Być może obdarzono mnie większymi zdolnościami słuchania i odczuwania, być może.... chociaż z uporem maniaka twierdzę, że wszyscy dostaliśmy te zdolności, tylko nie wszyscy chcemy je wykorzystywać.
Często chodzę na spacery (w moim wieku to już obowiązek) i podziwiam cudowne dzieła Pana a ponieważ mieszkam w mieście jest ich tu już naprawdę niewiele, musiały ustąpić miejsca obiektom i przedmiotom twardym, ostrym, kanciastym i śmierdzącym a wytworzonym przez człowieka dla jego wątpliwej wygody.
Czasem jednak napotykam miejsca o których (na szczęście) ludzie zapomnieli. Takim miejscem jest dość długa alejka brzozowa a rośnie tu co najmniej sześćdziesiąt może nawet siedemdziesiąt brzóz. Wszystkie już rozwinięte, okazałe w swojej piękności. Kiedy przechodzę tamtędy ogarnia mnie niewytłumaczalna błogość i spokój. Czuję ich oddechy, powolne ruchy i ogromne pokłady empatii. Przyznam się Wam, że to jest jedno z niewielu miejsc gdzie mogłabym usiąść i tam pozostać. Harmonia i bliskość układają natychmiast w moim istnieniu porządek. Chociaż to zabrzmi groteskowo zawsze do nich mówię, proszę je o wiele i dziękuję.
Dla mnie są namacalnym pomostem między życiem ziemskim a uniwersum. Podobnie zresztą jak wszystkie inne twory boskie.
Brzozy
Brzozy białe, wysmukłe sięgające nieba.
Codziennie mnie witacie, gdy szukam dla duszy chleba.
Rośniecie sobie beztrosko, nad podziw doskonałe.
Gałęzie wznosicie do słońca by śpiewać Bogu chwałę.
Wiatr czesze wasze włosy, konary w takt jemu wtórują
a śnieżnobiałe sukienki w rytm życia z wiatrem falują.
Zadzieram głowę wysoko, chcę dojrzeć wasze oczy...
Pośród konarów, liści widzę cud boskiej mocy.
Piękną aleję tworzycie szpalerem potulności,
czystości i nadziei, doskonałej przyszłości.
Przechodzę tę promenadę, serce cichutko szepce:
"zostaw im swoje troski..., te nie są dla nich obce."
Raz jeszcze głowę unoszę, przyjazny szum mnie pochłania
z nadzieją skladam frasunki, z kurtuazją się kłaniam.
Módlcie się piękne panienki żeby na całym świecie,
zawsze szumiały drzewa, wzrastało cudne kwiecie.
Żeby człowiek zrozumiał co dla niego jest ważne.
Czy słodkie wasze pieśni, czy warkotanie straszne.
Czy miły zapach kojący coś znaczy dla istnienia?
Czy światu imponować nadal będą zniszczenia?
Proszę... i już dziękuję. Brzozy coś poszeptały...
Do Stwórcy ręce uniosły, modlić się poderwały.

Codziennie mnie witacie, gdy szukam dla duszy chleba.
Rośniecie sobie beztrosko, nad podziw doskonałe.
Gałęzie wznosicie do słońca by śpiewać Bogu chwałę.
Wiatr czesze wasze włosy, konary w takt jemu wtórują
a śnieżnobiałe sukienki w rytm życia z wiatrem falują.
Zadzieram głowę wysoko, chcę dojrzeć wasze oczy...
Pośród konarów, liści widzę cud boskiej mocy.
Piękną aleję tworzycie szpalerem potulności,
czystości i nadziei, doskonałej przyszłości.
Przechodzę tę promenadę, serce cichutko szepce:
"zostaw im swoje troski..., te nie są dla nich obce."
Raz jeszcze głowę unoszę, przyjazny szum mnie pochłania
z nadzieją skladam frasunki, z kurtuazją się kłaniam.
Módlcie się piękne panienki żeby na całym świecie,
zawsze szumiały drzewa, wzrastało cudne kwiecie.
Żeby człowiek zrozumiał co dla niego jest ważne.
Czy słodkie wasze pieśni, czy warkotanie straszne.
Czy miły zapach kojący coś znaczy dla istnienia?
Czy światu imponować nadal będą zniszczenia?
Proszę... i już dziękuję. Brzozy coś poszeptały...
Do Stwórcy ręce uniosły, modlić się poderwały.