wtorek, 24 grudnia 2019

Boże Narodzenie

Boże Narodzenie to przepiękny, bajkowy okres. W tym czasie ludzie stają się ludźmi takimi jak Bóg życzyłby sobie ich widzieć. Sprzątamy nasze serca, dusze, relacje międzyludzkie. Upiększamy nasze obejścia i chcemy, żeby ten czas był spełnieniem najskrytszych marzeń każdego z nas. A te marzenia (chociaż niewielu z nas przyznaje się do tego) to dobro, szczęście i miłość, które tak ciężko przychodzi nam realizować na codzień. W tym jednak okresie jakiś czarodziejski duszek odmienia zatwardziałe serca, łagodzi złe charaktery, rozjaśnia marsowe oblicza i nagle wszystko staje się proste i dobre.
Najpiękniejsze co ludzie robią w tym czasie to śpiewanie. Od wieków wiadomym jest że śpiew to najlepsza z możliwych terapii dla naszego zdrowia psychicznego. Jestem tego zresztą namacalnym przykładem. Śpiew towarzyszy mi od urodzenia i gdyby nie ta cudowna kuracja wolę nie myśleć gdzie mogłabym teraz się znajdować. Ludzie zaczynają śpiewanie w okresie Świąt Bożego Narodzenia. Dlaczego właśnie wtedy... bo kolęd nie można nie śpiewać. Niezależnie od tego czy ktoś potrafi śpiewać czy nie kolędy śpiewają wszyscy i to jest cudowne. A śpiew oczyszcza, zbliża, potęguje uczucia. To wszystko daje nam poczucie naszej wyjątkowości, naszej dobroci i przede wszystkim przybliża nas do innych ludzi a więc i do Boga. Komercyjnie mówiąc działa na nas "magia świąt..." a to przecież nie żadna magia, to my sami tylko bardziej otwarci na ludzi i uczucia.
Kolędy kocham śpiewać tak bardzo, że nawet w okresie letnim (oczywiście jak nikt nie słucha) wyśpiewuję kolędy pełnym głosem.
Dla mnie matki i babci najpiękniejszą z kolęd jest "Lulajże Jezuniu'.
Śpiewam ją więc najczęściej a dzisiaj dedykuję wszystkim z najserdeczniejszymi życzeniami świątecznymi. Śpiewajcie kolędy.


                                                           



niedziela, 1 grudnia 2019

Woda - cud życia

"Na całym świecie nie ma nic bardziej miękkiego i uległego niż woda, ale ona drąży to co twarde i mocne. Nikt nie może jej pokonać choć wszystko może ją zwyciężyć. Uległe zwycięża mocne, miękkie pokonuje twarde. Wszyscy to wiedzą ale nikt nie ośmiela się tak robić." - tak pisał o wodzie ponad 2,5 tys. lat temu chiński filozof Lao Tse.
Ludzie mają całe mnóstwo pytań dotyczacych wody i żaden naukowiec nie umie do końca sensownie na nie odpowiedzieć. Dlaczego na przykład:
- objętość wody zwiększa się przy ujemnej temperaturze a zmniejsza przy dodatniej, chociaż każda inna substancja kurczy się przy schłodzeniu
- w porach i naczyniach włosowatych może wytwarzać ogromne ciśnienie i tak np. w rosnącym nasieniu może ono osiągnąć 400 atmosfer co powoduje, że kiełki bez trudu przebijają asfalt
- woda jako jedyna substancja na Ziemi występuje w trzech stanach skupienia jako ciecz, gaz i ciało stałe
- ze wszystkich cieczy posiada najwyższe napięcie powierzchniowe. Utrzymuje na swojej powierzchni kwiat czy pajęczaki zachowując się jak sprężysta błona
- jest najsilniejszym na świecie naturalnym rozpuszczalnikiem
- w jaki sposób pnie się do góry w kapilarach wysokich drzew, zwiększając ciśnienie do kilkudziesięciu atmosfer
Każda jej właściwość jest unikalna i tak naprawdę o wodzie wiemy bardzo niewiele. W porównaniu z innymi cieczami ma szczególne właściwości fizyczne i chemiczne.
Coraz więcej na szczęście robi się badań, które potwierdzają nieprawdopodobne cechy tego płynu.
Ogólnie przyjętą przez naukę normą jest fakt, że woda posiada pamięć.
Chociaż jej skład chemiczny się nie zmienia, charakter nadają jej zmiany strukturalne.
Struktura wody to organizacja cząsteczek, które łączą się w grupy tzw. klastery. Te zaś są unikalnymi komórkami pamięci w których woda jak na taśmie zapisuje to co widzi, słyszy i odczuwa.
Badania wykazały, że w każdej komórce pamięci wody, znajduje się 440000 pól informacyjnych, które odpowiadają za swoją  interakcję ze środowiskiem. Tak więc woda może nie tylko zapisywać informacje ale również je przechowywać.
Fenomen strukturalnej pamięci, pozwala rejestrować wodzie wszystko co dzieje się wokół niej, wiązać ze sobą wszystkie żywe systemy a każdy z nas jest ogniwem w nieskończonym łańcuchu przekazu informacji. Oprócz tego każdy z nas jest także źródłem informacji. Każde nasze działanie, myśl, emocja, wypowiedziane słowa są zapamiętywane przez wodę.
Ten informacyjny śmietnik zatruwa wodę gromadząc się w jej pamięci. Gdyby ten proces trwał dłużej woda mogłaby stracić rozum, ale... woda potrafi się oczyszczać. Dzieje się to podczas zmiany stanu skupienia kiedy paruje a następnie kondensuje się i spada jako deszcz lub zamarza i topnieje. Odrzucając informacyjny brud, woda zachowuje podstawową strukturę czyli program życia.
Udowodniono również, że najmocniej woda reaguje na ludzkie emocje zarówno pozytywne jak i negatywne. Przyswaja i utrwala każde działanie. Zapamiętuje to co dzieje się w otaczającej ją przestrzeni. Wystarczy jej dotknąć jakiejś substancji, żeby zapisać informacje w swojej pamięci. Zapisując informacje nabiera nowych właściwości ale jej skład chemiczny się nie zmienia.
Zbadano również działanie na wodę muzyką. Przy ciepłej, uporzadkowanej muzyce klasycznej układa swoją strukturę w przepiękne gwiaździste wzory, potraktowana muzyką ciężką i ponurą rozsypuje się w bezkształtne plamy, które niczego nie przedstawiają.
Udowodniono wreszcie, że stuktura wody decyduje o jej działaniu. Jest więc znacznie ważniejsza niż jej skład chemiczny.
Już nasi przodkowie wiedzieli, że woda odbiera bodźce z otoczenia. Trzymali ją np. w dzbanach ze srebra. Srebro posiada bardzo mocne właściwości bakteriobójcze. Woda po zetknięciu ze srebrem nabiera także właściwości bakteriobójczych i staje się mocnym, naturalnym antybiotykiem. Ma więc ważną, fotograficzną pamięć. To potwierdza przypuszczenia, że my także możemy pozostawić  w niej ślad za pomocą naszej energii. Najprawdopodobniej (i na to mamy wystarczająco dużo dowodów) woda w organiżmie człowieka a jest jej przypomnijmy 70% spełnia funkcję przekaźnika informacji. To co człowiek robi, wpływa nie tylko na niego ale i na innych a docelowo na cały wszechświat. Ten zaś funkcjonuje jak jeden olbrzymi, złożony organizm. Wszystkie jego części, także i my powiązane są ze sobą niewyobrażalnym przepływem informacji. W tym niepojętym mechaniźmie wymiany relacji, kluczową rolę na naszej planecie odgrywa właśnie woda. Całą przyrodą zarządza środowisko wodne.
Współczesna nauka twierdzi, że wodna struktura organizmu każdego człowieka jest identyczna strukturze wody z miejsca w którym się urodził. Dlatego też nasz związek z miejscem urodzenia trwa całe życie.
Mózg składa się głównie z wody, aż 85%. Częściowo dzięki wodzie i mobilności jej cząsteczek mózg może zapisywać informacje. W pewnym stopniu woda bierze udział w formowaniu wzorów informacji w mózgu.
Człowiek to woda. Jednakowo możemy ją w sobie zanieczyszczać i krystalicznie oczyszczać. Wszystko dobro, miłość, szczęście, radość i modlitwa oczywiście, układają w naszym organiżmie najpiękniejsze wzory z wody, z której jesteśmy zbudowani. Kształtne i harmonijne motywy naszej wewnętrznej wody powodują nasz zdrowy i piękny wygląd oraz doskonałe samopoczucie. Kiedy zachowujemy się dokładnie odwrotnie złość, nienawiść przeobraża strukturę naszej wody w kleiste, szare plamy i tak też wygląda nasze ciało i samopoczucie. Niestety tak zanieczyszczona osoba staje się już tylko pożywką dla bakterii, wirusów i drobnoustrojów kończąc najczęściej z jeszcze większym bagażem zgniłej złości, która w końcu ją unicestwia. Jedynym ratunkiem dla ludzi bardzo zanieczyszczonych jest modlitwa. Stała i wytrwała, codzienna modlitwa w końcu uspokaja wody takiego organizmu i końcem końców woda powoli zaczyna przybierać realne, czyste kształty co jest zapowiedzią powrotu do zdrowia i szczęścia.
W duchowym planie na poziomie myśli, również ten kto wysyła negatywne myśli zanieczyszcza swoją własną wodę, czyli ponad 70% budulca swojego organizmu ładuje negatywnie. Raz wprowadzona zła informacja powoduje, że organizm staje się rozdrażniony i jest dużo bardziej podatny na przyjmowanie od tej chwili już informacji negatywnych.
Wszystko ma w wodzie swój początek i koniec. We wszystkich religiach by stanąć przed Bogiem, człowiek musi się oczyścić. Dla wszystkich wyznań woda jest pośrednikiem między człowiekiem a Stwórcą. Koncepcja przyrody współgra z każdą religią. Każde nasze słowo jak kropla wody jest nosicielem myśli i źródłem informacji. Eksperymenty wykazały, że uczuciami które najbardziej oczyszczają wodę są miłość i wdzięczność.
We wszystkich światowych religiach przyjęta jest modlitwa przed posiłkiem, lub święcenie pokarmów podczas większych religijnych świąt.
Dla naszych przodków oczywistym było to co współczesna nauka próbuje zrozumieć dopiero teraz. Wiadomą rzeczą od wieków jest, że modlitwa jest bardzo ważna, ale.... nie najważniejsza. Jedyne co naprawdę jest ważne to wiara. Siłą wiary ludzie czynili i nadal czynią cuda. Podczas modlitwy kiedy zwracamy sie do Boga, modlitwa zapisuje się w strukturze naszej wody.
Wiara w przypadek nie ma ani naukowego ani religijnego charakteru. Z naukowego punktu widzenia ma miejsce determinizm naukowy. Z punktu widzenia religii jest to wpływ uczynków na efekty. Tlumacząc coś zbiegiem okoliczności człowiek próbuje zrzucić z siebie odpowiedzialność.
Istota ludzka siłą swojej myśli, może zapoczątkować globalne procesy. To co robimy źle, wraca do nas. Nie pod postacią kary lecz jako rezultat. Sami sobie gotujemy swój los. Mogłabym przytoczyć dziesiątki mądrych myśli i przysłów, które od wieków o tym mówią. Wiemy więcej niż możemy sobie wyobrazić. Gdzie więc została pogrzebana nasza świadomość? Myślę, że w ludzkiej krótkowzroczności i zapomnieniu o głosie natury.
Rewolucja agrarna zapoczątkowała nie do okiełznania już w tej chwili, pogoń człowieka za utopią czyli szukaniem szczęścia w dobrach materialnych, zaszczytach, wytworach cywilizacji. Wszystko to jest chwilowe. Cieszymy się z osiągnięć, zaszczytów, majątków, cudów techniki nie zdając sobie sprawy z nicości tych zdobyczy. Cały czas czegoś człowiekowi brakuje i w szalonym baranim pędzi biegnie za tym czymś nie zdając sobie sprawy, że wystarczyłoby się zatrzymać. Machnąć ręką na zlepki atomów i uspokoić swoją wodę. Kiedy jej obraz w naszym organiźmie staje się krystalicznie czysty zaczynamy odczuwać spokój, radość, miłość i szczęście, którego do tej pory nie mogliśmy odnaleźć. Nasze zdrowie znów byłoby zgodne z naturą czyli doskonale funkcjonujące, wszystko okazałoby się dziecinnie proste i zwyczajne, takie jak Bóg miał w swoich zamiarach stwarzając właśnie z wody istotę ludzką.
Co robi ludzkość? Coś zupełnie odwrotnego. Za wszelką cenę zabija źródło swojej egzystencji. Wszelkimi możliwymi sposobami niszczy podstawowy budulec nas samych i wszystkiego co Stwórca osadził na Ziemi, na bazie wody. Niezbite fakty na tą chwilę jeżą włosy na głowie każdego rozsądnie myślącego człowieka. Każdy kto choć przez chwilę pomyśli o przyszłości swoich dzieci, wnuków rozpaczliwie wznosi modły do Boga o opamiętanie dla ludzkości. Trochę suchych faktów, które mam nadzieję będą się zmieniać pozytywnie.
Woda zajmuje 70,8% powierzchni Ziemi. Słodka woda to jedynie 0,5% tej objętości. Ta proporcja zachowuje się od zawsze. Nawet teraz kiedy na świecie żyje ponad 7 mld ludzi te zasoby wystarczyłyby im. Niestety, na wszelkie możliwe sposoby cywilizacja zanieczyszcza wody, zmieniając ich strukturę, a to przede wszystkim powoduje coraz gorszą kondycję człowieka.
Meteorolodzy przewidują, że w ciągu 25 lat ilość wody przypadająca na jednego człowieka zmniejszy się o połowę.
" Około 80% chorób i przeszło 1/3 zgonów w krajach rozwijających się to skutki korzystania ze skażonej wody" - Elizabeth Dowdeswell.
W Polsce zaledwie 5% wód rzecznych nadaje się do picia a 75% jest zbyt zanieczyszczonych, aby wykorzystywać je nawet w przemyśle. Zaledwie 20% mieszkańców Ziemi żyje w luksusie posiadania wody w kranie. Nie zapominajmy również o produkcji żywności, podstawą której jest właśnie woda.
Wody ubywa a ludności na świecie przybywa. Wnioski są chyba oczywiste. Powinniśmy się bardzo poważnie zastanowić nad sposobami korzystania z tego daru stwórczej miłości Boga.

                                                                 Zwyczajny cud

Taka zwyczajna woda...
Nic bardziej pospolitego.
Orzeźwiająca , młoda
istotą trwania każdego.
Od zawsze była, będzie
wytrwale buduje życie.
Pokornie płynie wszędzie
stroi jutrzenkę o świcie.
Wzrasta w potężnych drzewach,
każdej najmniejszej roślinie.
Płynąc strumykiem śpiewa
w życia doczesnej godzinie.
Kleci wszystko istnienie
pragnie w nim słyszeć Boga.
Mozolne jej dążenie
nieskazitelny urodzaj.
Słucha dobrego, złego
wszystko nastraja jej moce.
W sensie bytu każdego
nadaje wymiar epoce.
Oddaje dobre, dobrem
zło unicestwia niezłomnie.
Szemrzącym cicho słowem
uległa płynie dostojnie.
Odradza się, zapomina
buduje znów od nowa.
Leniwie niczym ślimak
trudności znieść gotowa.
Dla ludzi codziennością
jest, czymś co im się należy.
Tylko dzieci z radością
pluskają zapach jej świeży.
Co stanie się na świecie
kiedy któregoś poranka,
... co ja takiego... - powiecie
naleję dzisiaj do dzbanka?
Jesteśmy boską rośliną
podlewać nas potrzeba.
Wyschniętą, pustą doliną
pójdziemy kornie do nieba.
 







środa, 21 sierpnia 2019

W hołdzie......

Już ponad dwa lata minęły od śmierci Zbigniewa Wodeckiego.
Przez cały czas Jego działalności artystycznej, przyzwyczailiśmy się do tego , że po prostu jest.
Pokochaliśmy nie tylko Jego cudowną muzykę, głos i grę na instrumentach ale również Jego.
Standartem było, że jest..... tworzy. Czekaliśmy tylko na następne utwory.
Po raz kolejny życie uświadomiło nam wszystkim jak szybko mija czas.
Zawsze musimy godzić się z faktem, że tracimy coś co było częścią naszego życia, coś co bardzo kochaliśmy. Życie jest nieubłagane.
Pan Zbigniew mógł nas jeszcze nie raz zaskoczyć i wiele ofiarować. Rzeczywistość jednak okazała się znów bezwględna, zupełnie niezgodna z naszymi oczekiwaniami.
Chociaż Pan Zbigniew odszedł fizycznie, Jego najlepsza cząstka została z nami w Jego utworach, które wciąż słuchamy. Może z większym żalem i nostalgią ale tym bardziej chętnie.
Znów otworzyłam oczy i zobaczyłam jakie piękne jest życie i jak bardzo trzeba je szanować.
Jak bardzo trzeba kochać i szanować ludzi.
Bierzmy więc z życia dobro, miłość, szczęście i radość tak jak to robił Pan Wodecki.
Czas tak szybko ucieka nie warto go marnować.
Panie Zbigniewie proszę mi wybaczyć moją odwagę ale zawsze uwielbiałam śpiewać Pana utwory.
Będę to robić do końca życia i....... cóż z tego, że niudolnie.
Żal, szacunek i podziękowania Panu Bogu, że Pan z nami był.

                                                     Niby zwykły czlowiek......

Pojawia się ktoś..., wśród nas
prosty, zwyczajny jak my.
Niezmiennie płynie czas,
mijają powszednie dni.
Ktoś jest, daje nam siebie
płynie pieśń duszy błoga.
Kołysze świat nas niebem,
wznosi kładkę do Boga.
Łakniemy piękna, życia
pomost otwiera swiatło.
Na kruchych daru niciach
roszczeń wieszamy natłok.
Słodka patoka płynie,
serce zmęczone pęka.
Zwyczajny, prosty słynie
z duszy ukrytej w piosenkach.



środa, 17 lipca 2019

Ech, życie......

Kiedy w naszym życiu wszystko się uspakaja, powraca normalność i radość. Znów możemy być najzwyklejszą boską istotką a nasza dusza, nasz umysł i nasze ciało znów zaczynają prawidłowo funkcjonować. Takich dni jak dzisiejszy mam niewiele, wy zapewne też. Dlatego tak ważne jest, żebyśmy raz na jakiś czas mieli takie dni, tylko i wyłącznie dla siebie.
W tym szczególnym dniu puszczam wodze mojemu sercu, moim zmysłom, mojemu ciału i moim marzeniom. Odrywam się od rzeczywistości i spędzam go tylko w moim, myślę że też wyjątkowym świecie.
Robię wtedy to co kocham najbardziej i za wszelką cenę nie pozwalam nikomu zepsuć tej jednodniowej sielanki bo nie wiem kiedy znów będę mogła tak cudownie wypocząć.
Dzisiejszy dzień zaowocował wierszem, który przytaczam oraz wspomnieniami z przeszłości. Czasem warto wrócić do książek, filmów, piosenek które zostawiły w naszych duszach ślad.
Trwały znak w moim sercu pozostawił film "W pustyni i w puszczy" a jeszcze bardziej jest mi bliska piosenka z tego filmu, której słowa bardzo identyfikuję ze swoim życie w szczególności teraz, po wielu życiowych klęskach. Właśnie teraz kiedy tyle razy zostałam odrzucona, wręcz na siłę wyeliminowana z życia ludzi, których zbyt mocno pokochałam ta piosenka rozbudza we mnie nadzieję i jakąś nieznaną mi siłę do życia i radości. Nie zawsze w życiu możemy mieć to czego najbardziej pragniemy, bez czego wydaje nam się, że nie będziemy mogli żyć. Życie bardzo szybko uświadamia nam, że nie jest jednostajne i może mieć tysiące innych odsłon z pewnością (teraz już wiem) lepszych i szczęśliwszych dla nas. Daje ufność, że przecież każdy z nas zobaczy w końcu światło w tunelu. A to moje marzenie... ale już nie będę czekać na jego spełnienie.
Zamieszczam mój optymistyczny wiersz i jeszcze bardziej optymistyczne nagranie.

                                                                 Upojenie

Twoje ramię jak skrzydło orła,
otoczyło moją kruchą powłokę.
Mocno przytulasz słabe jestestwo,
budując życia trwałą opokę.
Całujesz włosy moje i oczy,
tulisz jak wystraszone pisklę.
Rozbudzasz uśpione zmysły, pożądanie...
zapalasz w duszy miłości iskrę.
Spoglądasz czule na moje czoło,
czas stanął..., wokół zaległa cisza.
Umilkły ptaki, wiatr potulnie ucichł...
nasza intymność światu najmilsza.
Dłońmi dotykasz mojej twarzy,
unosisz lekko rozchylone usta...
spragnionym pocałunkiem przywierasz
do duszy... już nie jest pusta.
Ręce zarzucam na mocne ramiona,
unosisz mnie lekko jak piórko.
Świat zawirował w szalonej nadziei,
przed nami nieznane jutro....




A karawana idzie dalej.......

poniedziałek, 24 czerwca 2019

Ech, życie.......

Jesteśmy różni. Ilu nas na świecie, tyle indywidualności. Żyjemy ze sobą mniej lub bardziej wspólnie, ocieramy się o siebie, nawiązujemy kontakty......
Przychodzi moment w naszym życiu, że na naszej drodze staje ktoś, kto wydaje się najbardziej przyjazną nam osobą ze wszystkich istniejących. Jeżeli uda nam się zbliżyć do tej osoby już jesteśmy szczęśliwi. Mamy obok siebie bratnią duszę a przynajmniej tak nam się wydaje.
Jeżeli jest to relacja kobieta-mężczyzna zaczynają mocniej pracować zmysły, które rozbudzają nasze uczucia. Rozpoczyna się najpiękniejszy okres w życiu każdego człowieka. Rodzi się miłość.
Kiedy to nieziemskie uczucie nas ogarnie, chcielibyśmy oddać wybranej osobie siebie i cały świat w najpiękniejszych odsłonach. Przestaje się dla nas liczyć reszta świata i nasze dotychczasowe życie. Zamykamy się na codzienność i wraz z ukochaną osobą chcielibyśmy błądzić po najwyższych emocjonalnych szczytach ziemskich. Jeżeli nasze uczucia i starania zostaną prawidłowo odebrane, zinterpretowane i odwzajemnione, otwiera sie przed nami magiczny świat w którym jest tylko miłość, szczęście, zrozumienie i zaufanie.
Ta bajka niestety bardzo rzadko kończy się szczęśliwie.
Ogrom, wręcz natłok uczuć, swoje życie, ciało i duszę, swoje priorytety podarowane drugiej osobie często rozbudzają w niej pychę, samouwielbienie, czasem niedowierzanie i brak zaufania.
Ani jedno ani drugie nie wspomoże tego związku i ofiarowanych uczuć. Zaczyna się albo wykorzystywanie rozbudzonego nieszczęśnika i chore dowartościowywanie lub..., sprawdzanie, szukanie, brak zaufania i standartowa zazdrość... niczym nie umotywowana.
Osoba kochająca przejdzie piekło na ziemi zanim upora się ze swoimi uczuciami i uświadomi sobie, że wysokie loty należą tylko do niektórych.......
Przychodzi w końcu pogodzenie się i stagnacja, podporządkowanie się codzienności, szarości i monotonii dnia codziennego.
Po co to piszę kochani?
Chciałabym bardzo, żeby każdy z was dostał od życia kogoś, kto zechce zabrać was w czarodziejski świat miłości. Kiedy już ta osoba pojawi się w waszym życiu, doceńcie to co Bóg wam dał. Oddajcie jej tyle samo a może uda wam się dać więcej i wspólnie udajcie sie w krainę krystalicznego szczęścia. Tylko tam nie ma zła, nie ma zazdrości i pychy. Tam króluje tylko miłość i zrozumienie.
To za tym szczęściem właśnie uganiamy się całe życie. Szukamy go wszędzie i złościmy się, że nigdzie go nie ma. Ono po prostu przychodzi w najmniej oczekiwanym momencie i jedyny problem dla większości ludzi zwyczajnie je wziąć i cieszyć się, że właśnie nam zostało podarowane.
Niestety, najczęściej kiedy to szczęście i miłość puka do naszego serca my zaczynamy się nim bawić jak kot myszką, tak długo aż zamęczona pada.
Kiedyś jej rozpacz i niespełnienie miną, myszka zacznie życie od nowa.....
Jak sądzicie? Czy kiedykolwiek i z kimkolwiek odważy się jeszcze zdobywać szczęście....???
Upokorzenie, brak zaufania, złość, nienawiść ludzka wykształciły w tej osobie mocne mechanizmy samoobrony a te funkcjonują tylko w szarym, monotonnym świecie.


Spotykasz człowieka.....
coś szepce... to TEN.
Serce gdzieś ucieka,
jawa znów jest snem.
Poznajesz, przyswajasz,
odkrywasz z zachwytem.
Starania podwajasz
choć lękiem podszyte.
Oddajesz mu duszę
serce się wyrywa.
Swoje marne ciało
oddajesz szczęśliwa.
Czas mija zbyt szybko...
Wciąż walczysz o miłość,
której naprzeciwko
zadufanie i złość.
Zaczynasz się motać,
rozpływać w nicości.
Nie przestając kochać
spadasz w głąb ciemności.
Ból ściska ci duszę,
serce pokruszone.
Wciąż myślisz zagłuszę
alarmowy dzwonek.
Nadchodzi martwota
niemoc, beznadzieja.
Zamykasz się w sobie
umiera nadzieja........

Kobieta, Twarz, Rutynowe, Nawyk

wtorek, 4 czerwca 2019

Ziemski raj



                                                           W ziemskim raju

Jasno zielone pączki
przedłużają życie i dostojność świerka

rudy kocur.... ten sam.....
po raz drugi dzisiaj stanął na mojej drodze
piękne zdrowe prążki na zdrowym futrze
oznajmiają jego całkiem niezły status życiowy

wierzba płacząca opuszcza potulnie swoje kłosy
lecz ich oliwkowo-ogórkowa mocna zieleń
znaczy jej nieskazitelną kondycję

sosny mają chyba z pięćdziesiąt metrów
aromatyczne pączki niosą zdrowie
i nowe z pewnością lepsze życie

huśtawki znudzone szepcą
o zabawach rozwrzeszczanych pupilów

konik i lew na giętkich sprężynach
chętnie ponosiliby swoich roześmianych chłopców
pod ich nieobecność dwa wróbelki usiadły na siodle
...dlaczego nie chcesz ich powozić?
...wolę cięższych jeźdżców...

ale......  kto to tak szarpie mnie za włosy...?
zachodzące słońce przebija się
przez ciężkie gałęzie świerka
i zuchwale szarpie moje
rozpuszczone włosy
tak bardzo cię kocham
kwintesencjo życia 
myślę..., że tak właśnie wygląda niebo
wpatrzona w zachodzącą światłość
wołam: dobry wieczór nocy
...wstawaj, twój czas nadchodzi...
wracam do nie swojego łóżka
ale nie moje łóżko jest... w raju...
tę noc znów spędzę z feerią gwiazd.....
w tym miejscu wyjątkowo mogę je podziwiać...

czy w niebie są komary...???

Znalezione obrazy dla zapytania obrazy do place zabaw


środa, 22 maja 2019

Co z nami........

Obłuda, kołtuneria, pyszałkowatość, zadufanie w sobie. Brak mi słów!!!
Gdybym nie wierzyła w sprawiedliwość boską, w ostateczne uporządkowanie wszystkich ludzkich poczynań i tego, że w definitywnym rozrachunku zawsze całość wychodzi na zero nie miałabym chyba siły dalej żyć.
Krąg wokół mnie zacieśnia się coraz mocniej. Przestaję rozumieć ludzi z najbliższego otoczenia a nawet z własnej rodziny!!! To przygnębia mnie najbardziej.
Ile muszę wyskrobać ze swojej psychiki cierpliwości i pokory, żeby wysłuchiwać tych wierutnych bredni, znosić te durnowate zachowania i mieć na tyle siły w sobie, aby " ...mieć wieczny spokój w sercu...... nie dziwić się niczemu co mi się przytrafia, nie czuć, że cokolwiek zostało uczynione przeciwko mnie." - Regina Brett
Zaczynam już jednak mieć problem (Panie Boże wybacz mi) z modlitwą za te osoby. Im częściej się za nich modlę tym bardziej hardzieją i stają się bezczelni.......
Mam wielką nadzieję, że to tylko mój słabszy dzień......
Jak żyć w zgodzie z Bogiem i współczesnym światem?
Bardzo ciężko cały czas kontrolować swoje postępowanie bo okazuje się, że np. szczery i szczęśliwy śmiech dla niektórych jest prostacki a prostolinijne i od serca rozmowy międzyludzkie nie spełniają ustanowionych przez ludzi norm. Nie ważne czego pragnie twoja dusza i Bóg żyjący w każdym z nas. Ważne, żeby to co mówisz i co robisz spełniało ogólnie przyjęte standardy. W szczególności, w środowiskach tzw. elit...   No, bo przecież ... nie wypada... i ... co ludzie powiedzą...
Powiem tak!
Będę się śmiać radośnie, nawet jeżeli to jest obciach!
Będę zawsze wesoła i szczera w tym co mówię i robię bo tak czuję i wierzę, że Bóg potraktuje mnie tak samo w dniu mojego z Nim rozrachunku!
Jestem nonkonformistką ale nie wichrzycielką.
Nie zgodzę się z nadętą koleżanką, która uważa, że noszenie pereł jest staroświeckie...???
Dla mnie nigdy, przenigdy nie będzie staroświeckie nic co stworzył Bóg lub człowiek biorąc za wzorzec Jego dzieło. Takimi jednak stanowiskami ludzie potwierdzają ten bezsens całkowity, destrukcję otaczającego nas świata, spustoszenie pierwiastka bożego i wyścig do całkowitego unicestwienia życia na ziemi.
Dla wszystkich, którzy czują podobnie jak ja publikuję dziś modlitwę św. Franciszka z Asyżu.
Niech dobry Bóg sprawi, abyśmy mogli być tak silni jak ten święty.

O Panie, uczyń z nas narzędzie Twojego pokoju
abyśmy siali miłość tam, gdzie panuje nienawiść;
wybaczenie tam, gdzie panuje krzywda;
jedność tam, gdzie panuje zwątpienie;
nadzieję tam, gdzie panuje rozpacz;
światło tam, gdzie panuje mrok;
radość tam, gdzie panuje smutek.
Spraw, abyśmy mogli
nie tyle szukać pociechy, co pociechę dawać;
nie tyle szukać zrozumienia, co rozumieć;
nie tyle szukać miłości, co kochać;
albowiem dając, otrzymujemy;
wybaczając, zyskujemy przebaczenie,
a umierając, rodzimy się do wiecznego życia.

Znalezione obrazy dla zapytania obrazy szczęście i radość


poniedziałek, 13 maja 2019

Moje dzieci

Moje trzecie wnuczątko przystąpiło do komunii świętej. Następne piękne przeżycie, wielkie szczęście i radość.
Wszystko się plecie tak jak powinno i za to dziękuję Panu Bogu.
Są początki, ziemska wędrówka....... radości i smutki, są rozstania i smutne zakończenia. Coś się kończy, żeby coś nowego mogło się zacząć. W jednym tygodniu pożegnałam mojego tatusia a za dwa tygodnie wnuczek zaczyna swoje prawdziwe istnienie.  Ale takie jest życie właśnie.......
Patrzylam dziś na moje dzieci, wnuki i chyba po raz pierwszy tak bardzo, tak bardzo mocno poczułam szczęście, radość, dumę i przede wszystkim ogromną wdzięczność, że tak wiele mi ofiarowano. Nie wiem Panie Boże czym sobie zasłużyłam na tyle szczęścia ale pokornie dziękuję i proszę, nie opuszczaj nas.
W takim dniu jak dzisiaj odnoszę wrażenie, że jestem wybranką losu, że dano mi więcej niż na to zasługuję. Panie Boże jestem Ci tak bardzo wdzięczna za wszystko.

                                                                Kochany wnusiu

Dziś wielki twój dzień Alanku
Pan Jezus w gości przychodzi.
Rodzina cała w komplecie
chrześcijanin nowy się rodzi.
Jezus bardzo cię ukochał
Ciało Swoje oddał tobie.
Krwią Najświętszą zmazał grzechy,
żyje w nas w Boskiej Osobie.
Na zawsze niech będzie z tobą
niech mieszka w twoim serduszku.
Nie zdradzaj Go, nie odpychaj
codziennie módl się maluszku.
Znak krzyża zrób na dzień dobry,
aniołka trzymaj za rękę.
Kochaj we wszystkich Chrystusa,
śpiewaj Mu swoją piosenkę.




niedziela, 5 maja 2019

Co z nami....

Jak to się w naszym życiu wszystko zmienia z dnia na dzień a wręcz z godziny na godzinę.
Jasne, ciepłe słońce wydobywa z nas radość i optymizam zaś plucha i zimno na powrót zapędzają nasze uniesienia w mroczne podziemia Hadesu. 
Rzeczywistość jest tak bardzo przytłaczająca, że jedynie słońce, odradzająca się jeszcze natura budują w nas optymizm, który niestety często jest płytki i krótkotrwały. Ale...... ważne, że w ogóle jeszcze jest. Co będzie za sto, dwieście lat...??? Miejmy nadzieję, że Bóg żyjący w nas zwycięży a człowiek odzyska władzę nad sobą i swoim życiem, to zaś będzie pierwszy krok do ocalenia istoty ludzkiej i naszej planety.
Przepraszam Was za ten okrutny pesymizm. Czasem muszę to z siebie wyrzucić.

                                                     Degrengolada trwania

Rozpłaszczone łzy majowe spływają leniwie po szybach
przetaczają się po brudnych parapetach
zmywając z nich przylepione ludzkie grzechy

Tlenki dwutlenki pyły wszelakie
ozon czy ołów.... wszystko co truje
trutki i toksyny różnorakie
wszystko w czym życie teraz smakuje

Ponosi mnie niekiedy złość ogromna na ograniczoność
niepojętność przemysłowych przewrotów
burzących macierzyste kolebki istnień
W bezradności swojej pozwalam oblepiać się cieniom dymu
snującego się w niebieskiej nieskończoności
pełzającego w pokracznych ułożeniach
niekontrolowanych materialistycznych wizji człowieka
ściągających całość chorych wyobrażeń
wraz ze mną.... w czeluść przepastną czarnej dziury

Kap kap kap równomiernie opada
siąpi toksycznie skotłowany deszcz
Szara kropla na szybie przysiada
wybałusza schorzałe gały trzeszcz
Szklana tafla po deszczu majowym
mocno się umorusała pluchą
Nie nazywam już tych dni "pechowym"
zszarzała zieleń marną otuchą







wtorek, 30 kwietnia 2019

Powroty

Miałam dziś ciężki dzień w pracy.
Pod koniec dyżuru przeszła potężna ulewa co już całkowicie pozbawiło mnie energii. Kiedy jednak zakończyłam zmianę, deszcz ustał a w drodze do domu wyłoniło się przepiękne, zachodzące słońce. Pierwszy raz w dniu dzisiejszym. Kiedy uśmiechałam się do niego, zachwycona tym nieoczekiwanym wyróżnieniem poczułam się najszczęśliwszą osobą na świecie. Wiedzialam już, że za dziesięć minut założę słuchawki z moją ukochaną muzyką, wezmę kijki i pójdę odnaleźć siebie po męczącym dniu.
To co przeżyłam w drodze po wiosennej ulewie nie można opisać słowami. Można by telepatycznie przekazać zmysłami ale tego nie potrafię, więc spróbuję moje przeżycia jednak nakreślić słowem.


                                                                   Potęga życia

Rozbujała, nadęta życiem zieloność,
najeżona skroplonym, kryształowym oparem.
Bezwstydnie chełpi się swoim dojrzewaniem,
pompatycznie oczarowana tym boskim darem.

Rozrasta się życie w korony obłoków
zielonych, wypełnione już piskliwym jazgotem.
Rozplenia się mozolnie w niezliczony byt.
Uskrzydlone drzewa liśćmi i wiosennym grzmotem.

Rozłogi, zalaly nadziemskie upusty,
harcują w kąpieli kumaki i niezabudki.
Triumfalizm promieniuje radosny,
szarfy niabiańskiej tęczy wyplatają ogródki.

Rzeczywistość uniosła się emfatycznie,
umocniona zapachami fundamentów bycia.
Silniejsza siłą wegetacji i trwania,
zadyndała w przestworzach na zmysłów naszych niciach.

Unoszę lekuchno w wiosennej ekstazie
rozmarzone oczy, śledzę kłębiaste tumany.
Siadam na zielonym obłoku jabłoni,
puszczam się z jej kwieciem w pachnące, różowe tany.

Odradzam się uszczęśliwiona istnieniem,
szaleństwem rozbuchanego rzadką mocą życia.
Skąpana w pachnącej, wiosennej kąpieli
zasypiam, wtulona w odurzające obicia.


Podobny obraz

czwartek, 25 kwietnia 2019

Pożegnanie

Odszedl mój tatuś.
Opuścił nasz ziemski wymiar w niedzielę Zmartwychwstania Pańskiego. To najpiękniejszy dzień w roku. W tym przypadał 21.04.
Nie wiem u kogo miał znajomości, że Bóg powołał go do siebie w Dzień Zmartwychwstania Swojego Syna ale poważnie mówiąc to wielkie szczęście i przywilej odejść do Pana w takim dniu.
Przeżył uczciwie swoje całkiem długie życie (mial 82 lata) i w spokoju odszedł.
Dla mnie wraz z tatą odeszło moje dzieciństwo, zakończył się pewien etap w życiu.
Właściwie moje dzieciństwo odeszło w dniu kiedy zmarła moja mamusia tj. czterdziesci jeden lat temu. Ale tato utrzymywał jeszcze namiastkę tego odczucia.
Cały czas snuję wspomnienia, które od kilku dni mnie nie opuszczają. Przypominam sobie dobre i złe chwile i z perspektywy czasu, żal jest i tych dobrych i tych złych chwil też. Życie nigdy nie jest idealne ale jeżeli wkoło są ludzie których kochasz i którzy kochają ciebie wszystko jest proste.
Radości są radośniejsze, śmiech jest głośniejszy a ból mniej boli niż normalnie. Zawsze więc będziemy radośnie wspominać czas w naszym życiu, który wypełniony był miłością.

Byłeś mój tatku taki jak wszyscy...
Czasami dobry, niekiedy przykry.
Przypadkiem łezkę otarli bliscy,
takie przymioty ma człowiek zwykły.

Tyle w nas dobrych co złych cech mieszka,
niesiemy szczęście to znowu smutek.
Nie chcemy słuchać o swoich grzeszkach,
rzeźbimy duszę zmyślonym dłutem.

Lecz najważniejsze w tej filozofii,
niewiele myśleć a raczej słuchać.
Lepiej z pucharu bytu nie dopić...
a życie oddać w zwierzchnictwo ducha.

Wszystko na pokaz, dotyk..... to nicość,
która jest złudą naszej fantazji.
Działa jak miraż, majak zwodniczo...
w głębinach człowieka wyobraźni.

Chciałam Ci tatku tylko powiedzieć
- dobranoc. Śpij w Jezusie przez wieki.
Wierzę, że w raju możesz już siedzieć...
Nie bądź już dla nas nigdy... daleki...

Znalezione obrazy dla zapytania obrazy rozstanie






niedziela, 21 kwietnia 2019

Zmartwychwstanie

Czy zdajecie sobie sprawę z tego co naprawdę wydarzyło się w tym dniu?
Pewne praktyki, zachowania, wiarę niestety też w większości przypadków przyswajamy i wyznajemy bardzo standartowo. Uczymy się od rodziców i otoczenia wiary w formie (przepraszam, że to napiszę) trochę stereotypów. Powielamy ich modlitwy, sposób zachowania, obowiązek chodzenia do kościoła. Chociaż to co piszę jest bardzo bolesne i dość śmiałe, takie niestety są zachowania chrześcijan. Gdzieś zapodziały się ideały, przesłania, wzorce i prawdziwe natury rzeczy. Wszystko spowszedniało a nawet ośmielę się powiedzieć skomercjalizowało się.
Ilu z nas przygotowuje się i przeżywa Święta z Chrystusem tak perfekcyjnie i obficie jak to robi od strony czysto konsumpcyjnej.
Jak staramy się zrozumieć czas w którym Zbawiciel postanowił odkupić nas, poświęcić się dla nas, przyjąć niewyobrażalne cierpienia, żeby w końcu umrzeć? Też za nas?
O co w tym wszystkim chodzi?
Idziecie do spowiedzi, do komunii, przychodzicie do kościoła, słuchacie kazań....., a ilu z was myśli o tym wszystkim... tak zwyczajnie i dogłębnie?
Dlaczego tak się stało? Czemu Bóg zgodził się za nas umrzeć? Co Go do tego skłoniło?
Jeżeli byłby tylko i wyłącznie człowiekiem, zapewne nie tak chętnie i dobrowolnie zgodziłby sie na tak wielkie cierpienie i śmierć.. Takie zachowania ludziom są raczej obce. Czy był kimś więcej niż człowiekiem...?
Czy Chrystus wierzył w ból i cierpienie? Ludzie bardzo lubią w nie wierzyć.
Chyba nigdy nie myślał w tych kategoriach. On po prostu cierpiał i wierzył w słuszność i prawdę tego, do czego został wybrany.
Pięknie pisze o tym Thomas Merton " Wierzyć w cierpienie - to objaw pychy; ale cierpieć i wierzyć w Boga - to akt pokory. Bo samą istotą chrześcijaństwa jest stawianie czoła cierpieniu i śmierci, nie dlatego, aby one byly dobre i same w sobie stanowiły jakąś wartość ale dlatego, że zmartwychwstanie Chrystusa zmieniło całe ich znaczenie."
Dlaczego więc Jezus umarł i zmartwychwstał?
Jakie uczucie w tym Bogu-Człowieku sprawiło, że nie chciał odpłacać nam za krzywdę, cierpienie, śmierć ?
Czy to uczucie to miłość?
Być może w wymiarze nie dla wszystkich zrozumiałym, ale można tak kochać! Naprawdę!
Święta te, to hymn na cześć i chwałę wielkiej miłości Boga do człowieka, który kocha każdego z nas tak samo bezwarunkowo, niezależnie od tego czy oddajemy mu tę miłość czy nie.
Jezus umarł i zmartwychwstał z miłości do człowieka, tym samym pokonał śmierć.
My nie musimy tak cierpieć i umierać dla Boga. My Go po prostu kochajmy.
A Boga kochać można nie tylko w kościele. Nie przed ołtarzem, nie przed rzeźbą, obrazem ale w drugim człowieku, bo tylko tam, w każdym z nas mieszka żywy kochający nas Stwórca.
Jeżeli pokochamy Boga w sobie a później w drugim człowieku nasze życie będzie pełne, zdrowe i szczęśliwe.
Ja nie odrywam was od kościoła ziemskiego ani świętych symboli. Chciałabym tylko żebyście kochali żywego i najprawdziwszego Pana Boga a On jest cały czas z nami. Kochajmy Go więc przede wszystkim w nas, a później we wszystkich innych ludziach. Pokój, szczęście i radość wypelnią wtedy naszą ziemię.
"Wykupienie się z niewolnictwa grzechu nie wymaga niczego innego jak tylko tego, by zacząć kochać." - ks. Marek Drzewiecki

Miłość i wybaczenie. Spokój, radość,
opanowanie, zwyczajność, łaska...
Za grzechy nasze Syn uczynił zadość.
Do Ojca wraca dziś w chwały blaskach.

Na ludzkość spuszcza łaskę wybaczenia.
Rozsiewa miłość i mocną wiarę.
Próżno Go szukacie w skalnych podziemiach.
Opuścił Jezus mroczną pieczarę.

Niewiasty z ziołami wonnymi poszły,
namaścić ciało Odkupiciela.
Anioł oznajmił głosem doniosłym:
... w Galilei szukać Głosiciela.

Nim w niebo wstąpił pobył jeszcze z nami.
Świat przyozdobił w odnowiony ład.
Nowe Przymierze założymy sami.
Żyjmy w Chrystusie w szczęściu i bez wad.


XV

sobota, 20 kwietnia 2019

Rozważania

Stacja czternasta: Pan Jezus złożony do grobu.

Nie tylko bezbronny ale i bazpański baranek. Ubogi Król, nie posiadajacy miejsca gdzie mógłby spokojnie przyjść na świat ani spokojnie odejść z niego. Nie ma miejsca, gdzie można złożyć Jego Święte ciało. I cóż się wydarzy...?
Józef z Arymatei jest człowiekiem zamożnym, mającym wiele do stracenia. Co robi ten ustawiony w ziemskiej hierarchii krezus? Potrafi wybrać to, co jest dla niego najważniejsze.
Idzie do Piłata i prosi o wydanie ciała Jezusa a nastepnie składa Je w swoim nowym grobie.
Nie boi się faryzeuszy ani Rzymian. Jest uczniem Jezusa i przyznaje się do tego. Wybiera Boga.
To bardzo ważna nauka dla nas. Żeby umieć się poruszać w tym zagmatwanym świecie, musimy przede wszystkim umieć  dokonywać odpowiednich wyborów.
Józef jest dla nas pierwszym, namacalnym wzorem w rodzącym się z męki i cierpienia Nowym Przymierzu. Składa w swoim grobie swojego nauczyciela. Nie martwi się o jutro. Przezwycięża podświadome obawy natury człowieka i wybiera uczciwą powinność. Wie, że Bóg go nie opuści a zakończeniem cierpienia może być tylko zwycięstwo. Józef słuchał nauki swojego Mistrza i wierzy w Jego boskie odrodzenie.
Przed smiercią Jezus nauczał " Jeżeli ziarno pszenicy, upadłszy w ziemię nie obumrze, zostanie tylko samo. Ale jeżeli obumrze, przynosi plon obfity."
Leży teraz w grobie obumarłe Ziarno Boże i nie muszę dalej pisać jak wielki wyda owoc na wszystkie ludzkie pokolenia.


Złożyli ciało Jezusa do grobu,
ziarno przyszłego życia dla ludzi.
Czy na nikczemność nie ma już sposobu?
Czy w sercach naszych prawdę obudzi?

Pozornie, wielkie śmierć święci zwycięstwo.
Pozornie, ciało już obumarło.
Pozornie, chwałę znów zbiera męczeństwo.
Pozornie, prawość złe znów wyparło.

Zasada świętą od wieków stoi,
śmierć jest zawsze początkiem nowego.
Rozpaczać, zawodzić już nie przystoi.
Podażaj za Panem do lepszego.

Słuchaj nauk Jego, nie bój się świadectwa.
Nauczaj wkoło z Nim i dla Niego.
Módl się, wspomagaj ludzkie kalectwa
zdążaj ku bramie życia bożego.

Znalezione obrazy dla zapytania droga krzyzowa na dzień kobiet stacja czternasta

Rozważania

Stacja trzynasta: Pan Jezus zdjęty z krzyża.

Już Twoje ludzkie ciało nic nie czuje, ale Twoje cierpienia jeszcze się nie skończyły. Być może w Swoim boskim sercu, przeżywasz najgorsze męki jakie Cię dziś dotknęły.
Twoja Matka umiłowana stoi pod krzyżem i zabija swoją ludzką i matczyną naturę, patrząc na ukochane ciało swojego syna. Musi pogodzić sie z Twoim odejściem... z tym, że nigdy nie będzie z Tobą rozmawiać, nigdy Cię nie wysłucha, nie dotknie swojego ukochanego dziecka.
Jest zwykłym człowiekiem i powodują nią zwykłe ludzkie i matczyne odruchy: rozpacz, ból, bezradność, złość, tęsknota a może nawet nienawiść. Musi zabić w sobie wszystkie te odruchy i zrozumieć potrzebę i potęgę Twojej śmierci.
Po dwóch tysiącach lat mamy problem ze zrozumieniem aktu odkupienia.
Jak ta prosta, zwykła kobieta miała to ogarnąć już, natychmiast i pogodzić się Jezu z Twoim odejściem?
Po raz ostatni tuli do matczynego serca umęczone ciało swojego Syna a ból rozdziera jej zrozpaczone serce. Ten ból myślę, powoduje największą boleść w sercu Jezusa Boga. Jego ciało już nie cierpi, katusze przeżywa Jego Święte Serce patrząc na udrękę Swojej Matki.
Takie same męczarnie przeżywa Chrystus gdy nam zaufa, gdy damy mu powody do ufności a później Go zdradzamy, odchodzimy i zabijamy.
Świat, życie, ludzie wzbudzają w nas poczucie niepewności, strachu, załamania. Często te odczucia powodują nasze odejście od Boga aby lepiej przysługiwać się ludzkim bożkom.
A Pan Jezus mówił, że łatwo nie będzie: " Będziecie w nienawiści u wszystkich z powodu Mojego imienia. Lecz kto wytrwa do końca ten będzie zbawiony."         MK 13,13
I tak jest rzeczywiście. Kto wytrwa w Panu i nie ulęknie się cierpienia, ten będzie z Nim w szczęściu żył po wieczne czasy.

Zawisło ciało pokorne na krzyżu,
ostatnim krzykiem rozdarło serce.
Czy w twoim sumieniu zrodził się wyrzut?
Dla ciebie Jezus na poniewierce...

Zdjęli uczniowie skatowane ciało,
na łonie Matki Jego złożyli.
W sercu rodzicielki już tylko żałość.
Nad zwłokami Syna... głowę chyli.

Ból wielki w oczach zastępuje miłość.
Dobroć matczyna wybacza stratę.
Cierpienie Pana świata podwaliną...
Ojcu za grzechy ofiaruje spłatę.

Wspomnij Mateńko na nasze przewiny,
na świat tumanem grzechu spowity.
Niech Jezus w życia ostatniej godziny
wezwie nas do grona Jego świty.


Podobny obraz

Rozważania

Stacja dwunasta: Śmierć Pana Jezusa na krzyżu

Wreszcie się wykonało...
Tak odczuwam to ja, jako czlowiek. Czy Jezus czuł podobnie? Czy poczuł ulgę...?
Umęczony do granic wytrzymałości ludzkiej, może wreszcie powiedzieć: " Ojcze, w Twoje ręce oddaję ducha Mego..."
Odchodzi Chrystus. Osiągnął przysłowiowe "dno" upodlenia człowieczego, żeby móc powstać w całej boskiej okazałości.
Cierpieniem Swoim przebłagał Ojca Swojego i odkupił grzechy ludzkości.
Bardzo podobnie jest w w naszym życiu. Jak już pisałam, każdy z nas niesie swój krzyż i najczęściej w taki czy inny sposób umieramy na swoich krzyżach. Upadamy, sięgamy dna i właśnie te symboliczne śmierci są odkupieniem za nasze grzechy i początkiem nowego, często mądrzejszego i lepszego życia.
Jeżeli kiedyś mój Boże, będę musiała znów umrzeć na swoim krzyżu, pamiętaj o mnie Wszechmocny. Przytulaj Chryste do Swojego serca wszystkich, którzy codziennie umierają na swoich krzyżach i daj im siłę do zmartwychwstania i życia w Tobie Panie.
To co powtarzam do znudzenia, umieranie zawsze jest fundamentem i początkiem zmartwychwstania i nowego życia. Nie rozpaczajmy więc, bo przed nami wielka radość z Królem Niebieskim.

Wywyższony Odkupiciel w koronie,
Jezus Chrystus Król Żydowski... piszą.
Wybawca świata na krzyżowym tronie,
uklękła Ziemia przed burzą.... ciszą....

Pan szczęśliwy wielce ducha oddaje,
już w Domu Ojca tryumfy święci.
Cisza złowroga wichurą się staje,
dla utrwalenia w ludzkiej pamięci.

Orszaki aniołów zstepują zwarcie,
radośnie święcą powrót Chrystusa.
Faryzeusze złorzeczą uparcie,
nawałnica nadchodzi w nimbusach.

Storturowany naszymi grzechami,
opuszcza Baranek potulnie twarz.
Umiera cichutko zalany łzami...
"Ojcze Mój proszę, ludzkie winy zmaż."

Podobny obraz

środa, 17 kwietnia 2019

Rozważania

Stacja jedenasta: Jezus do krzyża przybity.

Coraz większy i większy ból. Na logikę biorąc, taka droga jak Ty Panie przeszedłeś właściwie jest nie do pokonania przez zwykłego człowieka. Każdy z nas nie byłby w stanie jej przejść a ostatnia potworność o zgrozo, to szczyt bestialstwa na jaki stać tylko człowieka.
Poobijali Cię ludzie fizycznie i psychicznie a teraz tą resztę z człowieka przybijają tępymi gwoździami do krzyża.
Jezu mój, jak niewyobrażalnie cierpisz. Nasuwa się pytanie: czy grzesznego człowieka stać na taką siłę woli i niezłomność ducha, czy aby tego dokonać trzeba być Bogiem?
Zastosowano wobec Ciebie Panie wszystkie najgorsze tortury cielesne i psychiczne. Przy namiastkach takich tortur, każdy z nas buntuje się i broni a Ty Panie jestes bierny i cierpliwy.
Kiedy te cyborgi bez serca przybijają Twoje ręce i nogi, Ty modlisz sie do Ojca żeby im wybaczył bo nie wiedzą co czynią. Jeszcze na koniec chcesz ich wytłumaczyć przed Ojcem. Nie stawiasz złu żadnego oporu, zwyciężasz je swoim dobrem.
Jak często po wcześniejszym znęcaniu się nad bliźnim w końcu krzyżujemy go. Im bardziej jest bezbronny i bardziej poddany tym większą złość i agresję rozbudza w nas szatan.
Tchórzostwo - to cecha, która osiąga w takich sytuacjach swoje apogeum. Śmierdzące, oślizgłe, podłe tchórzostwo, które czeka aż ojciec jego szatan poskłada sytuacje życiowe, które z kolei zniesławią niewinnego i tchórz będzie mógł pokazać swoją wielkość i łotrostwo.
Każde oszustwo, kłamstwo, gniew, złość, zazdrość, nienawiść to te zardzewiałe gwoździe, które codziennie wbijamy w ręce i nogi Zbawiciela..
Czy naprawdę człowiek musi być aż tak zły?
Panie Jezu Chryste ciepliwy i wielkiego miłosierdzia naucz mnie pokory i cierpliwości.
Przytul mnie Panie gdy będę chciała wybuchnąć złością, rozgoryczeniem i skargą na niesprawiedliwość. Naucz mnie Panie modlić się za nieprzyjaciół i nadstawiać drugi policzek gdy uderzą mnie w pierwszy.
Spraw mój Boże, żebym w takich trudnych chwilach, zawsze miała przed oczami Twoje boskie ręce i nogi przybijane do krzyża.

Obdarty ze wszystkiego. Obnażony.
Wielokroć upodlony władca, król.
Spokojny z misją swoją pogodzony,
szczęśliwy oddaje za wolność ból.

Na krzyżu rozciąga kat boskie ciało,
potulny baranek nie mówi nic.
Czy drogi okrutnej było za mało?
Dokoła ryczy rozjuszona dzicz.

Gwoździe i młotki hołota szykuje,
wściekłość buduje zgodną współpracę.
Wtórują młoty tępemu dźwiękowi....
Na samą myśl Panie, ducha tracę.

Wykonało się! Cicho odetchnął Pan.
Na krzyżu przyznano Bogu leże.
Gdzie wszyscy ludzie są? - na krzyżu też sam...
Osamotnione Bóstwo w swej wierze.



Znalezione obrazy dla zapytania pan jezus do krzyża przybity obrazy

niedziela, 14 kwietnia 2019

Rozważania

Stacja dziesiąta: Pan Jezus z szat obnażony.

Doszedł Zbawiciel na Golgotę, albo raczej doczołgał się pod ciężarem krzyża. Stanął na wzgórzu gotowy na ukrzyżowanie.
Napiętnowany przez całą drogę na wszelkie możliwe sposoby Jezus, wydawałoby się będzie mógł już spokojnie umrzeć. Otóż nie! Człowiek nie byłby sobą gdyby nie znęcał sie nad drugim do ostatniego tchnienia.. Bezbronnego, leżącego, przecież tak bezpiecznie i przyjemnie można kopać. Jeszcze jedna więc atrakcja czeka Pana Jezusa. Szaty Zbawiciela przykleiły się do krwawiacych ran, są więc bardzo brudne ale żołnierzom to nie przeszkadza. Brutalnie zrywają ubranie z okaleczonego ciała, dzielą je między sobą sprawiedliwie i sprawiedliwie rzucają los o tunikę samodziałową. Sprawiedliwość objawia się w bardzo specyficznej formie. Poszarpane rany od nowa zaczynają krwawić.
I znów popatrzmy na siebie. Jak często rozbieramy ze wszystkiego swoich bliskich i znajomych?
Najczęściej takimi zachowaniami rządzi zazdrość. Obdzieramy więc bliżniego z każdej niedoskonałości a zalety jego też przekuwamy według potrzeb na ułomności. Wyśmiewamy ofiarę przed całym światem, szkalujemy, potępiały, oceniamy, wyrokujemy zdzierając z niej szaty dobrego imienia. Takie postępowanie natychmiast nasuwa pokusę pokazania się lepszymi niż jesteśmy.
Jak ma być dobrze w stosunkach międzyludzkich, kiedy nie ma wśród nas szczerości, prawdy, zrozumienia, odpuszczenia - jednym słowem miłości?
Do niczego taki proceder nie prowadzi.
To, że zdzieramy z bliźniego szaty naszych wizji nie znaczy, że udało się poobrywać go z godności i człowieczeństwa, która decyduje o wielkości Boga w nas.
Okaleczone ciało Chrystusa zostaje zbezczeszczone w oczach ludzkich, wystawione na wzgardę pospólstwa. W naszych poczynaniach z ludźmi o to właśnie chodzi. Osiągnąć całkowite upodlenie bliźniego swego. Dopiero wtedy nasza psyche jest szczęśliwa i usatysfakcjonowana.
I to właśnie (pomyślcie trzeźwo przez chwilę) jest największą ułudą.
Jeżeli osoba, którą szkalujemy jest mądra to posiada umiejętność zachowania harmonii i prawdy w sobie. Jeżeli te przymioty posiada, niczym jest dla niej stanąć przed Stwórcą i człowiekiem tak jak Jezus, który znał prawdę o Sobie, akceptował Siebie, zachował do końca pełną harmonię i władzę nad swoim ciałem.
Ta umiejętność patrzenia na siebie w prawdzie, to największa odwaga i wielka mądrość. Owocem zaś tego jest czysta miłość jaką Chrystus nam ofiarował i często wśród ludzi też odnajdujemy takie piękne zachowania, kiedy za upokorzenia ofiarują nam nieskażoną miłość.
Słyszę nieraz takie zwykłe słowa: ... a co tam, że mnie nie akceptują, że przypisują mi wady których nie mam, albo działanie którego nie wykonuję. Pan Bóg zna mnie najlepiej i to On będzie mnie rozliczał a nie cała reszta więc czego mam się lękać? Mogę tylko pomodlić się za tych ludzi, żeby Duch Święty dotarł do nich i przyprowadził ich do Boga.
Z obdzieraniem z szat niestety zawsze kojarzą mi się też relacje rodzice-dzieci i to jest bardzo smutny ale niezmiernie ważny problem. Jak już pisałam najchętniej obdzieramy z szat osoby bezbronne i niestety dzieci stanowią tu niechlubne bardzo zagadnienie.
Rodzice rzadko zwracają uwagę na osobowość swojego dziecka, na jego predyspozycje życiowe i drogi jakimi chciałoby podążać. Sama jako młoda matka popełnilam tu wiele błędów wychowawczych, których już później nie można było nadrobić.
Najważniejsze, żeby nie dopasowywać na siłę (w dosłownym znaczeniu też), osobowości swoich dzieci do naszych wymagań i stereotypów. Rozdarcie, które robimy w tej czystej istocie, nigdy już się nie zagoi a nawet może skutkować brakiem akceptacji i te zdarte raz szaty z dziecka, na zawsze mogą pozostawić to stworzenie gołe, zalęknione, zawstydzone i całkowicie bezradne.
Nigdy nie wolno upokarzać dzieci. One zawsze są wartościowsze od nas. Pogódźcie się z tym!
W obnażeniu Pana Jezusa dopatruję się również pewnego rodzaju alegorii. Szaty Chrystusa porównuję do naszych grzechów, które tak przyległy do ciała Zbawiciela, że przesiąkły Jego krwią.
Tak miało się odbyć odkupienie. Żołnierze zdzierają z Pana  grzechy aby zbawienie odbyło sie w całkowitej czystosci i nieskazitelności naszego Boga. Jezus przeczysty zostaje wywyższony na drzewie hańby, które od tej pory po wsze czasy staje się symbolem czystości i odkupienia.
Brak miłości i szacunku, deptanie godności drugiego człowieka to najgorsza haniebna nagość ludzkości. Jedynym sposobem na tą udrękę jest ogromna miłość i odpuszczenie. Miłość, która nie dopuszcza bezwstydu. Miłość prosta, szczera, bezinteresowna, walcząca o każdego człowieka. Dobrego i gorszego, mądrego i głupszego. Miłość wszechobecna i wszystkomogąca.
Panie Jezu naucz nas miłości do bliźniego swego. Naucz nas pokory i odpuszczania. Modlitwy za tych, którzy najbardziej potrzebują Twojego miłosierdzia.

Chcieli cię Panie pohańbić... a wznieśli.
Zbezczescić Ciebie chcieli przez ciało.
Dla wszystkich byłeś tylko synem cieśli.
Czego ich uczyłeś było za mało.

Nie chcieli znać Twojej Boskiej istoty,
dla ludzi byłeś zwykły śmiertelnik.
O Twoim Bóstwie zaświadczyły grzmoty,
trwogę żołnierze poczuli dzielni.

Swoim cierpieniem grzechy odkupiłeś.
Z Ciebie szaty zdarto z ludzkości grzech.....
Do końca głowę pokornie chyliłeś,
by wydać za nas ostatni Swój dech.

Cierpienie, męka z szat obdarcie podłe
z modlitwą Panie szedłeś na sam szczyt.
Miłość bezgraniczną ze Sobą wiodłeś,
tylko ona mogła grzechy świata zmyć.


Znalezione obrazy dla zapytania droga krzyzowa obrazy stacji

czwartek, 11 kwietnia 2019

Rozważania

Stacja dziewiąta: Pan Jezus po raz trzeci upada pod krzyżem

Za każdym razem kiedy zbliżam się do tej stacji czuję, że plecy zaczynam mieć mokre. Wyobrażam sobie natychmiast to zmasakrowane ciało spływające krwią, obolałe od ciągłych uderzeń, kiedy znów upada a pięćdziesiąt kilo krzyża przygniata je do ziemi. Nie można niczego nie odczuwać, wyobrażając sobie to zdarzenie. Co czuje ciało i umysł czlowieka w takiej chwili.....?
Wiemy, że determinacja Jezusa w wykonaniu boskiego zadania była bardzo wielka ale czy ciało podoła temu wysilkowi?
Każdy z nas niesie swój krzyż; a to jakiś nałóg, a to brak pracy, choroby, osamotnienie, rodzinne straty i dramaty, zmagania z ludzką podłością....itd.
Często, jak już pisałam wcześniej balast tak przeciąża nasze ramiona, że potykamy się i upadamy. Nie raz i nie dwa ale dziesiatki razy w ciągu życia. Ciężko nam po tych upadkach wracać i podnosić się zawsze do nowego życia. Ono już nigdy nie jest takie samo.
Przede wszystkim sami, jak już pisałam wcześniej, zapracowujemy sobie na nasze upadki. Potykamy się najczęściej o swoje grzechy. Mylne decyzje i wybory.
Wypadkowa więc naszych przewinień plus dociążenia niechętnych nam ludzi plus życiowe dopusty i posłannictwa układają naszą ziemską wędrówkę jako dość ciężką. Każdy z nas w taki czy inny sposób z takim czy innym krzyżem przemierza swoją drogę, której uwieńczeniem będzie zbawienie.
I to właśnie jest tu nasza misja do spełnienia. Tak jak własnego Syna Bóg przeznaczył na zbawienie człowieka i posłał Go na ziemię do wykonania tego ciężkiego zadania tak samo każdego z nas posyła i przeznacza nam zlecenie, które mamy tu zrealizować.
Ponieważ dostajemy od Pana również i wolną wolę, często nadużywamy tego daru wykorzystując go w nadmiarze lub po prostu niewłaściwie. To nasze niemądre postępowanie wkłada na nasze barki dodatkowe krzyże. Nasze posunięcia są kłodami o które sie potykamy i znów upadamy.
Ale pamiętajmy również o tym, że każde cierpienie i krzyż ma swój sens i głębszy wymiar. Wszystko co dzieje się w naszym życiu z czegoś wynika i służy też czemuś. Nic nigdy nie dzieje się nadaremnie. Ważne, żeby zawsze z tych działań wynikało dobro.
Teoretycznie powinniśmy zrozumieć co czuł Chrystus przy tym upadku, bo i my tak jak On często nie mamy już sił podnosić się i iść dalej. Kiedy brakuje nam energii do zmagań z życiem, z ludźmi i własnymi ułomnościami wtedy Jezus mówi: "Przyjdźcie do mnie wszyscy, którzy utrudzeni i umęczeni jesteście a ja was pokrzepię." I tak się dzieje. Chrystus czyni możliwym to, co nam wydaje się już nie do wykonania. Zbiera ostatek sił witalnych i dochodzi do celu.
Każdego z nas stać na więcej niż sobie wyobraża. Wiara, nadzieja i miłość góry przenosić może. Kiedy świadomość taka obudzi w nas te uczucia, tak jak Zbawiciel podnosimy organizm (który nieraz już nie funkcjonuje) i z radością ze spełnienia, dochodzimy do celu.
Bóg przez mękę Swojego Syna odkupił świat ale uświadomił również człowiekowi, że niczym jest jego ziemska powłoka a o naszym być lub nie być decyduje Bóg żyjący w nas.
Ta mądrość, wrażliwość o których czesto zapominamy albo pojmujemy je jako nasze słabości, to właśnie jest nasza największa siła i moc.
Dziękuję Ci Boże, że otwierasz mi oczy, pomagasz mi odnaleźć siebie, sens i znaczenie mojego tu istnienia. Panie proszę, nie opuszczaj nas.

Znów upadłeś Chryste..., to tylko ciało
słabe, straciło swoją energię.
Do ocalenia zostało już tak mało,
coraz bliżej Ojca milosierdzie.

Przemija powoli ból i zhańbienie,
wykazujesz nadludzką aktywność.
Wstajesz zwycięsko, przed Tobą zbawienie
osiągnął Duch cnotliwą pasywność.

Ty wiesz Panie na co Twój Ojciec czeka...!
Nas naucz kochać tak i powstawać.
Każda zesłana na człowieka męka,
uczy miłością innych obdarzać.

Podnosisz się znów z uniesioną głową,
zwycięstwo wielkie nadchodzi szybko.
Czujesz ratunek i boską odnowę.
Cierpienie tylko zbawienia pożywką.




środa, 10 kwietnia 2019

Rozważania

Stacja ósma: Pan Jezus pociesza płaczące niewiasty.

Niewiasty, trzymające za rękę swoje dzieci. One, tak naprawdę mogły zrozumieć cierpienie Jezusa i Jego Matki.
Przecież to Ten wspaniały nauczyciel, którego tak niedawno wszyscy słuchali z zapartym tchem.
Przecież to Ten niespotykany cudotwórca, który uzdrawiał a nawet wskrzeszał ich bliskich.
Przecież to w końcu Ten człowiek, który tak pięknie przybliżał im Boga.
Nie mogą zrozumieć, dlaczego w tak okrutny sposób zabija się dobro?
Znają Tego człowieka. Wiedzą, że nigdy nikogo nie skrzywdził lecz pomagał ludziom i pomagał.....
Dlaczego? To takie typowe dla człowieka pytanie. Może nie powinniśmy go nigdy zadawać? Może łatwiej byłoby żyć? Właściwie nigdy nie ma na nie sensownej odpowiedzi.
Patrzą zrozpaczone kobiety na to umęczone ciało ale nie widzą duszy. Tej duszy, która nie reaguje już na cierpienie niosącej ją powłoki. Bardziej ją boli brak refleksji człowieka nad sobą.
" Nie płaczcie nade mną....". Pan Jezus dziękuje za troskę ale musi im powiedzieć, że to nad sobą powinny zapłakać.
Nie wystarczy kochani płakać nad męką Naszego Pana. Trzeba zajrzeć do swojej duszy i być może zapłakać nad sobą. Jego dusza była krystalicznie czysta a jak wygląda twoja dusza? Jak wygladają matko dusze twoich dzieci, które masz wychować zgodnie z Bożym pragnieniem?
Ten udręczony Chrystus pokonuje Swoją mękę i martwi się o ludzi, którzy Mu zgotowali ten los.
Jak to jest możliwe... spytacie?
"... płaczcie raczej nad sobą, i nad waszymi dziećmi." Wdzięczność za okazaną litość, procentuje jeszcze jedną nauką i troską o człowieka. Już ostatnią na tej ziemi.
Zapłaczcie nad sobą mówi Chrystus. bo kim są ci którzy mnie tak potraktowali. To przecież wasi ojcowie, mężowie i synowie.
" Ten kto we Mnie nie trwa, zostanie wyrzucony jak winna latorośl i uschnie, i zbiera się ją, i wrzuca do ognia i płonie." Tymi słowami udziela nam przestrogi, abyśmy nigdy nie tracili jedności z Nim, bo On jest i będzie na wieki odkupieniem za nasze grzechy.
Wszechobecne zło wplata się do naszego życia tak sprytnie, że uświadamiamy sobie ten fakt (albo ktoś nam uświadamia), najczęściej już w mocno zaawansowanej fazie grzesznego otępienia.
Jezus po raz ostatni wzywa nas przez matki nasze do częstej refleksji nad swoim życiem i szczerego żalu, który ma nas doprowadzić na powrót do Pana.
Różnie w moim życiu bywało, ale pomimo moich grzechów, sprzeniewierzeń wobec Chrystusa myślę, że udało mi się uzyskać przebaczenie bo radość i szczęście jakie przepełniają moją duszę, mogą być oznakami wybaczenia. Dziękuję Ci Boże za świętą cierpliwość do mnie. Dziękuję za odzyskanie życia Bożego i umocnienie wiary w Ciebie Panie.

Płaczą niewiasty nad Tobą mój Panie.
Trwoga przepełnia ich grzeszne serca.
Wśród dzieci ich słychać żałosne łkanie...
... wplata swój rechot głośny szyderca.

Nad sobą płaczcie i nad dziećmi swoimi,
prosi Zbawiciel smutne niewiasty.
Wy Matki bądźcie oczami Moimi,
bacznie czuwajcie nad domem własnym.

Badźcie przykładem, miłością, spełnieniem,
radością w Panu, chlebem powszednim.
Oazą wszystkim, dotkniętych błądzeniem.
Sprawdzony, godny, boski pośrednik.

Tak Jezus pięknie płaczącym dziękował,
zostawił z nimi Kościół na Ziemi.
Wiedział, że w sercach tych kobiet zachował
kanony nauki z myślami swoimi.


Podobny obraz





środa, 3 kwietnia 2019

Rozważania

Stacja siódma: Drugi upadek Pana Jezusa

Jezus znów upada. Całkowite przemęczenie organizmu ludzkiego.
Upada Zbawiciel po raz drugi a upadek ten jest znacznie boleśniejszy. Czy potrafi znów się podnieść?
Czy znacie może to uczucie? Czy wiecie jak to jest?
Niesiesz swój krzyż, wspinasz się na tą górę i z przeróżnych przyczyn (często z wydajną pomocą ludzi) nie dajesz rady. Krzyż staje się tak ciężki, że wtłacza cię wręcz w ziemię.
Nie masz ochoty dalej żyć, nie masz chęci do dalszej walki, nie chcesz już nieść dalej tego ciężaru.
Najchętniej umarłbyś sobie w połowie drogi i miał święty spokój. Czy tego chce Bóg?
Otóż nie! Nigdy, przenigdy nie wolno nam odpuszczać! Rezygnacja zawsze jest klęską.
Wolą Ojca było, żeby Syn Jego Najmilszy ostatkiem sił dźwigał nasze grzechy i złożył zbawczą ofiarę na krzyżu.
Wolą Ojca jest, żebyśmy do końca swoich dni nieśli krzyże, które Bóg nam powierzył bo to one decydują o naszej szczęśliwości tu na ziemi i kiedyś w niebie.
Słyszę, jak mówicie: "...czegoś tu nie rozumiem...? Jak ból, rozpacz, upadek mogą stanowić o moim szczęściu?"
To wszystko jest bardzo proste.
Jesteśmy tylko grzesznymi i na dodatek dość ograniczonymi stworzeniami. Nasze życiowe problemy najczęściej są naszą zasługą. Wynikają, a to z nieprzemyślanych decyzji, a to z nierozważnych posunięć, a to z bezmyślnych wyborów, a to z pychy i samouwielbienia wreszcie.
Zdarza się również, że w bardzo dużej mierze do naszych problemów życiowych przyczyniają się ludzie, często nasi znajomi a nawet rodzina.
Przytłoczeni problemami często z różnych stron, nie mamy sił do dźwigania tych przeciwności. Najprostszym wyjściem byłoby się poddać. Czy aby....?
Kiedy się poddamy, złe moce przygniotą nas i to właśnie będzie nasza ogromna klęska.
Kiedy zaś odnajdziemy w sobie tyle siły, żeby podnieść głowę, popatrzeć w niebo i powolutku zacząć się podnosić, Ojciec nasz w tym momencie wyciągnie rękę i ani się obejrzysz jak znów będziesz zbawiony i znów blisko Niego.
Pozbierasz wszystkie kłody, które rzucono ci pod nogi i czyniąc to będziesz miał świadomość, że tak naprawdę niczym są ziemskie przeciwności dla człowieka z którym idzie Bóg.
Są tylko marnością, nicością i jeszcze jednym schodkiem bliżej Ojca.
Kiedy już o ty wiemy, nie mamy większych problemów z podniesieniem się z upadku. Kiedy już to uczynimy, to radość z odniesionego sukcesu jest tak niewyobrażalnie wielka, że szczęście unosi nas pod niebiosa. Dla takich chwil warto żyć, warto walczyć, upadać i podnosić się.
Nieszczęśliwi ci, którzy odpuszczają. Są zbyt leniwi, żeby zawalczyć o cokolwiek. Wybierają wygodny fotel, ciepłe bambosze i długie seriale. Tyle im do życia wystarcza. Nic ich nie interesuje, nic ich nie obchodzi, zajmują bezpieczną życiową pozycję z której nie można upaść.
Czy wiedzą czym jest ich życie? Po co i dla kogo istnieją? Czy zdają sobie sprawę, że taka bezczynność jest najcięższym upadkiem człowieka i rzadko kto z tego upadku podnosi się. Takim wyborem przekreślają swój byt od początku.
Bóg stworzył człowieka z taką samą walizą zalet co i wad. Obarczył każde istnienie tyloma udrękami co i radościami. Nie ma ludzi złych ani dobrych. Jedno wynika z drugiego. Przenikają się umacniając się wzajemnie. Od nas i tylko od nas zależy w którym kierunku pójdziemy chętniej?
Drogą beznamiętności i abstrakcj, czy też drogą walki, prawdy i szlachetnego życia.
Czy rozumiecie już, że najpiękniejsze słońce zawsze świeci po burzy a największa radość i zwycięstwo zawsze nadchodzi po upadku?
Jezus jest wyczerpany fizycznie ale dużo bardziej boli Go smiertelna rana w sercu. Ten uraz to odrzucenie, brak zrozumienia. Dla człowieka z takich urazów najczęściej rodzą się już tylko zazdrość i nienawiść. Pan Jezus jest ponad takie schematy.
Właśnie te obrażenia powodują nasze upadki. Obrażenia duszy sprowadzają na nas największą niemoc i okaleczenia. Starajmy się być na tyle mądrzy, żeby unikać takich zranień.
A z drugiej strony... w jaki sposób być szczery i otwarty a jednocześnie uniknąć ludzkiej zawiści. Zawsze jest coś za coś. Ważne, żebyśmy potrafili sobie z tym poradzić.
Nie bójmy się więc mimo wszystko być prostolinijni, walczyć uczciwie, upadać i zawsze podnosić się z tych upadków na chwałę Boga.

Upadłeś Panie znów, już po raz wtóry.
Ziemia z pokorą przyjęła Twój hołd.
Ocean zamilkł, skłoniły się góry.
Z czułością, tkliwie przyjął Ciebie ląd.

Rozdarte serce do Ojca chce wracać,
ból tępy umysł ogarnął cały.
Wciąż pragnie Jezus kochać i wybaczać
cóż... kiedy nogi dawno omdlały.

Podnieść się musi, raz jeszcze spróbować.
Dla Ojca Swego odkupić ten świat.
Żadnej w nim złości, ans nie umie chować.
Plujący motłoch najmilszy mu brat.

Sam został Chrystus ze zdradą Judasza.
Przez Piotra zaparty, sierocy Pan.
W Jego boleści wina tylko nasza.
Za nią On umarł, odpuścił ją nam.

Znalezione obrazy dla zapytania stacja siódma drogi krzyżowej obrazy do pobrania za darmo


wtorek, 2 kwietnia 2019

Rozważania

Stacja szósta: Święta Weronika ociera twarz Panu Jezusowi

Stacja ta uczy nas wielkiej miłości i wielkiej odwagi. Dla tych, którzy nie mają problemu z takimi zachowaniami oczywistym jest, że jedno wynika z drugiego i wzajemnie się uzupełniają.
Parę chwil temu Szymon złościł się niezmiernie czując wstyd i upokorzenie z przymusu pomocy Panu Jezusowi. A tu nagle..., słaba kobieta. Zupełnie nie zważa na wrogość ludzi, na kordon żołdaków. Przedziera się przez ten krąg nienawiści, nie liczy się z ewentualnymi konsekwencjami i wyciera zakrwawioną, ubłoconą i oplutą twarz Zbawiciela.
Jak myślicie zrobiła to na pokaz, chciała komuś coś udowodnić, chciała się popisać???
No, chyba nie!
Skąd u ludzi biorą się takie śmiałe i wyjątkowe zachowania?
Doskonale znacie odpowiedź na to pytanie, ale napiszę...
Z nagłej, niewytłumaczalnej racjonalnie potrzeby serca i umysłu.
To są chwile w których Bóg mówi:
... idź zrób to i to....
... nie bój się...
... nie wstydź się...
Część z nas to zrobi i poczuje wielkie szczęście i spełnienie. Cała reszta uda, że nic nie słyszała i dalej będzie utyskiwać nad swoją przeciętnością.
I znów kochani, pozaglądajmy do swoich serc i umysłów. Jak to wygląda u nas? Jak przejawia się nasza miłość do drugiego człowieka? W czym uzewnętrznia się nasze umiłowanie szczególnie najbiedniejszych i najbardziej potrzebujących?
Bardzo lubię obserwować ludzi i często to robię. Uwierzcie mi, najczęściej na tych "odsłoniętych" potrzebujących nikt nie zwraca uwagi. Większość teraźniejszego społeczeństwa to ludzie wykształceni, zajmujący wysokie stanowiska i przede wszystkim ogromnie nieczasowi.
Może będę trochę niesprawiedliwa bo nie jest to oczywiście reguła, ale większość z tych ludzi szczególnie młodych nie umie się pochylić i przede wszystkim nie za bardzo chce to robić.
Dlaczego? Bo się wstydzą, że ktoś ich zobaczy i zachowanie to odbierze jako słabość....!?
No, niestety takie interpretacje są tak powszechne, że nawet ci co tak nie myślą i właściwie nie chcą się tak zachowywać dla utrzymania pozorów i swojego ziemskiego oblicza powielają takie postępowanie, żeby mieć czystą twarz wobec ludzi.
Owszem. Chętnie organizują charytatywne imprezy, czesto podbudowując nimi swoją pozycję zawodową albo "pomoc" przekuwają na zarobek bo tak też bywa. Najczęściej jednak po prostu nie zwracają uwagi na nic co nie dotyczy ich bezpośrednio.
A poza tym....  co społeczeństwo i najbliższe otoczenie powiedzialoby na to, gdyby ci wielcy i wspaniali zaczęli wyciągać swoje chusty od Dior i wycierać nimi buzie dzieci z ulicy czy twarze żebraków?
No, jakoś nie widzę tego, ale..... i wśród nich są także wspaniałe wyjątki i oby było ich coraz więcej.
Teraz pytam się. Jak te twarze prezentują się wobec Boga?
Dlaczego nie potrafimy uzmysłowić sobie takiej prostej rzeczy? Nie jest odwagą kopiować styl bycia innych, odwagą jest pokazać swoją osobowość i postępować zgodnie ze swoim sumieniem.
Weronika odważnie wytarła twarz Jezusa, chociaż tak naprawdę to oblicze było nieskazitelnie czyste i jaśniejące radością spełnienia i ona to widziała.
Swoim bohaterskim uczynkiem obmyła swoją duszę i twarz wobec Boga.
Jakie twarze wobec Pana miała cała reszta pospólstwa, które tak naprawdę do końca nie wiedziało za co potępia Chrystusa? Bo im zapłacono... bo tak robili inni...?
Ustaw się bracie i siostro w odpowiednim szeregu.
Czy staniesz z radością obok Weroniki? Może cię to kosztować wiele ziemskich strat!
A może wolisz stać z całą resztą, bo tak ci jest bezpieczniej? Takie zaś stanowisko może cię kosztować utratę szczęścia wiecznego! Wybór należy do ciebie.
Każdy z nas wybiera drogę którą idzie i tylko od nas zależy co zrobimy ze swoim życiem.
Przy spotkaniu z Bogiem usłyszymy: "Wszystko co uczyniliście jednemu z tych braci Moich najmniejszych, Mnieście uczynili."
Kiedyś Chrystus odbił Swoją twarz na chuście Weroniki, pozostawiając ludzkości Swój namacalny portret. Dziś Zbawiciel odbija Swoje oblicze na każdym naszym uczynku miłości. Każdy z nas dostaje ukochaną twarz Jezusa zawsze kiedy tylko zechce zbliżyć sie do Niego.
Wszystko, niezmiennie powtarza się od wieków.

Cierniowe kolce poszarpały głowę.
Strużki krwi ciekną na oczy i twarz.
Czy to cierpienie uleczy chorobę
ludzkości? Czy wreszcie serce Mu dasz?

Podbiega prosta kobieta do Pana,
wyciera chustą Jego oblicze.
Nikt jej nie zmusza, ten krok czyni sama.
Nad głową jej świszczą ostre bicze.

Niczym jest dla niej wrzaskliwa hałastra.
Prócz boskiej twarzy nie widzi już nic.
Szpaler wyszydzeń, ironii i kpiarstwa
zostawia obok... rozjątrzoną dzicz.

"Co uczynicie jednemu z Mych braci,
Mnie uczynicie." - tak powiedział Pan.
Jak ty drugiemu, tak tobie zapłaci
Chrystus. On dał ci krew ze Swoich ran.

Podobny obraz


wtorek, 26 marca 2019

Rozważania

Stacja piąta: Szymon Cyrenejczyk pomaga nieść krzyż Jezusowi.

Tak bardzo nie chciał, tak bardzo się wzbraniał. Dlaczego właśnie on, przecież tylu mężczyzn idzie obok? Dlaczego wybrali właśnie jego?
Nie mógł się Szymon pogodzić z faktem, że przymuszono go do niesienia krzyża z Jezusem.
Wszyscy na codzień jesteśmy takimi Cyrenejczykami. Z daleka omijamy ludzi którzy niosą krzyże, żebyśmy nie musieli im pomagać.Niech im ktoś inny pomoże, przecież mi tak bardzo brakuje czasu. Sam sobie właściwie nie radzę i też bym chętnie przyjął pomoc.
Czy naprawdę potrzeba tyle czasu i wkładu, żeby komuś pomóc?
Czasem wystarczy chwila rozmowy, może jakaś drobna pomoc, pocieszenie, wysłuchanie a może zwykły uśmiech?
Przecież nikt wam nie każe opróżniać konta, dotować, całe dnie spędzać z potrzebującymi...itd.
Przecież wy też macie pracę, rodzinę, obowiązki - wszystko się zgadza i tak powinno być.
Chodzi mi o to, żebyście potrafili wyłuskać z siebie człowieka w chwilach, które zdarzają się nam nieraz kilka razy dziennie i od których tyleż samo razy odwracamy się zniecierpliwieni nieraz wściekli, że ktoś nam przeszkadza. O zwykłe relacje miedzyludzkie, kiedy to najczęściej wyrzucamy z siebie problemy i czekamy na ewentualną pomoc kogokolwiek. To są takie właśnie ulotne chwile, które bardzo szybko przemijają i za moment ani ty, ani zainteresowany (jeżeli oczywiście nie będzie z twojej strony reakcji), nie chcecie już do tego wracać.
Oczywiście, żeby szybko umieć zareagować na takie nieme prośby, trzeba być wystarczająco otwartym na drugiego człowieka. Nie będę się jednak rozwodzić nad tymi przelotnymi momentami, bo rzeczywiście może zbyt wiele wymagam, ale......
Nasi mniej lub bardziej bliscy tak często potrzebują pomocy. Mówią nam o tym. Rozmawiamy. Jeżeli więc wiemy o takiej potrzebie, pomóżmy im albo chociaż starajmy się w jakikolwiek sposób im ulżyć. Czasem zwykła świadomość, że nie jest się samym na tej trudnej drodze wystarcza.
Wszyscy nosimy swoje krzyże mniejsze, średnie, większe i bardzo ciężkie. Niezależnie jaki krzyż niesiemy zawsze wydaje się on bardzo ciężki.
Z reguły nie umiemy ocenić ciężaru naszego krzyża. Porównajmy go przeto z innymi osobami i być może wtedy uświadomimy sobie, że nasz krzyż jest bardzo lekki. Pomóżmy więc tej drugiej osobie, która ma ciężej. Gdybyśmy nawzajem się wspomagali z pewnością byłoby nam lżej. Tak to uważam powinno wyglądać na codzień.
Wracając jeszcze do tych oporów przed bezinteresowną, czasem bardzo wyczerpującą pomocą.
Istota ludzka ma w sobie jakiś zmysł samoobrony i instynktownie bronimy się przed wszystkim co może nas obciążać a więc zużywać dodatkowo nasze siły witalne, które być może wolimy zużyć na coś bardziej nam sprzyjającego. Bardzo trudno więc podejść do potrzebującego z własnej inicjatywy i ochoczo przyjąć jego balast na swoje barki.
Nie jestem inna ani wyjątkowa. Na codzień borykam się ze wszystkimi problemami o których tutaj piszę. Pracuję cały czas nad sobą i dąże codziennie do siebie lepszej.
Z przeróżnych względów nie jesteśmy w stanie pomóc wszystkim, pomagajmy więc tym którym możemy pomóc.
Przed własnymi krzyżami nie uciekajmy bo i tak to się nam nie uda. Przyjmujmy je, dziękujmy za nie Bogu i nieśmy je.
Z takim nastawieniem nie będą takie ciężkie a kiedy jeszcze niosąc własny krzyż pomożesz drugiemu czlowiekowi, twój krzyż nagle stanie się lekki jak piórko i poczujesz to co Szymon z Cyreny.
Po chwili pomagania Panu Jezusowi poczuł wielką litość dla tego skazańca i zaczął dziękować Bogu, że go przymusił do tej pomocy. Uciecha ze spełnienia dobrego uczynku wycisza ból, upokorzenie, niechęć, urazy. Zostaje tylko szczęście, radość z samorealizacji i wiara w pomyślne zakończenie.
Panie Boże spraw, żebym częściej zauważała potrzebujących i miała w sobie tyle odwagi, żeby móc im pomagać. Dziękuję za krzyże, które mi darujesz. One są znakiem, że o mnie pamiętasz.

Który to już krzyż mój, Panie mi wkładasz?
Obrażenia stare jeszcze bolą.
O marna duszo, czemu ciągle biadasz?
Krzyż niczym innym jak życia solą.

Uciekasz, chowasz sie przed tą udręką,
świat cały nagle staje na głowie.
Czy Jezus uciekał przed swoją męką?
Czy bał się grzechów twoich? Odpowiedz!

Podejdź najbliżej jak tylko potrafisz.
Módl się do Pana o siłę łaski.
Wspólnota rodzi już nitkę sympatii,
to znowuż pierwsza z życiowych stacji.

Bierz krzyż ochoczo, na barki zakładaj,
przyjaciel twój wszak czeka w potrzebie.
Nie histeryzuj już, nie rozpowiadaj,
z Jezusem za to spotkasz się w niebie.



Podobny obraz


czwartek, 21 marca 2019

Rozważania

Stacja czwarta: Jezus spotyka swoją matkę.

Jako matka nie umiem sobie wyobrazić gorszej sytuacji, jak bezradnie spotkać upodlone swoje dziecko idące na śmierć. Nie umiem, nie potrafię i nie chcę sobie tego przedstawiać. Strach jest tak wielki, że natychmiast paraliżuje moje myśli. Panie Boże, zachowaj nas proszę od takiego doświadczenia.
Miłość matki do dziecka i odwrotnie jest tak specyficzna i wyjątkowa, że trudno ją w jakikolwiek sposób zdefiniować. Według mnie nie ma wśród boskich stworzeń drugiego takiego uczucia, które można by z nią porównać.
Miłość matki jest jedyna w swoim rodzaju. Szczera, bezwarunkowa, poddańcza i opiekuńcza. Miłość myśląca i wymagająca. Stateczna trwała i nigdy nie przemijająca.
Jeżeli już dobry Bóg obdarzył kobietę potomstwem to mądra niewiasta wie, że to najpiękniejszy dar jaki w swoim życiu dostała. Ten życiowy prezent zawsze będzie dla niej naj.......
Nie ważne ile będzie miał lat, jak ją będzie traktował......? To zawsze będzie jej największe szczęście.
Kiedy już je dostajemy jesteśmy w stanie zrobić wszystko, żeby zapewnić mu samą radość i dobrobyt.
Wychowujemy, troszczymy się, chuchamy, dmuchamy, zamartwiamy się z byle powodu walczymy o jego dobro, pomyślność i sukces.
Wyobraźcie sobie kochane mamy, że nagle ktoś niesłusznie obwinia wasze ukochane dziecko, niesłusznie osądza i niesłusznie chce zabić! Stajesz przed problemem, który cię przerasta. Ze wszystkim do tej pory radziłaś sobie i nagle w tej wyjatkowej i najważniejszej sytuacji nie jesteś w stanie nic zrobić, żeby uratować swoje dziecko.
Pomyśl, jak wielką musiałabyś mieć w sobie wiarę, jaką pokorę i ufność w Bogu, który wie co robi. Uprzytomnij sobie przez chwilę, że musisz się pogodzić z rzeczywistością i przyjąć cierpienie, które ci Bóg ofiaruje.
Piszę to i przeżywam. Wyobrażam sobie cząstkowo całą sytuację i umiem tylko prosić Pana: Boże zachowaj nas od wszystkiego złego.
Dla człowieka, który tego nie przeżył takie cierpienia są niewyobrażalne. Wydają się nie do przeżycia.
Ile matek codziennie przeżywa katusze utraty własnego dziecka? Módlmy się za nie często, bo to największe cierpienie jakie może spotkać człowieka.
Tyle jako matka a jak to wygląda ze strony dziecka?
Pamiętam doskonale jak wykłócałam się z mamusią, jak unikałam obowiązków, jak się wymądrzałam itd. Byłam normalnym, przeciętnym dzieckiem. Kochałam mamę najbardziej na świecie co nie przeszkadzało mi być czasem dla niej niemiłą.
Dopiero kiedy mama odeszła a miałam wtedy dopiero siedemnaście lat i byłam najstarsza z piątki dzieci, dopiero wtedy uświadomiłam sobie co straciłam.
Kiedy opowiadałam moim dzieciom o ich babci, zawsze dokładałam jedno zdanie: "Gdybym wiedziała, że w domu rodzinnym czeka na mnie moja mama poszłabym te siedemdziesiąt kilometrów na kolanach, żeby ją choć przez chwilę zobaczyć." Tak czuję moi kochani i uwierzcie mi, że tak bym zrobiła.
A wy, kiedy ostatnio widzieliście swoją mamę? Kiedy z nią rozmawialiście? Kiedy do niej dzwoniłeś? Jest już może stara i potrzebuje ciebie? Może jest chora albo ma jakieś problemy?
Kiedy z nia szczerze rozmawiałeś? Przecież wiesz, że mama nie powie.... Będzie się męczyć, złościć ale dziecku nie będzie w życiu przeszkadzać. Takie właśnie są mamy.
Cóż można jeszcze powiedzieć?
My matki, kochajmy swoje dzieci rozważnie i mądrze. Pamiętajmy, że to również córki i synowie Boga Ojca, naszego Stworzyciela. Nauczmy się więc przyjmować z oddaniem wszystko co Bóg nam zsyła wraz z naszymi dziećmi. Kiedy zaś nasza wiara i modlitwa będzie bardzo mocna i wytrwała, Bóg Ojciec nigdy nas nie opuści ani naszych potomnych.
Do wszystkich dzieci, których rodzice jeszcze żyją! Szanujcie i kochajcie ich, matki wasze zaś w szczególności. To dzięki tym "boskim naczyniom", mogliście przybyć na Ziemię i dzięki nim mogliście tu zafunkcjonować.
Myślcie często o Maryi, która tak bardzo cierpiała.
Zastanawiam się nieraz czy można w jakiś sposób porównać cierpienie Jezusa i jego Matki?
On cierpial bo Ona cierpiała i na odwrót. Tak właśnie wygląda najczystsza miłość i oddanie. To właśnie jest esencja miłości.
Przez całe życie módlcie się do naszej orędowniczki. Ona nigdy nikogo nie opuszcza. Wiem to , bo doświadczam Jej łaski całym swoim marnym życiem.
Dziękuję ci Mateńko za wszystkie dary jakie wymodliłaś dla mnie i mojej rodziny u swojego Syna i Boga Ojca naszego i proszę, nie opuszczaj nas.

Jej serce po tysiąckroć pękło bracie,
za sprawki nasze i przewinienia.
Dlaczego swoich grzechów nie dźwigacie?
Czy mało jeszcze dla Niej cierpienia?

Już tylko patrzy w oczy zakrwawione,
wstyd płochy zakrył powieką duszę.
Jakie przewinienia... tak potępione?
Jak z tym pogodzić się Ojcze......? Muszę!

Bez słowa serce wspomaga męczarnie,
otula rany, powstrzymuje ból.
Choć tłum przeklina i szarpie bezkarnie
Jej boskie dziecko, to najdroższy Król.

Odpuszcza Matka złość ludzką i podłość.
Widzi jak dusza jej Syna płonie.
W spojrzeniu slodkim już tylko jest miłość.
W modlitwie żarliwej, sklada dłonie.

Znalezione obrazy dla zapytania droga krzyżowa stacja pierwsza obrazy




środa, 20 marca 2019

Rozważania

Stacja trzecia: Pierwszy upadek Jezusa pod ciężarem krzyża.

Włożono Jezusowi krzyż na poszarpane od batogów ramiona.
Pochylił się Pan, przyjął grzechy obłudników i idzie do Swojego Ojca.
Jak często wkładasz swoim bliskim, znajomym, czasem ludziom, których nawet dobrze nie znasz krzyż na sponiewierane (często też przez ciebie ) ciało?
Ktoś ci w pracy nie odpowiada......
Czyjeś stanowisko bardzo by ci się przydało.......
Za moją koleżanką wszzyscy się oglądają, a za mną nie......
Ten kolega jest zdecydowanie za mądry........
Sąsiad zmienił samochód na nowy........
Nasi znajomi są tacy szczęśliwi, a my.......... itd.
Coś z tym trzeba zrobić!
Nie może tak być, żeby ktoś miał, chciał, mógł a ja nie!
Najpierw należy trochę zszargać mu opinię, oczywiście tak sprytnie żeby się jak najpóźniej dowiedział. Potem takiego delikwenta powinno się wyhłostać. No, teraz będzie zdziwienie, bezsilność, rozpacz, żal i ból. Jak pięknie rośnie moje ego. Jaki jestem doskonały.
Na koniec włoży mu się krzyż na sfatygowaną już mocno postać i niech sobie idzie na tą swoją Golgotę skoro taki mądry i inny. Zrobi się więcej miejsca dla mnie.
I tak niesie Jezus nasze grzechy. Umęczone ciało ostatnim wysiłkiem posuwa się powoli, ciągnąc na sobie cierpienie. Potyka się wreszcie i upada. Ogromne brzemię przygniata bezwładny już organizm. Ból nie do opisania odzywa się każdą raną, niektóre od nowa zaczynają broczyć krwią.
Ale to tylko słabe ciało. Duch mocny wciąż chwali Pana.
Pamiętaj! Każdy upadek spowoduje zebranie wszystkich sił witalnych i popchnie cię do działania. Podnosisz się, ludzka słabość przestaje być ważna. Liczy się już tylko cel, a dla Ciebie Panie to już trzeci szczebel na drabinie, którą zmierzasz do Ojca swojego.
Te wszystkie krzyże, które wkładamy innym na plecy to nasze słabości, błędy, niekompetencje, nasze niemożliwości. Wydaje się nam, że jeżeli kogoś nimi obarczymy to będzie je zawsze za nas niósł.
Otóż nie! Nie będzie ! Wcześniej czy później ofiara podniesie się z upadku. Jego dary od Boga (które i ty dostałeś) wykorzysta mądrze a one pomogą mu powstać i dadzą mu siłę do dalszej wędrówki.
A ty człowieku przez chwilę będziesz się cieszył, że pozbyłeś się swoich defektów ale nie pozbyłeś się ich. Kiedy będziesz przeżywał najwiekszą euforię swojego zwycięstwa wrócą do ciebie, są przecież częścią twojego jestestwa. Nie zdajesz sobie chyba sprawy, krótkowzroczny głupcze ciesząc sie swoim pozornym zwycięstwem, że to pierwszy etap twojego upadku.
Nie wiadomo kiedy i czy wogóle znajdziesz następną ofiarę, której będziesz chciał przekazać swoje ułomności. Każdy z nas je ma. Każdy dostał od Boga tyle samo dobrych cech co i złych. Problem w tym, żeby samemu umieć w sobie wybrać, dla siebie przede wszystkim te dary najlepsze, a to co złe zamknąć w najgłębszej szufladzie i najlepiej nigdy nie otwierać.
Każdy kto chociażby o krok zbliży sie do swojego Ojca już jest zwycięzcą i odwrotnie. Każdy kto wybierze inną drogę, zawsze bedzie przegranym zdrajcą.
Może jednak spróbujesz zmienić siebie!?
Przestań wreszcie obarczać ludzi swoimi przywarami. Przestań karmić swoje chore ego ich upadkiem. To tylko chwilowa niedyspozycja. Ranny się podniesie i przetrwa. Ty nie!
Jest jeszcze coś takiego jak wyrzuty sumienia. Jeżeli ci się wydaje, że ich nie masz to się grubo mylisz. Każdy je ma! Dlatego wybaczanie jest tak ważne. Jeżeli trwamy w złości i złym zapamietaniu niweczymy siebie i tylko siebie.
Wszystkie nasze upadki to tylko ludzkie słabości, to tylko nasze nieopatrzne błędy. Tak niewiele potrzeba, żebyśmy na czas odkryli mądrość w swoich ułomnościach i jak najszybciej podnosili się z upadków. Po takich doświadczeniach droga jest już prosta.
Panie Jezu prowaź mnie i moją rodzinę bez upadków. Duchu Święty oświeć nasze serca i umysły.

Idziesz Królu wytrwale, niesiesz smutek.
Korona oplata głowę cierniem.
Co czujesz Panie mój, jako wyrzutek?
Gdy cierpisz za ludzką kołtunerię.

Nazbierane grzechy miażdżą ramiona,
krzyż z każdym krokiem coraz cięższy.
Czy miłość występki zdoła pokonać?
Wokół kpiny i śmiech tęgich mężczyzn.

Za ich, za moje, za twoje - upadasz.
Za bezsens, głupotę, krótkowzroczność.
Nogi bez czucia, rękami nie władasz.
Nie widzisz nic już, dokoła mroczność.

Siła miłości znów podnosi ducha.
Zdrętwiałym członkom nakazujesz wstać!
Wola człowieka respekt czuje, słucha.
Dla woli Ojca za człowieka trwać.


Podobny obraz


piątek, 15 marca 2019

Rozważania

Stacja druga: Jezus bierze krzyż na swoje ramiona.

Większość z nas dokonała już osądu i wydała wyrok na swojego potencjalnego podsądnego.
Skoro już osoba została skazana, wyrok został zatwierdzony przez koleżankę lub kolegę, pozostało  tylko włożenie krzyża.
Walczący czynnie, krzyża nie przyjmą bo to jest wręcz nie do pomyślenia dla nich. Nie po to się narodzili, żeby cierpieć i pozwolić się w jakikolwiek sposób ujarzmić. Ich pobyt na ziemi ma być ciągłym tryumfem, nieograniczoną władzą i bezwzględnym zwycięstwem. To jest właśnie ta spora wiekszość ludzkości o której pisałam wcześniej. Całe życie będą się zmagać i chętnie krzyż włożą drugiemu człowiekowi ale sobie włożyć nie pozwolą.
Dla współczesnych Chrystusowi krzyż był znakiem hańby, przydzielano go tylko przestępcom, którzy nie byli godni umrzeć w inny sposób. Dzisiejsi faryzeusze też uważają, że zgodzić się na przyjęcie krzyża jest wielką ujmą i oznaką słabości człowieka.
A Jezus nauczał przecież "Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje." (Mt 16,24)
Pozostała nam ta mniejszość, która ze spuszczoną głową przyjmie krzyż, zaniesie go na Golgotę, umrze na nim i zmartwychwstając zbawi siebie i odrodzi się jako nowi, wspaniali ludzie.
Oni wiedzą jakim ciężkim balastem jest krzyż. Najprawdopodobniej nie jest to ich pierwszy krzyż w życiu. Nigdy nie pomyśleliby, żeby drugiemu człowiekowi włożyć krzyż na ramiona, wręcz przeciwnie chętnie pomagają bliźniemu nieść jego krzyż a czasem nawet ofiarują się nieść go za kogoś. Dzisiaj dla chrześcijan krzyż jest symbolem cierpienia, ale i zbawienia.
Pytam się was, dla której postawy trzeba mieć więcej odwagi???
Które z tych postaci wykorzystują właściwszą strategię???
Które z przedstawionych osobowości posiadły boską mądrość???
Od wieków tak było jest i będzie. Zawsze zwycięży sprawiedliwość, mądrość, wiara, nadzieja i miłość. I chociaż tak często ich zwycięstwa okupione są krzyżem to myślący ludzie chętnie ten krzyż niosą bo wierzą, że końcowym efektem będzie radość i zbawienie. Tak zresztą zawsze się dzieje.
Cały czas temat  przyporządkowuję osobom, które Bóg obdarzył całkowitym zdrowiem fizycznym i psychicznym. A co sądzicie o jednostkach, które przyszły na ten świat z krzyżem przyrośniętym do swojego ciała i nie ma możliwości pozbycia się go nawet na chwilę.  Nie mogą walczyć o przełożenie krzyża na inne barki, nie mają żadnego prawa wyboru. Cóż ci nieszczęśnicy mają począć? Ponieważ miałam dość często możliwość kontaktu z takimi osobami wiem, że ci ludzie są bardzo szczęśliwi. Niosąc krzyż od urodzenia mieli szansę nauczyć się z nim żyć tak jakby był częścią ich ziemskich ciał, bo tak naprawdę jest. Nie spotkałam się z pomstowaniem Pana Boga z wymówkami i rozpaczą. Ci ludzie wiedzą, że brak nogi czy ręki bardzo utrudnia życie ale nie czyni je niemożliwym. Nie mogą wykonywać wielu czynności właściwych osobom pełnosprawnym ale dostają inne atuty, które rekompensują im braki a w pełni wykorzystane bardzo często osiągnięciami przechodzą osoby sprawne całkowicie.
Gorzej sprawa wygląda kiedy życie, przypina nam krzyż na stałe. Doświadczyliśmy części życia normalnego i nagle w czasie wypadku życie dokłada nam krzyż, na stałe. To wielkie nieszczęście i bardzo trudno się z tym pogodzić. Ktoś kto się rodzi z krzyżem nie zna smaku życia bez niego. Jest mu łatwiej pogodzić się z okolicznościami, tym drugim przychodzi to naprawdę ciężko.
Ci doświadczeni ludzie godzą się w końcu z rzeczywistością i potrafią być szczęśliwi. Nasza radość życia nie zależy od tego jak wyglądamy tylko od stanu naszej kondycji psychicznej. To w tej sferze naszego organizmu żyje Bóg. Jeżeli uda nam się Go odnaleźć, zaprzyjaźnić się z nim pokaże nam najpiękniejsze rewiry ziemskiego życia do których ciało zupełnie jest niepotrzebne. Tacy ludzie nie mają wyjścia, żadnego pola manewru a to powoduje, że bardzo szybko godzą się z rzeczywistością. Człowiek pogodzony to człowiek już szczęśliwy.
Patrząc z boku na tych "ułomnych" (piszę w cudzysłowie, bo ja tak nie uważam) ludzi, nie mogłam się nadziwić jak oni to robią. Skąd w nich tyle energii, radości, szczęścia i optymizmu. Te osoby bez przerwy są uśmiechnięte i szczęśliwe. Swoją postawą z otwartymi ramionami cały czas nastawieni na niesienie pomocy innym. Halooooo........
Czy dociera do was to co piszę! Ci cudowni ludzie uwielbiają wręcz pomagać, wtedy naprawdę czują się potrzebni i spełnieni. Czy ty też pomagasz tym ludziom? Jak często umilasz im życie i robisz cokolwiek co mogło by im pomóc? Czy bierzesz chociażby na chwilę ich krzyż, czy się go boisz?
A teraz spokojnie usiądź i napisz na kartce swoje problemy. Nastepnie pomyśl o tych doświadczonych jednostkach, które nie dostały szansy nawet na jeden normalny dzień. Spróbuj postawić się w ich sytuacji. Spróbuj tylko w wyobraźni wziąć ich krzyż na swoje barki. Może to pozwoli ci chociaż troszkę zrozumieć istotę problemu. Może zanim znów będziesz chciał obarczyć kogoś krzyżem zastanowisz się trochę. Może wreszcie dotrze do ciebie, że tak naprawdę krzyż który niesiesz jest bardzo lekki i tylko tobie wydaje się ciężarem nie do udżwignięcia. A co będzie jak życie (nie daj Panie Boże), ciebie obarczy naprawdę ciężkim krzyżem?
Ale to przecież ten krzyż przyniósł nam zbawienie. To ten krzyż właśnie daję nam największą siłę i moc. Przez niego zaczynamy rozumnie i wartościowo spoglądać na świat i ludzi. Jest prawdą o nas, o naszych bliskich, naszych znajomych i reszcie świata.
Jak wcześniej pisałam na świecie są i dobro i zło. Żeby tu żyć trzeba posmakować i jednego i drugiego. Nie ma innej możliwości. Tylko zrównoważone życie daje nam możliwość poznania dobra i zła a ta świadomość, poprowadzi nas już mądrze wybraną drogą prosto do Boga.
"Nie każdy, który mi mówi Panie, Panie wejdzie do Królestwa Niebieskiego, lecz ten kto spełnia wolę mojego Ojca." (Mt 7,21)
Pan Jezus narodził się na ziemi , żeby spełnić wolę Ojca.
Nie bójmy się krzyża! Nie bójmy się cierpienia! Nie bójmy się brać od Ojca tego co nam ofiaruje!
Codziennie rano kiedy otwieram oczy dziękuję Bogu za to co mam, a mam wiele bo wszystko. Jestem pełnosprawna, zdrowa na ciele i umyśle. Czego więcej pragnąć od życia?
Dziękuję Ci Boże za wszystkie łaski jakimi obdarowałeś mnie i moją rodzinę. To wielkie szczęście być tak hojnie obdarowanym. Dziękuję Panie, że jesteś przy nas i opiekujesz się nami.
Duchu Święty umacniaj naszą wiarę. Panie Jezu nie opuszczaj nas.

Nienawiść, gniew tryumfy dzisiaj święcą.
Zło siadło na marnym ziemskim tronie.
Rozjątrzenie, wściekłość prawie zwierzęcą
lud zgotował w cierniowej koronie.

Zło zanosi się śmiechem szatańskim
i zwycięskie już dudnią fanfary.
Lud z błogosławieństwem arcykapłańskim
koronę z ciernia wkłada, bezkarny.

Pohańbienie, bezsilność, infamia.
Biczowanie, cierpienie i boleść.
Znosi Pan Świata obelgi i plwania,
ciało zlane potu krwawym znojem.

Teraz już tylko istoto bez skazy
włóż bezbronnemu krzyż, niech zbawia świat.
Możesz Go jeszcze kopnąć, zlekceważyć....
On miernotą jest! Żaden twój brat!


Podobny obraz