Moi kochani! Tłusty czwartek! Uwielbiam i pasjami przepadam za tym świętem.
Właściwie słodyczy jadam bardzo mało, można powiedzieć okazjonalnie.
Z utęsknieniem czekam więc na najsłodsze w kalendarzu święto i przez cały ten dzień, bezkarnie objadam się paczkami i faworkami. Od lat moja norma to było dziesięć pączków. W tym roku po zjedzeniu tychże dziesieciu, poczęstowano mnie jeszcze dwoma, które zjadłam ze smakiem.
Całości dopełniły upieczone dzień wcześniej przeze mnie faworki. Pyszności mówię wam.
W tym jednym dniu w roku, pozwalam sobie na całkowitą słodkościową rozpustę.
Czy wiecie dlaczego obchodzimy to święto i skąd się ono wzięło?
Zwyczaj ten zakorzeniony jest jeszcze w czasach antycznych. Jak większość świąt tak i ten zwyczaj przyjęty został przez chrześcijaństwo z pogańskieego zwyczaju a było to świętowanie odejścia zimy i nadejścia wiosny. Na ucztach królowały potrawy bardzo tłuste, mięsa i wina. Zagryzkę stanowiły pączki, ale te przygotowywane były z ciasta chlebowego, nadziewane słoniną i mięsem i smażone w głębokim tluszczu. Były bardzo twarde, jak pisze historyk "Staroświeckim pączkiem trafiwszy w oko mógłby go podsinić." Recepturę zaś do ich przygotowania znajdziecie w dziele Marka Porcjusza Katona "O gospodarstwie wiejskim" - ok. 149 rok p.n.e.
Skąd u nas czwartek właśnie?
Pierwotnie obchodzono pożegnanie z karnawałem we wtorek. W niektórych krajach tak jest do dziś.
Wychodzi na to, że nasi pradziadowie lubili się bawić. Kiedy zabawa zaczynała się rozkręcać, trzeba było ją kończyć o północy, bo wchodził popielec.
Od poniedziałku też nie można było obchodzić święta, bo przygotowania przysmaków należało rozpocząć dzień wcześniej a niedziela nie była do tego odpowiednim dniem.
Niedziela zawsze wymagała odpowiedniej oprawy i przygotowania dla niej samej a takowe rozpoczynało sie już w sobotę po południu.
Piątek na pamiątkę śmierci P. Jezusa wymagał powagi, nie było więc mowy o hulankach.
Został wiec czwartek jako najodpowiedniejszy dzień na rozpoczęcie pożegnania karnawału.
Średniowieczne pisma nawoływały do poszczenia.
"Kto z pogardy dla chrześcijaństwa nie zachowuje czterdziestodniowego postu, powinien umrzeć." - czytamy.
To niewątpliwie mobilizowało ludzi do rezygnowania z jedzenia nie tylko mięsa, ale i jaj, mleka, masła, serów, smalcu w okresie postu. Żeby zaś te kuszące produkty nie zalegały spiżarń, wyjadano je właśnie od tłustego czwartku do środy popielcowej.
Po hucznych i obfitych mięsopustach, następował czterdziestodniowy post. Gospodynie szorowały garnki, żeby broń Boże nie został w nich tłuszcz i do Świąt Wielkiej Nocy jedzono tylko potrawy postne, a to: ziemniaki, kasze, barszcze.
Post upływał na modlitwach i umartwianiu się.
Z czasem odchodzono od tłustych potraw na rzecz delikatnych pączków i faworków zwanych też chrustem. Nazwa pierwsza z francuskiego "faveur" oznacza wąską wstążeczkę, ale faworek nie pochodzi z Francji lecz z Niemiec i Litwy. Nazwa chrust zaś ma typowo słowiańskie pochodzenie, był kojarzony z chrustem zbieranym w lesie na opał.
Zwyczaj jedzenia słodkich pączków pojawił się w Polsce ok. XVII wieku, ale wtedy jego nadzienie stanowił ukryty orzeszek, który miał przynosić wielkie powodzenie i dostatek szczęśliwcowi któremu się przytrafił. Dzisiaj pączki nadziewane są najbardziej wymyślnymi nadzieniami, ale już słodkimi.
Według cukierników idealny pączek dziś ma ważyć 55-70 gramów, mieścić się w dłoni i uwaga: powinien mieć 450-500 kalorii.
Nie przeliczajcie mi błagam dzisiejszych kalorii. Daję radę spokojnie!
Jeszcze na chwilkę wrócimy do historii. Święto to od zawsze zarezerwowane było dla kobiet.
Mogły sobie w tym dniu pozwolić na tańce, śpiewy a nawet spożywanie alkoholu. W tym jedynym dniu górowały nad mężczyznami, ci zaś woleli wtedy schodzić im z drogi.
Może jeszcze napiszę, że to święto ruchome uzależnione od daty Świąt Wielkanocnych.
Przypada w ostatni czwartek przed Wielkim Postem albo inaczej tydzień przed środą popielcową.
Obfitośc pożywienia oraz obowiązkowe tańce, które od zawsze obowiązywały w okresie zapustów dawały także podstawę do wróżb i zaklinania bogatych zbiorów i dostatniego roku. Wierzono w magiczny sens takiego postępowania. Obfitość jedzenia miała spowodować urodzaj i dobrobyt przez cały rok. No to teraz już wiecie, dlaczego co roku objadam się pączkami.
Zatem póki co moi kochani! Bawimy się, objadamy i szykujemy sobie bardzo szczęśliwy i dostatni rok.
Bo przecie: "Kiej ostatki, to ostatki. Niech sie trzęsą babskie zadki!"
Mięsopusty
Góra chrustu upieczona,
piramida pączków rośnie,
fantazyjnych róż korona
- zakazane w ścisłym poście.
Na ostatki popuść pasa,
tupnij skocznie, strzel kielicha.
Otwórz umysł na grubasa
a restrykcje goń do licha.
Czas zapustów od pradziada
wolnym był od ograniczeń.
Niech cię handra nie dopada
a jak pączuś lśni oblicze.
Podpaś kołdun, spulchnij boczki
uśmiech buzię niech ozłoci.
Choćbyś nie spał znów pół nocki,
rok ten szczęściem się okoci.
Wrzuć na luzik - przysłowiowy,
do przyjaciół zachodź często.
W mięsopusty do rozmowy
konsumuj, zapijaj gęsto.
Niech ten rok jak i zapusty
tęgi i pękaty będzie.
Chude niech bledną oszusty
co kształty mają na względzie.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz