Tak bardzo nie chciał, tak bardzo się wzbraniał. Dlaczego właśnie on, przecież tylu mężczyzn idzie obok? Dlaczego wybrali właśnie jego?
Nie mógł się Szymon pogodzić z faktem, że przymuszono go do niesienia krzyża z Jezusem.
Wszyscy na codzień jesteśmy takimi Cyrenejczykami. Z daleka omijamy ludzi którzy niosą krzyże, żebyśmy nie musieli im pomagać.Niech im ktoś inny pomoże, przecież mi tak bardzo brakuje czasu. Sam sobie właściwie nie radzę i też bym chętnie przyjął pomoc.
Czy naprawdę potrzeba tyle czasu i wkładu, żeby komuś pomóc?
Czasem wystarczy chwila rozmowy, może jakaś drobna pomoc, pocieszenie, wysłuchanie a może zwykły uśmiech?
Przecież nikt wam nie każe opróżniać konta, dotować, całe dnie spędzać z potrzebującymi...itd.
Przecież wy też macie pracę, rodzinę, obowiązki - wszystko się zgadza i tak powinno być.
Chodzi mi o to, żebyście potrafili wyłuskać z siebie człowieka w chwilach, które zdarzają się nam nieraz kilka razy dziennie i od których tyleż samo razy odwracamy się zniecierpliwieni nieraz wściekli, że ktoś nam przeszkadza. O zwykłe relacje miedzyludzkie, kiedy to najczęściej wyrzucamy z siebie problemy i czekamy na ewentualną pomoc kogokolwiek. To są takie właśnie ulotne chwile, które bardzo szybko przemijają i za moment ani ty, ani zainteresowany (jeżeli oczywiście nie będzie z twojej strony reakcji), nie chcecie już do tego wracać.
Oczywiście, żeby szybko umieć zareagować na takie nieme prośby, trzeba być wystarczająco otwartym na drugiego człowieka. Nie będę się jednak rozwodzić nad tymi przelotnymi momentami, bo rzeczywiście może zbyt wiele wymagam, ale......
Nasi mniej lub bardziej bliscy tak często potrzebują pomocy. Mówią nam o tym. Rozmawiamy. Jeżeli więc wiemy o takiej potrzebie, pomóżmy im albo chociaż starajmy się w jakikolwiek sposób im ulżyć. Czasem zwykła świadomość, że nie jest się samym na tej trudnej drodze wystarcza.
Wszyscy nosimy swoje krzyże mniejsze, średnie, większe i bardzo ciężkie. Niezależnie jaki krzyż niesiemy zawsze wydaje się on bardzo ciężki.
Z reguły nie umiemy ocenić ciężaru naszego krzyża. Porównajmy go przeto z innymi osobami i być może wtedy uświadomimy sobie, że nasz krzyż jest bardzo lekki. Pomóżmy więc tej drugiej osobie, która ma ciężej. Gdybyśmy nawzajem się wspomagali z pewnością byłoby nam lżej. Tak to uważam powinno wyglądać na codzień.
Wracając jeszcze do tych oporów przed bezinteresowną, czasem bardzo wyczerpującą pomocą.
Istota ludzka ma w sobie jakiś zmysł samoobrony i instynktownie bronimy się przed wszystkim co może nas obciążać a więc zużywać dodatkowo nasze siły witalne, które być może wolimy zużyć na coś bardziej nam sprzyjającego. Bardzo trudno więc podejść do potrzebującego z własnej inicjatywy i ochoczo przyjąć jego balast na swoje barki.
Nie jestem inna ani wyjątkowa. Na codzień borykam się ze wszystkimi problemami o których tutaj piszę. Pracuję cały czas nad sobą i dąże codziennie do siebie lepszej.
Z przeróżnych względów nie jesteśmy w stanie pomóc wszystkim, pomagajmy więc tym którym możemy pomóc.
Przed własnymi krzyżami nie uciekajmy bo i tak to się nam nie uda. Przyjmujmy je, dziękujmy za nie Bogu i nieśmy je.
Z takim nastawieniem nie będą takie ciężkie a kiedy jeszcze niosąc własny krzyż pomożesz drugiemu czlowiekowi, twój krzyż nagle stanie się lekki jak piórko i poczujesz to co Szymon z Cyreny.
Po chwili pomagania Panu Jezusowi poczuł wielką litość dla tego skazańca i zaczął dziękować Bogu, że go przymusił do tej pomocy. Uciecha ze spełnienia dobrego uczynku wycisza ból, upokorzenie, niechęć, urazy. Zostaje tylko szczęście, radość z samorealizacji i wiara w pomyślne zakończenie.
Panie Boże spraw, żebym częściej zauważała potrzebujących i miała w sobie tyle odwagi, żeby móc im pomagać. Dziękuję za krzyże, które mi darujesz. One są znakiem, że o mnie pamiętasz.
Który to już krzyż mój, Panie mi wkładasz?
Obrażenia stare jeszcze bolą.
O marna duszo, czemu ciągle biadasz?
Krzyż niczym innym jak życia solą.
Uciekasz, chowasz sie przed tą udręką,
świat cały nagle staje na głowie.
Czy Jezus uciekał przed swoją męką?
Czy bał się grzechów twoich? Odpowiedz!
Podejdź najbliżej jak tylko potrafisz.
Módl się do Pana o siłę łaski.
Wspólnota rodzi już nitkę sympatii,
to znowuż pierwsza z życiowych stacji.
Bierz krzyż ochoczo, na barki zakładaj,
przyjaciel twój wszak czeka w potrzebie.
Nie histeryzuj już, nie rozpowiadaj,
z Jezusem za to spotkasz się w niebie.





