wtorek, 20 października 2020

Moja mama

Ponad czterdzieści lat minęło od śmierci mojej mamusi. Byłam bardzo młodziutkim dziewczęciem kiedy odeszła. Miałam zaledwie siedemnaście lat i czwórkę młodszego rodzeństwa.
Nie chcę opowiadać jak to się stało i dlaczego, bo tak naprawdę nikt z nas tego nie wie. 
Piętnastego października minęła kolejna rocznica i tak jakoś po raz kolejny wróciłam do przeszłości. Było prosto, zwyczajnie, biednie. Czasem chłodno, czasem głodno ale najpiękniej...


Mamusiu moja kochana!

Któraż to już rocznica minęła,
kiedy ostatni raz słyszałam Twój głos?
Byłaś z nami tak krótko,
zbyt krótko...
ze mną najdłużej.
Wspomnienia
przekraczają bariery niepamięci.
Widzę Cię jak wychodzisz w gumowcach na łąkę
za chwilę prowadzisz krasulę z pastwiska
po drodze muskasz spracowaną ręką
czuprynę brata.
Widzę Cię jak kąpiesz mnie w metalowej balii
i spłukujesz moje włosy wodą z octem.
Ta prowizoryczna wanna do dziś 
jest moim najcudowniejszym wspomnieniem.
Jesteś w ogrodzie
na zagonie
w stodole
w stajni
w mgieł odsłonie
porannej
kiedy witasz świat.
Tak długo już Cię nie ma wśród nas
a nie odeszłaś ani na chwilkę.
Zapomniałam jak brzmiał Twój głos
a spod lasu nadal dobiega wołanie...
Nie ma już drzew z których zrywałaś owoce
a ja ciągle słyszę wesołe chrupanie.
Byłaś i jesteś piękną energią,
która radowała i raduje moje serce.
Śmierć może wszystko zabrać...
... ale nie miłość.