Nie doczekaliśmy się już niestety śniegu tej zimy a temperatury kilka razy spadły jedynie do -6 stopni. To nie nasza Polaków bajka.
Cóż jednak możemy zrobić...? Rewolucja naukowo-przemysłowa zaczyna zbierać swoje żniwo, że nie wspomnę rewolucja agrarna, bo tak naprawdę zaczęło się ok.12000 lat temu i od tego czasu homo sapiens pędzi i pędzi i nie może nadążyć.... sam nie wiedząc za czym.
Coraz bardziej agresywna eksploatacja złóż naturalnych oraz ich przerób na moce mechaniczne, produkcja kilkakrotnie przekraczająca zapotrzebowanie człowieka co z kolei powoduje niespotykany do tej pory rozwój konsumpcjonizmu, prowadzą niestety do całkowitego wyizolowania jednostki ludzkiej ze środowiska naturalnego a toż samo, doszczętnie przetrzebione nie jest w stanie już się odradzać ani efektywnie bronić przed skutkami jego działalności.
Aby dotrzeć na szczyt łańcucha pokarmowego homo sapiens z niewiarygodną konsekwencją wyzbywał się wielogatunkowości w rodzinie hominidów, zniszczył nieodwracalnie 90% megafauny a w bliższym już nam okresie fauny i flory. Czy dążymy do samodestrukcji???
Tak naprawdę nie chcę pisać o skutkach poszczególnych rewolucji. Chcę Wam powiedzieć, że od kilku dni temperatury nie schodzą poniżej +5 stopni. Trawy bardzo wyraźnie zazieleniły się a w ogródkach i na łąkach rozkwitają pierwsze wiosenne kwiaty. Dopełnieniem tego jest odczuwalne przez wszystkich osłabienie wiosenne a silne wiatry przesuwające po niebie ciężkie chmury spoza których wychodzi mocne już słońce to standardowy obrazek z końca marca i początku kwietnia, jeszcze parę lat temu. Zmiany idą w nieprzyzwoicie szybkim tempie. Praktycznie co roku aura szczególnie zimowa i wiosenna jest inna niż poprzednie.
Czy mamy jakieś inne wyjście jak tylko przystosować się do zachodzących zmian?
Oczywiście, moglibyśmy przynajmniej spróbować w jakikolwiek sposób zbliżyć się do natury i starać się ją ochraniać. Ale...czy to jeszcze ma sens?
Destrukcja środowiska naturalnego w skali globalnej jest tak ogromna, że nikt nie jest w stanie tego powstrzymać zaś rozpędzone ludzkie ego bez jakichkolwiek oporów eksploatuje i zużywa na potęgę dobra naturalne. Człowiek zachowuje się jak ćma. Leci na oślep do ognia, który ją ... spali. Tak po prostu. Żyje iluzją chwili nie myśląc zupełnie o tym, co potem.
Ogromny ból i bezsilność siedzą gdzieś w głębi mojej duszy.
Powrót do zbieraczy-łowców jest niemożliwy. Jakiekolwiek próby ochrony środowiska są krótkotrwałe i raczej na pokaz. Cóż może zrobić zwykły człowiek?
A może właśnie taki zwykly człowiek ma najwięcej do zrobienia. Przecież to nas, zwykłych ludzi jest najwięcej na świecie. A może....
Zacznijmy dążyć do minimalizmu. Nie zaśmiecajmy swojego życia dobrami materialnymi, które nie są nam potrzebne. Te zaś, których potrzebujemy niech będą w stopniu ograniczonym, okrojone do minimum. Wycofujmy powoli z użytku plastik w każdej postaci. To tylko bezpośrednio i pozytywnie wpłynie na nasze zdrowie, które nie przepada za plastikiem. Zacznijmy jedzenie traktować z szacunkiem. Jedzmy mniej i zdrowiej. Kupujmy szacunkowo i nie wyrzucajmy.
Natychmiastowym efektem będzie spokój jaki zaczniemy odczuwać. Coraz rzadziej będą nas dopadać choroby, które są pochodną tych właśnie nadużyć człowieka.
Będziemy mniej wydawać a więc i mniej pracować. Pozyskamy więcej wolnego czasu na życie...
Może priorytety ludzi zmieniłyby się i ważniejszym niż praca byłaby rodzina, żona, mąż, dzieci, wspólne radości i smutki. Może.....
Zbieracz-łowca pracował ok. czterech godzin dziennie i dietę miał bardziej urozmaiconą niż Ty.
Nie sądzę, że jesteś inteligentnieszy niż On. Gdyby Cię dziś zostawić z rodziną na wyspie pełnej megafauny i nieznanych ci roślin, nie przetwalibyście tygodnia.
Prokreacja regulowana była przez naturę. Matki karmiły dzieci nosząc je przy swoim sercu do ok. czterech lat. W takich też odstępach rodzily się następne. Praca poświęcona była przede wszystkim pozyskaniu pożywienia. Resztę czasu homo sapiens pożytkował na swoje przyjemności.
Powiecie, że ludzie ginęli będąc łupem dla zwierząt itd... Oczywiście, że ginęli, giną i ginąć będą. Dzisiaj giniemy w wypadkach, kolizjach, zarażani coraz bardziej mutującymi wirusami, dziesiątkują nas choroby cywilizacji.
Pytanie moje jest bardzo proste: czy groźniejsza dla człowieka była dżungla sprzed 12000 lat, czy groźniejsza dla niego jest dżungla współczesna?
Czy było warto? - oto jest pytanie.
Przebyć tak wyczerpującą drogę, żeby wszystko zaczynać od zera?
A może na tym to właśnie polega???
Ale wiersz o przedwiośniu, będzie..... zgodnie z wcześniejszym zamierzeniem.
Ech, te kobiece emocje......
Przedwiośnie
Wietrzysko zgięło w pokornym pokłonie drzewa,
zziębnięte trawy leżą równym pokosem.
Toczy po niebie ciężarne deszczem chmurzyska,
zgubione krople ostrym orkana ciosem.
Eksplozja wściekłości w błyskawicznym pędzie,
zdobywa sąsiadów zatrwożone strefy.
Mroczno-szara peleryna kłębowiska
odkrywa lazur nieba nagle..., cisza dźwięczy.
W jednej chwili rozbrzmiały wszystkie głosy raju,
uśmiech zawisł nawet na sędziwej wierzbie.
Otrzepały z krzykiem mokre pióra ptaki,
uściełać zaczęły w potarganym gnieździe.
Słońce w mig wytarło przemoczone życie,
głaszcze ciepłą smużką wystraszone kwiaty.
Przyroda odżyła w ułamku sekundy
z szarości w tęczowe ubrała się szaty.
Ten pejzaż sielanki wnet przeszył złowrogi
świst. Struchlała infantylna wegetacja.
Rozćwierkana brzoza nagięła się cicho,
sąsiedztwo chwilowo tuli rezygnacja.
