czwartek, 25 listopada 2021

Wiara

WIARA -  "...nadawanie dużego prawdopodobieństwa prawdziwości twierdzenia w warunkach braku wystarczającej wiedzy" - tak pięknie i zrozumiale encyklopedia wyjaśnia nam znaczenie tego magicznego słowa.
Czy aby na pewno w tak prosty sposób, można zinterpretować je ostatecznie?
Ja, jak zwykle się...czepiam. Zapraszam więc na chwilę dywagacji o wierze.
Mój wiek, którym często wspomagam się w moich wywodach, bardzo mi pomaga, bo jak powszechnie wiadomo, bagaż doświadczeń jest najcenniejszym pozytywem w rozmowach o życiu.
Od małego dziecka nie mialam problemów z wiarą. 
Wtedy, kiedy jeszcze niewiele rozumiałam, więcej czułam i widziałam.
Zawsze miałam świadomość jak i co powinnam robić, tak jakby mi to ktoś podpowiadał.
Jeżeli coś robiłam źle, często robiłam to z rozmysłem i raczej dla sprawdzenia reakcji dorosłych. Jeżeli dorośli rugali mnie za to, wiedziałam, że to jest złe i nie powinnam tak się zachowywać, potwierdzałam więc sobie fakt, że ja wiem co jest złe.  Nie wyobrażacie sobie jak pragmatycznie myślą dzieci.albo nie chce Wam się wysilać, żeby cofnąć się do swojego wczesnego dzieciństwa i przypomnieć sobie swoje myślenia. Każdy z nas może tam wrócić. Najlepiej wspominać przeżycia, które odcisnęły sie w naszym umyśle mocniej niż inne. Takich przeżyć z dzieciństwa mamy mnóstwo. Wystarczy tylko odkurzyć je trochę i zagłębić się w nie mocniej.                                                                                                              Wiedziałam na przyklad, że kiedy rano otworzę oczy a przez okno wpadają słoneczne promienie, muszę natychmiast wybiec na zewnątrz i przywitać się ze słońcem. Tak też, jako kilkuletni berbeć robiłam. Jak tylko zobaczyłam przez okno słońce, wyskakiwałam z łóżka i w koszulinie biegłam przez kuchnię, następnie długą sienią do drzwi wejściowych, żeby móc popatrzyć prosto w słońce. Mrużyłam oczy i wyciągałam chude rączęta w jego kierunku, wołając głośno: "...dzień dobry kochane słoneczko". To były lata sześćdziesiąte. Dziś przypominam sobie co wtedy działo się w głowie trzy, czterolatki. Nikt mi tego nie mówił, ale ja wiedziałam, że jestem szczęśliwa: bo mogę biec, bo za chwilę dostanę śniadanie, bo w kuchni jest babcia, mama, bo mogę stać w tym słońcu i ogrzewać się jego ciepłem. Odczuwanie tej wielkiej szczęśliwości było tak mocne, że do dzisiaj je pamiętam.     
Mało tego, do dziś potrafię tak bardzo czymś się cieszyć i tak być szczęśliwą jak wtedy właśnie. Ta szczęśliwość cały czas we mnie tkwi i nie muszę specjalnie wysilać się, żeby osiągnąć ten stan. Jeżeli piszę "kąpiel słoneczna" to znaczy, że jestem w jego objęciach i czuję to ciepło naturalne, najmilsze, najcieplejsze, najdoskonalsze, nie do odtworzenie przez człowieka. To właśnie jest dla mnie cud. Cud doświadczania wyższości natury. Cud dobrowolnego poddania się chwili i mocy wszechświata. Moje odczucia z okresu dzieciństwa, które bardzo pielęgnuję są dla mnie wystarczającym potwierdzeniem istnienia wyższego bytu.
Wychowywano mnie na katoliczkę. Kiedy poszłam do szkoły na lekcjach religii zaczęłam poznawać bliżej dogmaty wiary. Niestety były to też czasy, kiedy (szczególnie na wsi) jeszcze mocno funkcjonowały zabobony, przesądy, demoniczne strachy. Jakimś "cudem" udało mi się uniknąć tych chorych pułapek i utwierdzić w sobie zdrową i szczęśliwą wiarę.To też uważam, jest jakieś zrządzenie ponadnaturalne, powiedziałabym nawet świadome przewodnictwo. Nikt z moich najbliższych nie pomagał mi w samookreśleniu, wręcz przeciwnie. Gusła dominowały.                       
Mam sześćdziesiąt lat. Bardzo starałam się przez całe życie i nadal mocno nad tym pracuję, pielęgnowac w sobie dziecko. Często zachowuję się jak dziecko i myślę, że właśnie dlatego potrafię być szczęśliwa. Dzieci bowiem w swej nie zniszczonej jeszcze przez dorosłych strukturze posiadają nieskazitelną formę , która łączy je z wszechświatem czyli z Mocą Stwórcy i stąd właśnie ich najprawdziwsze reakcje, samoobrona tylko z konieczności, stoickie wręcz przyjmowanie rzeczywistości, empatia, bezproblemowość, trzeźwe i najprostsze ocenianie oraz przyjmowanie otoczenia. Ta świadomość utwierdza moją wiarę, że każdy z nas jest cząstką czegoś bezwymiarowego, czegoś czego nie jesteśmy w stanie pojąć a ślad czego przychodzi z nami na Ziemię.
Pielęgnowanie w sobie dziecka przez dorosłego nie jest wcale łatwe. Coraz więcej wokół nas "wykształconych" mądrali, którym wydaje się, że to oni są bogami. Przykazaniami dla nich jest umiejętność poruszania się w cyberprzestrzeni, wszechobecny, degradujacy i sprowadzający człowieka do wymiaru kukły marketing według którego i pod jego dyktando powinniśmy żyć oraz straszliwe zakłamanie, wykorzystywanie, ubezwłasnowalnianie, narzucanie ofert bez zgody człowieka czyli niewolnictwo. Nie takie, krepujace tylko nasze ciała z jakim miał człowiek do czynienia we wcześniejszych wiekach. Współczesne niewolnictwo odbiera człowiekowi przede wszystkim rozum, serce i wolną wolę a więc duszę. Tą jedyną i najważniejszą część naszego istnienia. Ktoś taki jak ja, który próbuje oprzeć się temu procederowi jest marginalizowany na każdym kroku i właściwie przez każdego. Nikt nie rozumie kogoś, kto kieruje się uczuciami, myśli sercem i żyje dla innych. To jest wręcz stan chorobowy. Niedawno przecież pisałam o tym jak otoczenie postrzega mnie. Jako kretynkę i bezmózgowca, podgłupiastą i niedorozwiniętą chociaż staram się w miarę normalnie żyć a nawet nadążać za rowojem techniki. Moja siła i wytrzymałość tych niezbyt przyjemnych epizodów podparta jest właśnie niezłomną wiarą. Silnym przekonaniem i mocną ufnością w coś ważniejszego dla mnie, w coś czego teraz zrozumieć nie potrafię ale czuję i wyczuwam swoją dziecięcą intuicją, że ta właśnie niewiadoma jest dla mnie najważniejsza i dla niej muszę żyć a właściwie przejść swoje tu osadzenie na Ziemi, którego celem jest rozwinięcie i ukształtowanie mojego jestestwa abym kiedyś mogła ze spokojem odejść do mojego prawdziwego domu, do mojego prawdziwego Ojca. Wszystko zaś z czym zetknę się na tej Ziemi tam będzie niepamięcią .
Moje życie staram sie kształtować dla pożytku i radości ludzi, wszystko co dostaję od życia jest pensją za moje wysiłki i pracę. Biorę od Boga tylko tyle ile potrzebuję. Jakikolwiek nadmiar zawsze mnie przytłaczał. Odkąd sama decyduję o swoim życiu nie zdarzyło się nigdy, żeby mi zabrakło czegokolwiek do egzystencji. Nadwyżka jakichkolwiek dóbr wymiernych z pewnością zubożyła by moje życie i zdezorganizowała funkcjonowanie moich wartości życiowych. Cały czas żyję na przyzwoitym poziomie obowiązującym w tych czasach. Gdyby czasy były inne przyjęłabym je i dostosowała swoje życie do istniejących warunków i zachowywałabym sie identycznie zmieniłaby się tylko forma i kształt mojego funkcjonowania.
Znam ludzi "wierzących", którzy cały czas usiłują swoją wiarę oprzeć na objawieniach, karkołomnych modlitwach, umartwianiach które rujnują ich zdrowie i zabijają boską radość na dopatrywaniu się cudów na każdym kroku. Jakaż jest ich wiara, skoro nie potrafią poczuć w sercu i umyśle miłości do Stwórcy, skoro nie potrafią zapłakać czystą radością na widok wiosennego, niebiańskiego poranka?
Nie szukam Boga namacalnego i widocznego dla oka. Przecież On jest we wszystkim czego dotykam i co widzę a to szczęście, które rozrywa moje piersi i wyrywa się ku czemuś niewiadomemu i nieuchwytnemu to cóż innego jak nie Bóg? Nie ma na świecie takiej mocy ludzkiej, któraby potrafiła wskrzesic we mnie takie uczucia. One po prostu we mnie żyją i prowadzą mnie do największego szczęścia, które gdzieś głęboko we mnie się uśmiecha. Przecież to takie proste.......
Czy nie wierzę w cuda?
Oczywiście, że wierzę bo doświadczam ich bez przerwy. Nie zdarzyło mi się prosić o coś Pna Boga (najczęściej za pośrednictwem Mateńki ukochanej) i nie być wysłuchaną. Jeżeli w coś mocno wierzę i czegoś bardzo pragnę Bóg zawsze mnie wysłuchuje i końcem końców tych spełnionych próśb jest już tak dużo, że na obecną chwilę już tylko dziękuję i dziękuję, i dziękuję. Wiem, a wiem bo wierzę, że każda moja prośba będzie wysłuchana. Oczywiście prośba z dobrą intencją na chwałę Bogu i pożytek ludziom. Zaufajcie proszę i nie bójcie się. Jak cudownie jest żyć mając świadomość, że nie jesteś sam.
Czym więc są wszystkie łaski, które otrzymałam ja, moja rodzina i nie tylko jeżeli nie potwierdzeniem istnienia Mocy Wszechmogącej, która cały czas każdym z nas się opiekuje. Naszym zaś zadaniem jest umieć wierzyć, prosić i dziękować. Kochać ludzi, kochać siebie, kochać wszystko co Bóg nam dał. Dziękować za dobre i złe bo wszystko w egzystencji jest potrzebne. Jeżeli zapanuje w nas ta właśnie, świadoma równowaga osiągniemy najprawdziwsze szczęście.
Czy to nie są wystarczające dowodym żeby uwierzyć w niepojętą Moc, która nami dysponuje.


                                                               Błogosławieni

Błogoslawieni którzy uwierzyli,
potęga Wszechmocnego buduje ich siłę.
Chociaż na drogach często się gubili,
zaowocował wreszcie duszy ich wysiłek.
Ujrzeli światło Pana we wszystkim dokoła
a szczęście bezgraniczne krzyczało do Boga,
...jesteś tu po to by kochać! - zawołał
głos, którego przez lata gniotła zimna trwoga.

Błogosławieni sprawiedliwi,
to oni są filarem boskiej kompozycji.
Nie upatrują winy, nic ich nie dziwi
nie wchodzą nigdy w gestie Pańskiej jurysdykcji.
Przypadłość zaś ta rzadka w rozkosz ich spowiła
niezłożone istnienie, łatwość wybaczania.
Dzień każdy to modlitwa sercu Boga miła,
dążenie do czystości złe siły poskramia.

Błogosławieni cisi i pokorni.
Pozbawili już pychy swoje nędzne ciała.
Uspokojeni na butę odporni,
bo przyszlość dla nich zawsze jawi się wspaniała.
Rozsiewając nadzieję, miłość w trwaniu szkwałach,
niosą z Jezusem krzyże, ciągle niestrudzeni.
Śpiewając głośno: "Panie, chwała Tobie, chwała",
upojeni spokojem duszy. Błogosławieni.





środa, 14 kwietnia 2021

Czy to już wiosna?

 Kwiecień

Rannym świtem na wschodzie
wzeszło czarne kłębowisko,
wietrzysko popchnęło tumany
śnieżne przez świat.
Zima po raz kolejny
dosiadła lodowych sań
a śnieżne ogiery
znów wykrzesały spod kopyt
całun zimowy.
Czyżby wiosna w tym roku
zrejterowała?
Forsycja wypuczyła pękające kwiaty
całe zatopione
w kapiących łzach
topniejącego śniegu.
Stokrotka chwiejąc się
pod ciężarem opadu,
próbuje utrzymać równowagę
na swojej cieniusiej nóżce.
Zwinęła namoczone listeczki
a febra trzęsie nią nieustannie.
Przebiśniegi jedynie...
rycerscy zwiadowcy,
eksplorują z uśmiechem
zapłakane przestrzenie.
Tak plecie nasz kwiecień
niemocą spowity.
Światłości wygląda
ciepełka miłego,
lecz status jest jego... przejściowy.
Przytuli stokrotkę,
forsycją potrząśnie
i prześpi swój miesiąc na śniegu.



wtorek, 13 kwietnia 2021

Podgłupiasta...

Jestem człowiekiem bezpośrednim i prostolinijnym.
Kiedy poznaję nową osobę udzielam jej bezwarunkowego kredytu zaufania wierząc, że to jest cudowny, poczciwy i szlachetny człowiek.
Kiedy spotykam znajomego, radość ze spotkania jest tak wielka, że nie umiem powstrzymać emocji i najczęściej oprócz szczęśliwego uśmiechu, ręce i serce same wyciągają się do tego człowieka.
Niestety zdarzyło mi się już kilka razy, że ktoś mnie trzepnął po tych wyciagniętych rękach, co na jakiś czas studzi moje emocjonalne podejście do istoty ludzkiej.
Piszę o tym, bo ostatnio znów mi się to przydarzyło i tym razem postanowiłam wyrzucić to z siebie.
Pracuję z osobą, która od lat szkaluje moje dobre imię i chociaż nie zwracam na to uwagi (bo wiem, że czyny a nie słowa o nas świadczą) to jest na tym świecie gremium ludzi, którym wystarczą słowa niestety, żeby ukrzyżować drugiego.
Najczęściej takie zachowania wypływają z zazdrości, która niestety przeradza sie w nienawiść.
Moja spolegliwość, wybaczanie, nie reagowanie być może kształtują ze mnie osobę, która nie bardzo mieści się w normach dzisiejszego świata.
Krótko mówiąc od pani "X" usłyszałam, że jestem "podgłupiasta..." - cytuję.
W pierwszym momencie nie czułam się komfortowo ale jak zwykle w podobnych sytuacjach ktoś z boku zaczął do mnie mówić: "... możesz jej tylko za to podziękować. Czy naprawdę nie rozumiesz jak pięknie do ciebie powiedziała?"
Wtedy jeszcze nie rozumiałam dlaczego mam jej dziękować za obraźliwe w końcu słowa ale...wystarczyło się wyciszyć. Rozum i myśl wzięły górę nad emocjami.
Uzmysłowiłam sobie, że od dawna  czekałam przecież na te słowa.
Wciąż nad sobą pracuję, wciąż więcej i więcej od siebie wymagam i nagle ktoś mi mówi: "... zachowujesz się jak podgłupiasta." - wielkie nieba, czyli jak???
Jestem ustępliwa, elastyczna, wierzę że nie krzywdzę, krzywdzącym odpuszczam, nie oceniam, nie zazdroszczę, nie wspieram złego, cały czas szukam sprawiedliwości. Ze wszystkich moich kobiecych sił staram się słuchać co mówi do mnie Bóg i żyć zgodnie z jego nakazami.
Kocham ludzi bardziej niż siebie. Będę do nich wyciągać ręce i wysyłać jasne światło bo to są najpiękniejsze zachowania człowieka i niewyobrażalne szczęście dla mnie.
Zło nie wytrzymało moich zachowań i powiedziało mi najpiękniejszą prawdę o mnie.
Skoro złamałam wszystkie imperatywy XXI wieku i nie mieszczę się w ramach cywilizacji, jestem... wolnym człowiekiem . Moje zaś zachowania są zdrowe, piękne i miłe Bogu nie mogą więc być w żaden sposób zaakceptowane przez ziemskie bóstwa. Dla nich pozostanę śmieszna, niezrozumiała, nieczytelna i nie do zaakceptowania czyli... podgłupiasta.
Boże dziękuję Ci bo znów jestem bliżej prawdy. Dziękuję również pani "X" która mnie w tym temacie oświeciła.
Po raz kolejny poinstruowano mnie, że nie wolno marnotrawić swoich sił witalnych, swojego zdrowia, swojej pozytywnej energii na zło, które było, jest i będzie wszechobecne.
Jako jednostka na pewno nie zatrzymam machiny globalizacji, degradacji środowiska, galopującego konsumpcjonizmu. Człowiek w wieku XX i obecnym przechodzi bardzo szybką transformację  a nawet zaryzykuję stwierdzenie transmutację... pytanie tylko - w co???
Dlatego każdy, kogo jeszcze nie wciągnęła materialistyczna machina niech buduje w sobie światło i rozlewa je na swoich bliźnich. 
Czy nie chciałbyś wychodząc rano z domu widzieć wokół siebie same uśmiechnięte i życzliwe twarze?

Naucz mnie Panie

Naucz mnie Panie
dziękować za wszystko
za słońce i burzę
deszcze, wichry srogie
za dzień, noc smolistą
ornamenty gwiazd
na nieboskłonie
za to, że mogłam wstać
że pracuję, że chodzę
że myślę jestem zdrowa
że kwitną kwiaty...
Dziękuję za chleb 
codzienny i wodę
za dzieci, wnuki
za dorodność wszystkiego
co od Ciebie mamy.

Za jajko w lodówce
i książkę na półce
za buty na nogach
i błoto na drogach
za szklankę w kredensie
tęskną łzę na rzęsie
radości i smutki
wesołych szant nutki
żyrandol, obrazek
z marnym bohomazem
za moje stworzenie
ludzkości istnienie.
Dziękuję Ci Boże!




            

 

 



 

środa, 27 stycznia 2021

Miłość

 ... i tak poszukując czegoś
czego... sami nie wiemy
zamykamy trwanie
w niemrawym konaniu
zgorzkniałość i tęsknota
za impresją duchową
wypełnia puste zmysły
opróżnione z uczuć
kładziemy żałosne racje
niestosowne androny
na prawych szalach Temidy
ta zaś ze wstydem 
przesłania boskie oczy...
lodowatą kłódką
zamykamy serca
od dziś zaczniemy sarkać
na bezwinnych ludzi
gdzie tkwi lapsus
czy inna niebiosów omyłka
kolokwialnie rzecz biorąc
... niepojęta bzdura
czy dlatego może
że brak nam odwagi
krzyknąć jak najgłośniej
Boże naucz mnie proszę
kochać najzwyczajniej...

...a ksiądz Twardowski mawiał:
" To wszystko psu na budę bez miłości."



Miłość

 Namiętność, umiłowanie
głos serca, zakochanie
stan duszy ogłupiałej
rozentuzjazmowaniem
zmysłowość, erotyczność
intymność, seksualność
egzaltacja rozumem
fascynacja ciałem
wciąż mało... dusza woła
jak ująć w słowne ramy
nieuchwytne zachwyty
ludzkiego istnienia
przez wieki krocie verbum
rzucano w tęsknych pieniach
treść wciąż nienasycona
ubóstwem ludzkich słów
nic dodać ani ująć
tudzież choćby wyśpiewać
nie można kreślić w słowach
doznań, które winniśmy czuć...

... a ksiądz Twardowski mawiał:
"Często brak nam słów, by określić miłość.
Nic dziwnego, bo Boga samego
słowami określić nie można."




sobota, 23 stycznia 2021

Miłość

 Dlaczego niepokorni...
kiedy niebo wyściela
błękitnym uniesieniem
witalną drożynę bytu
kiedy słońce wskrzesza
zzieleniałe z odrętwienia
porażone biologicznym bezwładem
uśpione czujniki
sensorycznego upojenia...
odrzucamy uległość
szukając zagrożenia w cnocie
drażni nas szlachetność
przygniata współgranie
megalomania zakłada prędko
zbyt ciemne okulary
zamiast zyskać życie
wybierasz ziąb stary

... a ksiądz Twardowski mawiał:
" Często uciekamy od pokory, jak od czegoś wstydliwego, umniejszającego, a przecież to miłość jest pokorą. Człowiek, który kocha, myśli o drugim nie o sobie. Potrafi umniejszać się, cierpieć za kogoś, czuwać przy nim godzinami, nie zważając na siebie.
Pokora nie jest słabością, ale wielką potęgą człowieka, dlatego, że miłość jest potęgą."





wtorek, 19 stycznia 2021

Miłość

 Dostajemy od życia 
coś co nas przerasta
wydawałoby się
z nieba spadła gwiazdka
stajemy się dumni
wyjątkowi, silni
wszechpotężni prawie...
i wszystko mogący
siła daru wielka
unosi w zachwycie
nie po bosku wszakże
nasze ludzkie ego
zaprzątnięte myśli
tą doskonałością
windują najczęściej
człowieka pod niebo
niby nieświadomi
mijającej chwili
niby oderwani
od rzeczywistości
zagapiamy miłości
od losu nam dane
a może to tylko 
dusze nie kochane...
pełni wiary w swoje
żelazne układy
z Mojrą, z niebem
i potężną Tyche
czekamy na lepsze coś...
egzemplarz właściwy
astralne objawienie
głos serca prawdziwy...

... a ksiądz Twardowski mawiał:
"Śpieszmy się kochać ludzi tak szybko odchodzą
i ci co nie odchodzą nie zawsze powrócą
i nigdy nie wiadomo mówiąc o miłości
czy pierwsza jest ostatnia czy ostatnia pierwsza."




poniedziałek, 18 stycznia 2021

Miłość

Przyzwyczajamy się do niej
staje się codziennością
należnością
z czasem monotonią i szarością
żądamy, wymagamy
"słownie..."  kochamy
regulujemy, dostrajamy
rozpatrujemy
wpasowujemy w harmonogram
egoistycznego istnienia
zadufanie i pycha
zapędzą ją do kąta
kiedy wyciągnie stęsknione ręce
beznadziejnie słabe
poszturchają
kiedy rozpaczliwie zapłacze
a śmiech ironiczny
spłoszy dziecinne spojrzenie
żałośnie infantylne
zabierze w końcu upodlone trwanie
opuści kotarę czasu
zapali resztkę łojówki
i będzie trwać...
patologiczna wiara, że
kruchość jest bezbronna
uczciwość bezradna
a ufność bezsilna
znów straci miarodajność

... a ksiądz Twardowski mawiał:
"Miłość trzeba pielęgnować jak dziecko,
żeby się nie zaziębiła, nie zwariowała,
nie wyleciala przez okno jak ptak."







niedziela, 17 stycznia 2021

Miłość

Zabiera czas drogocenny
-cóż on wart jest bez niej...
odbiera sny spokojne
-takie jałowe bez namiętności
snuje się między palcami
pracującymi na klawiaturze
przebiega wpośród nóg
biegnących do pracy
podnosi nasze powieki
gdzie Morfeusz przysiadł zmęczony
rozjaśnia zgaszone intelekty
otuchą czarującego urojenia
oddaje nasze umysły
potem uległe ciało
do ostatniego atomu
poddaje się Kupidynowi
harcującemu nieprzyzwoicie
cóż jest powodem takich
uniesień metafizycznych...
Homo Sapiens zwyczajny
nie nadzwyczajny bynajmniej
i pospolicie zwykły...

... a ksiądz Twardowski mawiał:
"Kocha się nie za cokolwiek
ale pomimo wszystko,
kocha się za nic."








czwartek, 14 stycznia 2021

Miłość

 Snuje się po świecie
otwiera kielichy kwiatom
rozwija pękate pączki
przytula się do ramienia
czasem do zawstydzonego policzka
intensywnie bzem pachnie
i smakuje leśną maliną
płynie w naszych żyłach
szemrzącym górskim potokiem
raz cichym przejrzystym i kojącym
jutro wartkim nieokiełznanym
mierzwiącym receptory ufności
otula nasze spragnione serca
woalem czarodziejskich słów
i często te łase na miłość narządy
kapią purpurowym rozczarowaniem

...a ksiądz Twardowski mawiał:
"I zapomnij, że jesteś,
kiedy mówisz, że kochasz."



niedziela, 10 stycznia 2021

Ech, życie...

Czy wiecie jak bardzo tęsknię za ciepłem, za zielenią , za burzą i piękną kolorową tęczą. Uwierzcie, że bardzo skoro zaczęłam nawet o niej pisać.
Ostatnie wpisy uświadomiły mi również pewne analogie i prawdy życiowe z których nie zawsze zdajemy sobie sprawę.                                            

Tęcza

jak to na tym Bożym świecie
wszystko się cudownie plecie
rodzisz się dzieciątkiem małym
nieporadnym w gąszczu całym
rośniesz wolno, chwytasz życie
pierwsze cele chowasz skrycie
coś nowego wciąż się dzieje
rozbudzają się nadzieje
nowy brat, potem siostrzyczka
nowy kwiat, młoda łodyżka
wszystko współgra doskonale,
rośniesz, Bożą głosisz chwałę
po dniu noc, po zimie wiosna
po deszczu tęcza radosna
pomost kładzie najpiękniejszy
by człowiek coraz wierniejszy
mógł sie po niej piąć do nieba
i chwalić Boga jak trzeba
później młodość, piękne życie
Bóg przy tobie stoi skrycie
już dorosły... jak to szybko
życie biegnie moja rybko
raz radości, czasem smutki
wzniosłe cele, złe pobudki
cały czas nas atakują
i diabełki nie próżnują
często życie nas popycha
w kręte ścieżki, czas umyka...
już starości pierwsze dzwonki
coraz krótsze twoje dzionki
stajesz... serce cicho szepce
popatrz w bok... na poniewierce
Bóg przez ciebie oddalony
smutny, cichutko skulony
czeka cierpliwie przy tobie
w dobrodusznej swej osobie
zobacz Go, podaj mu ręce
zapomnij o życia męce
mając Go za przewodnika
czas przystanął, nie umyka...
lazury rozbłysły słońcem
smutki... szczęśliwym już końcem
płyniesz znów spokojną łódką
i nie ważne, że tak krótko
ważne, że kompas wskazuje
port gdzie Pan cię oczekuje.






czwartek, 7 stycznia 2021

Anioł Stróż

 Nowy Rok, nowe dni, nowe nadzieje a ja uświadowmiłam sobie, że zupełnie bezwiednie a może instynktownie rozpoczęłam noworoczne wpisy... od dzieci. Mój opiekun jak gdyby prowadził moje myśli.To dzieci są zawsze początkiem, nowością, szczęściem i nową nadzieją.
Pisałam już o tym tyle razy ale napiszę jeszcze raz, bądźcie jak najdłużej dziećmi a najlepiej całe swoje życie. To jedyny nie skażony i najpiękniejszy stan człowieka. Życzę Wam tego i sobie również z całego serca. Odpuśćmy ile tylko się da z życiowych zawiłości i zakopmy się po same uszy w miłości, nieodpowiedzialności, poddaństwie opaczności bo przecież Zbawiciel powiedział: "Nie troszczcie się zbytnio o życie, co macie jeść, ani o ciało czym macie się przyodziać, życie bowiem więcej znaczy niż pokarm a ciało więcej niż odzienie," Tego naucza Jezus Chrystus a Epiktet potwierdza to nauczanie w bardziej stoicki sposób: " Do szczęścia i wewnętrznego spokoju prowadzi tylko jedna droga. Polega ona na tym, żeby nigdy - czy to budząc się o świcie, czy to przez cały dzień , czy wieczorem kiedy sen klei ci powieki - nie trwonić ani jednej myśli na sprawy posiadania i zewnętrznej strony życia - lecz wszystko to i całe swoje życie zawierzyć Bogu".
Kilka wieków później Newton również przyznaje się do swojej dziecięcej bezradności:"Będę dzieckiem zawdy, co zbiera muszle na wybrzeżu prawdy".
Wam również życzę abyście zawsze "...zbierali muszle na wybrzeżu prawdy."
A teraz zadanie do przemyślenia: dlaczego najwięcej pokory, miłości bliźniego, wybaczenia, zrozumienia, spokoju, stabilności, wiary i poddania się Siłom Najwyższym odnajdujemy w zapiskach i pamiątkach po ludziach nadprzeciętnych?
Te cudowne cechy zawarli w swoich utworach, wynalazkach, przekazach......
Odpuszczę sobie kokardę i zepnę koka, podaruję również mini spódniczkę i założę coś bardziej odpowiedniego dla sześćdziesięciolatki ale moje serce, moją mentalność zawsze będę utrzymywać bez retuszu cywilizacji i kultury dorosłego człowieka na poziomie przeciętneo dziecka dla którego białe jest białe a czarne jest czarne tak po prostu.
Namawiam Was również do częstszych rozmów ze swoimi opiekunami. Oni stoją przy nas całe nasze ziemskie życie, opiekują się nami tyle na ile im pozwalamy, znani najbardziej jako Anioły Stróże.

                                                                    Anioł Stróż

Biegają dzieci wesołe po kolorowej łące.
Pelno tu kwiatów, motyli i trawy mocno pachnące.
Radosny śmiech echo niesie na złote łany zboża,
tańczy radośnie z dziećmi uciecha, radość hoża.

Przystanął wietrzyk ciekawy, kto tak wesoło skacze?
Kura uniosła główkę, spogląda i nie gdacze.
Burek co wszędzie go pełno, biegnie na łąkę oglądać
cóż to tak brzmi radośnie, coś go tam zda sie przyciągać.

Pośród wszelkiego kwiecia co Bóg posadził na Ziemi
by ludzkie oczy cieszyć pejzażami miłymi,
wśród wszelkiego rodzaju traw i ziół leczniczych;
dzieciątka z Aniołami tworzą widok prześliczny.

Chociaż nie zawsze wiedzą... kto koło każdego stoi,
przez całe nasze życie pilnuje nas i broni.
Gdy śpimy snem spokojnym, gładzi nasze czupryny
dzień cały chodzi z nami, czuwając każdej godziny.

Pomaga nam wybierać co dobre, co złe odrzucać
namawia do miłości, nie pozwala dokuczać.
Pisze z nami dyktanda gdy Go o to prosimy.
Pomaga, podpowiada aż wszystko dobrze zrobimy.

Czy wiecie już kochani, któż to taki przy nas stoi?
Biega chętnie za piłką, niczego się nie boi?
To Anioł. Stróż przydzielony każdemu z nas przez Boga.
Duszek, który przytuli gdy w sercu naszym trwoga.

Kiedy szczęśliwi jesteście a radość wypełnia serca,
gdy z motylami fruwacie w upalny dzionek czerwca,
Anioł Stróż razem z Wami biega i dokazuje.
Bóg na to się usmiecha, spełnienie Swoje czuje.






wtorek, 5 stycznia 2021

Moje dzieciństwo

 Pisząc wczoraj wspomnienie wigilii, nie omieszkałam wrócić wspomnieniami do mojego dzieciństwa.
Czas o jakim piszę w dzisiejszym wierszu to okres od moich narodzin do dziesięciu lat czyli sześćdziesiąt do pięćdziesiąt lat temu. Inne czasy, inna kultura, cywilizacja na zupełnie innym poziomie.
Czytając utwory pisarzy sprzed wieków, nieraz porównywałam ich życiowe stanowiska, odczucia, ich człowieczeństwo do mojej współczesności. Zawsze odpowiedź była jedna: zmienia się cywilizacja ale człowiek sam w sobie pozostaje taki sam.
Przez tyle wieków człowiek teoretycznie zmieniał się, rozwijał, ulepszał ale zawsze miał świadomość, że jest Moc, Siła Najwyższa, Bóg... nazwijcie sobie jak chcecie tę Wszechpotęgę, przed którą każdy powinien schylić głowę i żyć zgodnie z jej doskonałością a przynajmniej bardzo się starać tak żyć. Praktycznie rozwój człowieka przez wszystkie wieki nie spowodował zmiany poczucia bliskości i nierozerwalności z Najwyższą Omnipotencją.
I nagle... po raz pierwszy uświadomiłam sobie, że wystarczyło zaledwie kilka dziesięcioleci aby człowiek zmienił się bezpowrotnie w zatwardziałego, najważniejszego i najmądrzejszego Boga w kosmosie.
Oczywiście skrzywdziłabym część populacji gdybym zaczęła generalizować ale....... niestety, człowiek zaczął czuć się Bogiem.
Nie uważam, żeby nasza cywilizacja doszła już do takiego etapu, w którym ludzie mogliby tak zaufać swojej wiedzy i swoim umiejętnościom, swojej doskonałości i nieomylności. Czyżby tak niewiele było potrzeba, żeby bezkrytycznie zaufać sobie tylko i wyłącznie, odrzucając potrzebę nadzoru wyższej mądrości? ...... a może to tylko pycha?
Kiedy byłam małym dzieckiem wychowywano mnie i moje rodzeństwo w wielkim szacunku i atencji dla człowieczeństwa, które nierozerwalnie połączone jest z siłami stwórczymi. Dziś siłą stwórczą jest człowiek (a przynajmniej tak mu się wydaje), nie dziwujmy się więc, że zaczął gloryfikować siebie jako Siłę Najwyższą.
Wierzę jednak w to, że jest jeszcze wielu ludzi, którzy czują potrzebę bliskiej więzi z Przedwiecznym. Mają bezwarunkową potrzebę Jego opieki i miłości, pragną także swoje dzieci wychowywać zgodnie z Jego wolą.
Dla tych dzieci napisałam ten wierszyk z nadzieją, że go przeczytają.
To o czym piszę w tym wierszu, kiedyś było normalnością i codziennością.
Co musiałoby się stać, żeby współczesne dzieci były wychowywane w duchu wiary, miłości, nadziei i pokory, które to cechy jako jedyne gwarantują człowiekowi osiągnięcie prawdziwego szczęścia na Ziemi?
Czy nadal dziwicie się dlaczego współcześni ludzie są tak nieszczęśliwi?
Wiem, że wielu z Was uśmiechnie się pobłażliwie na ten wierszyk. Ale to są moje najprawdziwsze wspomnienia z dzieciństwa. Biegnąc do szkoły, bawiąc się z rodzeństwem czy chodząc po lesie słyszałam bardzo często słowa, które przytaczam w tym wierszu. 
Dziś mogę powiedzieć, że jestem bardzo szczęśliwa idąc za tym głosem. Mogę płakać, nie spać, nie jeść ale zawsze idę dalej bo mam świadomość, że nigdy nie jestem sama.
Jestem szczęśliwa. Z boską pomocą zawsze odnajdywałam drogę na której jest sama radość.

Przyjdź do mnie...

Przyjdż do mnie dziecię moje,
przyjdź poranną zorzą,
kiedy Niebo i Ziemia
wspólnie życie tworzą.

Idź do okna, wyciągnij 
rączęta wysoko
i zawołaj serdecznie
"kocham Cię głęboko..."

Przyjdź do mnie i w południe
gdy dzwony zabiją,
a ptaszęta ostatnie
krople rosy spiją.

Anioł Pański zaśpiewaj
ze swym przyjacielem.
Śpiewaj dla mnie mój skarbie
nie tylko w niedzielę.

Przyjdź do mnie dziecię moje
gdy wieczór nastanie,
a po trudach dnia tego 
czeka słodkie spanie.

Ptaszki w gniazdach umilkły,
kwiatuszki zasnęły,
slońca resztki promyków
cichość tą musnęły.

Złóż rączki i podziękuj
za mamę i tatę,
siostrzyczkę i braciszka
za przytulną chatę.

Za życie, szczęście, zdrowie
za to co przed tobą...
Przyjdź do mnie dziecię moje,
w Tobie jestem Sobą.



                                                              

poniedziałek, 4 stycznia 2021

Wigilia

 Znów po Świętach nawet już powitaliśmy Nowy Rok.
Chociaż te najpiękniejsze uroczystości w roku mamy już za sobą pozostaly cudowne, rodzinne wspomnienia, miłość i nadzieja na lepsze jutro.
Żyjemy w bardzo niepewnych czasach i moje serce najczęściej zatrważa się o los wnuków najukochańszych..
Dla nich też napisałam ten wierszyk i chociaż starsi zapewne już takich wierszyków nie czytają to do Konstancji na pewno przemówi a może nawet kiedyś go zadeklamuje...???
Myślę, że chętnie powrócicie razem ze mną w ten czarodziejski czas.

                                                                         Wigilia

Patrz Matulu kochana...
pierwsza gwiazdka wstała.
Czy to znak, że do stołów
siądzie Ziemia cała?
Tak mój Jasiu, tak właśnie...
teraz to się stanie.
Ten jedyny raz w roku 
miłość żniwo zgarnie.
We wszystkich domach świata
i wszelkich rodzinach,
na najwyższych wzniesieniach 
i niskich dolinach.
W tym dniu tak wyjątkowym
jedynym wśród roku,
czekamy na Zbawienie
co przyjdzie o zmroku.
Bóg syneczka swojego
z miłości do ludzi,
zsyła na smutną Ziemię
i radość w nas budzi.
Nikt w Dniu tym nadzwyczajnym
złego nie pamięta,
każdy chce jak najpiękniej czcić
Narodzin Święta.
Gwiazdka, którą ujrzałeś
wskazuje dokładnie
miejsce, gdzie w biednej stajni
Jezus Ciebie pragnie.
Już w żłóbeczku, 
niezręcznie z wołami swawoląc
czeka na nasze serca
w sianku się gramoląc.
By oddać cześć maleństwu
i chwałę przybycia,
wychodzimy w Wigilię
z grzechów swych... ukrycia.
Wybaczamy, kochamy
serca się radują
a pieluszki miłości
Dzieciątko spowiją.
Usiądźmy więc najmilsi,
pomódlmy się szczerze.
Wszechmocnemu dziękując
za Syna w ofierze.