się odważę...?

Wyszedł więc dydaktyk wściekły z opuszczonej szkoły,
wyraz twarzy ma zaciekły, w oczach... błysk wesoły?

A przed szkołą stoi Antoś, nie wie co ma zrobić?
Wokół niego tańczą skrzaty, nie chciałby ich skrzywdzić.

Stoi więc spokojnie bardzo, nogą nie poruszy
a u stóp mu tańczy chmara, ludków z leśnej głuszy.

Kiedy ujrzał profesora, prawie się ucieszył
wie, że skrzatów cała sfora w sukurs mu pospieszy.

Cisza! - krzyknął wykładowca. Co tutaj się dzieje?
Wrzaski, krzyki..., każde zwierzę wypłoszycie z kniei!

Wszystko mógłbym pomiarkować, pojąć sens radości.
Wy musicie skalkulować, swój sposób miłości!

Wiem, że radość niepojęta serca wam wypełnia
że już dzisiaj dla was święto, wasze sny się spełnią.

Czasem jednak moi mili warto trochę myśleć,
bo na wszystko w każdej chwili, rada jest w pomyśle.

Konsekwencją waszych szaleństw - jest zniszczona klasa,
potłuczone moje nogi i panika w lasach.

Krasnoludkom wstyd ogromny, mowę im odjęło.
Szczęścia troszkę ze spotkania - chyba się wymknęło...

Widzi Antoś zamieszanie, swojej winy trochę
- wybacz psorze to brykanie..., niech już mamy krechę...

Zaraz szkołę posprzątamy, tobie zaś z ukłonem
przeprosiny swe składamy - bądź naszym patronem.

Edukator połechtany Antosia przemową
brodę targa, szczypią oczy, ma problem z wymową.

Idzie wreszcie do komórki obok szkolnej klasy,
tam schowany płyn tajemny na takowe czasy.

Płyn w naparstek już się leje, skrzaty cicho siedzą.
Antoś wypił..., znów się dzieje, lecz teraz już wiedzą...

...jaką moc ma trunek z malin i czym się objawia.
Tosiek nagle zniknął z oczu, ooo...! - spodnie poprawia...

Siedzi już wśród swoich ludków nad wyraz szczęśliwy
i rozprawia, opowiada - choć głos ma łamliwy...

Cały czas w podświadomości coś mu dziurę wierci
- twoja mama już cię szuka...! - bojaźnie się kręci.

Ta świadomość nie pozwala myśleć mu spokojnie
w końcu mówi: posłuchajcie..., ciąży mi kłamanie!

Moja mama nadal nie wie o leśnej młodzieży
i o tobie profesorze..., chyba nie uwierzy?

Nie wiem jak jej to powiedzieć, czym przekonać mogę
mamę o tym, że komora ma swoją załogę.

Nauczyciel pilnie słucha co mówi Antosiek,
usiadł cicho na kamieniu, oparł się o sąsiek.

Głowę siwą podparł ręką, wzrok gdzieś się rozpłynął.
Pan profesor zaczął myśleć - z tego zresztą słynął.

Myślał chwilę, potem drugą, potem jeszcze jedną
i jak młodzik - hop!- podskoczył, mam koncepcję pewną.

A mój projekt tak wygląda kochanieńkie skrzaty,
wszyscy tutaj jak stoimy, pójdziemy do chaty...

...tegoż Tośka niesfornego, do jego rodziców
i powiemy całą prawdę! Trzeba mi kibiców!

Wszystkich naraz wmurowało w zielone podłoże,
rozdziawili wszystkie buźki, jakże to być może...?

Antoś tez z niedowierzaniem patrzy błędnym okiem,
taki pomysł, niewątpliwie jest jak w przepaść - skokiem.

Nie..., nie przejdzie z moją mamą, pana rozwiązanie.
To już lepiej tak jak było, nadal niech zostanie.

Drogi Tośku, wiec posłuchaj mojej dobrej rady:
starsi głowę noszą - myśląc, a nie od parady.

Myśl jest przednia, w to uwierzcie - co za nią przemawia
to, że prawda w każdym wieku relacje uzdrawia.

Ale jak tego dokonać? - mistrzu nasz kochany?
- pyta mały krasnal Wojtuś, trochę zagubiony.

Bardzo prosto, zaraz wezwę biedronkę wesołą
ona zna już okolice, za naszą stodołą...

...i do chaty Tośka chętnie, wszystkich nas zawiezie
a wieczorem już będziemy po całej imprezie.

Jak powiedział, tak się stało, gwizdek głośno świszczy
i biedronka cicho siada pośród leśnych gąszczy.

Witam was! - kochane skrzaty, czuję już z daleka
- tajemnicza jakaś podróż dzisiaj na nas czeka.

Tak biedronko, wielką prośbę dziś do ciebie mamy.
Bardzo chcemy poznać wreszcie Antosiową mamę.

To wspaniała jest wiadomość - biedronka podfrunie,
chętnie poznam twoją wioskę, mój malutki kumie.

Antoś, mimo tych radości lekko wystraszony...
chętnie was zapraszam w gości..., bój - nieunikniony!

Biedroneczka rozpostarła skrzydełka szeroko,
nauczyciel krzyczy: siadać! - fruniemy wysoko!

Jeden, drugi, trzeci krasnal gramolą się sami
a nasz owad im pomaga, krasnymi skrzydłami.

Kiedy wszyscy już usiedli na biedronki grzbiecie,
zapomnieli o kłopotach..., - witaj piękny świecie!

Biedroneczka się uniosła nad wysokie trawy,
wszyscy śmieją się wesoło, nadszedł czas zabawy.

Pofrunęli ponad krzewy, nad wysokie drzewa.
Skręć na prawo - woła Antoś, tak nam lecieć trzeba.

Samolocik w czarne kropki zmienił kurs na prawo,
wszyscy w rączki zaklaskali: brawo! - pięknie! - brawo!

W dole pola, łany zboża, stoją stogi siana
widać już zagrodę Tośka, w niej mama kochana.

Choć Antosia strach ogarnia, spotkania się boi
to gdzieś w sercu radość wielka, uśmiech już swawoli.

A co dalej miłe skrzaty w zagrodzie się działo?
Już w kolejnej części - proszę, czytajcie wesoło.

Czy krasnale doleciały? Czy spotkały mamę?
i jak Tośka problem wielki rozwiązały same.

cdn...



















,