Czas zapominania, lecz także odpoczynku po całorocznym trudzie.
Czas zakończania różnych tematów i rozliczanie osiągnięć.
Obumieranie, zapominanie, zakończanie, przenoszenie dorobku całego roku w formie rozkładającej sie materii, jako baza i początek nowego życia i nowych narodzin po okresie wypoczynku.
Nie na darmo Święto Zmarłych przypada właśnie w tym okresie najbardziej widocznego przemijania.
Jak zawsze tak i w tym roku dokonuję w tym okresie bilansu swojego życia. Oddaję się różnym przemyśleniom dotyczącym nie tylko mnie i mojej rodziny, ale ogólnie życia i człowieka.
W tym roku dodatkowym bodźcem do moich rozmyślań stała się lektura, którą kupiłam miesiąc wcześniej, zupełnie nie zdając sobie sprawy z tego, że ta książka odciśnie tak mocne piętno na moim życiu, że zmusi mnie do zrobienia remanentu w nim i uzupełnienia życiowych debetów.
Przytoczę na początku dość kontrowersyjny urywek z księgi Koheleta syna Dawida, króla Jeruzalem:
"Widziałem wszelkie sprawy, jakie się dzieją pod słońcem
A oto:wszystko to marność i pogoń za wiatrem".
Autor roztrząsa tu dylematy podyktowane według mnie jakimś znudzeniem życiowym, poszukiwaniem czegoś bardziej ekstycującego niż zwykłe życie, bo jak inaczej interpretować nawet sam tytuł tej ksiegi " Nic nowego pod słońcem", a także całkowity brak radości i optymizmu życiowego twórcy. Pokuszę się nawet o stwierdzenie: brak wdzięczności za wszystko co było, jest i będzie.
Po przeczytaniu tego urywka chyba każdy z nas próbuje wyobrazić sobie siebie, spoglądającego z wysokości na ziemię i uzmysłowić sobie swoje ewentualne odczucia.
Ja wyobraziłam sobie, że kucam nad zwykłym mrowiskiem i oglądam biegające we wszystkich kierunkach mrówki.
Wydawałoby się, że biegają bez ładu i składu, zupełnie niepotrzebnie i chaotycznie, że każdy ich ruch to bezsensowna "pogoń za wiatrem". Takie jest pierwsze wrażenie i przyjmuję, że takie samo wrażenie ma Ktoś kto spogląda na nas z góry.
Wszystko co robimy, właściwie jest marnością. Wszystko kiedyś w końcu się zniszczy, rozpadnie.
Tak niewiele jest rzeczy nieprzemijających a te, też dotyczą natury psychicznej i sfery duchowej a nie materialnej człowieka. Nawet najbardziej zadbane i pielegnowane rzeczy mateialne, kiedyś się zdematerializują i pozostaną z nich tylko wolne atomy.
Można więc rzeczywiście w bardzo uproszczony sposób popatrzyć z góry na ludzką istotę i tak ją podsumować. Czy jednak tak właśnie jest?
Ja również nie uważam, że nasze życie jest marnością i pogonią za wiatrem. Moje myślenie w tym temacie jest troszeczkę inne. Nie wiem mądre czy głupie, ale na pewno inne.
Myślę, że każdy z nas rodzi się z jakimś konkretnym przesłaniem i celem. Nie funkcjonowałby świat tak jak funkcjonuje, gdyby tak właśnie nie było. Budujemy życie na naszej planecie od milionów lat. Każda istota, która tu pojawiła się, zostawiła po sobie coś mniej lub bardziej ważnego dla nas samych. Wiemy o tym, chlubimy się jednostkami wybitnymi, które zostawiły po sobie więcej niż przeciętni, pielegnujemy ich mądrość, rozwijamy przekaz jaki nam zostawili cały czas posuwając się do przodu. Globalnie, każdy z nas jest elementem skladowym niezbędnym w całokształcie rozwoju cywilizacji i człowieka.
Teraz kwestia samego człowieka jako jednostki.
Jak żyć, co robić a czego nie robić, żeby przeżyć swój tu pobyt owocnie i szczęśliwie?
Od wieków istota ludzka dąży przede wszystkim do szczęśliwości tu na ziemi. Nie pomogły żadne religie i żadne wzniosłe idee, przyszłościowe cele i obiecywane szczęścia po śmierci. Tym wzniosłym celom ulegają tylko jednostki nieprzeciętne, których większość nawet nie próbuje zrozumieć, chociaż potrafi je czcić i podziwiać.
Zdecydowana większość ludzkiej populacji żyje tu i teraz, twardo i namacalnie i tu chcą być szczęśliwi! Temat roztrząsany od wieków przez prawdziwych myślicieli, nadal nie jest zakończony i nie podsumowany. Cóż więc ja mogę wymyśleć i powiedzieć mądrego...?
Przede wszystkim głośno będę krzyczeć: szczęście nie jest dziełem przypadku!
Szczęście jest wynikiem równania jakie zadaje nam życie, a które rozwiązujemy mniej lub bardziej efektywnie, co z kolei jest obrazem naszych predyspozycji życiowych i umysłowych.
Oczywiście z własnego doświadczenia wiem, że człowiek jest istotą omylną co niestety kończy się wielkimi błędami w naszych równaniach życiowych. Problem w tym żeby umieć, chcieć i potrafić swoje ewentualne pomyłki naprawić, douczyć się i równanie rozwiązać prawidłowo.
Myślę, że niebo i piekło jest już tu na ziemi. Dobro i zło istnieje od początku. Bez zła nie ma dobra i na odwrót, a bez obu nasze życie byłoby jedynie pojęciem względnym.
Emerson powiedział: 'Każdy człowiek jest Bogiem chodzącym po ziemi."
Jeżeli nasze oceny są bezbłędne i prawidłowe, wtedy Bóg żyjący w nas otacza nas niebem i czujemy się jak Adam i Ewa w raju przed grzechem pierworodnym.
Ale......
Ocena, dokonywanie wyborów, podejmowanie decyzji działa jak siła napędowa, powodująca ciągły problemoobieg, a co za tym idzie nieustanny rozwój i produktywność istoty ludzkiej.
Nie zawsze jednak potrafimy do końca odróżnić dobro od zła, które często przybiera formę tego pierwszego i o tym, że nie wszystko złoto co się świeci dowiadujemy się po fakcie.
Co się z tym wiąże? Nie zawsze jesteśmy w stanie poprawnie decydować o naszych wyborach.
Różne sytuacje życiowe a najczęściej uczucia sprawiają, że nasz konkretny osąd, nasze przeświadczenie jest mylne. Tym samym, nawet mając na względzie same dobre intencje, pakujemy się do piekła i wtedy nasze cierpienia są naprawdę wielkie.
W takich właśnie sytuacjach życiowych u wielu ludzi rodzi się prawdziwe zło. A nie powinno!
Takie zachowanie jest najprostsze i choć na chwilę daje nam odczucie natychmiastowego odwetu.
Odbywa się to na zasadzie: skoro twoje zło jest tak silne i inteligentne, że moje dobro umieściło w piekle, to może jak zacznę wyznawać zło, poradzę sobie z twoim złem?
Prościej mówiąc: tylko zło jest godnym przeciwnikiem zła! Czy aby na pewno....?
Znów odwołam się do znanego filozofa Petera Bieri, który pisze: "Odpłacanie za kłamstwo kłamstwem byłoby tym samym co odpowiadanie na kradzież kradzieżą, na świętokradztwo świętokradztwem, na cudzołóstwo cudzołóstwem." - i tu w pełni się zgadzam. No bo czy taki właśnie jest sposób zwyciężania zła i powrotu do nieba? Zacząć wreszcie porządnie obciążać swoją duszę?
Oczywiście, że nie! Nieodżałowany ks, Popiełuszko przekazywał nam to mniej skomplikowanie: "Zło dobrem zwyciężaj." - tak po prostu.
Kroczek po kroczku, dobre ziarenko do dobrego ziarenka i drabina wyjścia z przysłowiowego piekła jest coraz krótsza. Ustawienie się na pozycji dobra, z każdym pozytywnym ruchem oczyszcza naszą duszę i oczywiście nasz umysł. Odzyskujemy powoli szacunek do siebie i wiarę. Coraz większa światłość pojawia się dookoła i znów zaczynamy być szczęśliwi. Dotychczasowe problemy przestają
być ważne i uświadamiamy sobie, że ludzie przez których przeżyliśmy piekło, nie zasługują na nas.
Kiedy dojrzewamy i do tego, żeby móc za nich się pomodlić czy zrobić dla nich coś dobrego, znów jesteśmy w niebie a szczęście przepełnia nasze dusze.
To wszystko jest takie proste i oczywiste! Dlaczego więc, ludzie nie widzą tego i nie rozumieją?
Od najmłodszych lat ( często z wydatną pomocą bliskich), ludzie zakopują się w piekle i od poczatku ustawiają się na pozycji zła, które potrafi rodzić tylko, zło jeszcze większe. Po jakimś czasie zło wokół nich twardnieje, kamienieje, zaciska się i w końcu zamknięci w swoim ohydnym piekielnym sosie duszą się ludzie i odchodzą, czyżby do piekła ciąg dalszy...?
Tak więc kochani, pomyślcie czasem o sobie i o innych. Wokół nas jest pełno ludzi. Zatrzymajcie się!
Popatrzcie na nich!
Ilu z nich na wasz widok uśmiecha się szczęśliwie a ilu zaczyna narzekać?
Ilu daje swojemu organizmowi to co dla niego dobre a ilu to co smaczne?
Ilu stać na codzienny wysiłek, który utrzymuje nas przy zdrowiu a ilu wyśmiewa się z tego?
Ilu otwiera ręce i serce, kocha przygarnia wszystkich i wszystko dookoła a ilu odcina się od wszystkich i wszystkiego zamykając się?
Czy nie widzimy tego na codzień, wokół nas?
To właśnie jest niebo i piekło. Miejsca, które każdy z nas wybiera na swoje własne życzenie wykorzystując lub nie, wszystkie dary jakie posiadamy od urodzenia.
Jeżeli ktoś jest na tyle madry, żeby wybrać niebo - chwała mu. Jeżeli to jesteś Ty i udało Ci się popatrz dookoła, może uda się właśnie Tobie pomóc komuś, kogoś przybliżyć do szczęśliwości.
Dopóki ludzie nie zasklepią się w swoich skorupach, próbujmy im pomóc. Słowami, czynami ale najlepiej w takich przypadkach sprawdzi się miłość. Spora dawka miłości złamała już niejeden kamienny krag.
Oczywiście są skorupy nie do przebicia a zakorzenione w nich zło, pycha i odpłacanie za dobro złem, moga nas zniechęcić i nawet wystraszyć. Najgorszą zaś cechą tych zaskorupiałych piekielników jest próżność z którą jest naprawdę trudno walczyć. Wspomniany wczesniej Peter Bieria tak ją definiuje: " Próżność - to kolejna forma głupoty. Aby być próżnym, trzeba zapomnieć o kosmicznym braku znaczenia wszelakich naszych działań, co stanowi jaskrawy przejaw głupoty."
Rób dobro, ale szanuj siebie i Boga w sobie. Nie można a wręcz nie wolno poświęcić się dla innych tak bardzo, żeby zapomnieć o sobie i duszy własnej. Nawet powiedziałabym, że jest to grzechem zaniedbania Boga. Próbuj, ale nie za wszelką cenę. Pomagaj, ale nie przejmuj pałeczki życia. Uświadamiaj, ale nie myśl za nikogo. Każde istnienie jest zamkniętym bytem, centrum którego wypełnia istota Boga. Swoją ziemską wędrówkę musi przebyć sam i decydowac o sobie sam. Nie starajmy się przeżyć życia za kogokolwiek bo to jest niemożliwe.Między ludzkimi relacjami musi więc być wielki szacunek a bazą jest szacunek do samego siebie.
Nic nowego nie wymyśliłam bo już 2000 lat temu Marek Aureliusz w swoich " Rozmyślaniach" pisze: " Poniżaj się, poniżaj się sama o duszo! By sama sobie zapewnić szacunek, nie będziesz miała czasu! Krótkie jest bowiem życie każdego człowieka. To twoje już się prawie do końca zbliża, a ty sama do siebie nie masz szacunku, lecz szczęścia swego szukasz w duszach ludzi innych. Ci zaś muszą być nieszczęśliwi, którzy nie śledzą z rozwagą, drgnień duszy własnej."
Kto z Was słucha drgnień duszy własnej, tego co ona codziennie chce Ci przekazać?
Reasumując. Odpowiedz sobie w tym okresie przemijania, stojąc nad grobami bliskich Ci osób, czy żyli Oni w ziemskim niebie czy może piekle?
A Ty? Gdzie Ty ulokowałeś swoje życie teraźniejsze i przyszłe...?
A może wydaje ci się, że to ty jesteś Bogiem i sam będziesz ustanawiał porządek na świecie?
" Nie można czynić z innych ludzi fragmentów konstrukcji swojego życia, nosiwodów w pogoni za własnym szczęściem." - Pascal Mercier.
Moja modlitwa
Prowadź mnie Boże Wszechmocny,
drogą bez cierni i głazów.
Zawsze niech będę pomocnym
malarzem Twoich obrazów.
Wiem, że Cię proszę o wiele
niewiele oddając Tobie.
W pracy, na łące w Kościele
chwalić Cię chcę. Nawet w grobie.
Świat nam układasz wciąż nowy
w kosmicznej wspierasz podróży.
Gorące ochraniasz głowy,
żądając wdzięków niedużych.
Twoja cierpliwość i mądrość,
namiastką w ludzkiej istocie.
Stoickość na naszą krnąbrność,
zamiłowanie w głupocie.
Chwalić Cię pragnę przez wieki
w różnych kosmicznych wymiarach.
Nie bądź mi proszę daleki
na planetarnych bulwarach.
Modlę się rano, wieczorem
chwalę Cię w południe i w nocy.
I serce tryska humorem,
radując się w Pańskiej mocy.
Bądź z nami Stwórco Wszechświata,
ratuj każdego w niedoli.
Nie myśl o długach i spłatach
wybaczaj, kochaj do woli.
























