Wychowałam się w czasach, kiedy dzieci pracowały na równi z rodzicami i był to jeden z najważniejszych i uważam najlepszych elementów wychowania. Praca, odpowiedzialność, wysiłek fizyczny powodowały wykształcanie się u dzieci i młodzieży szacunku do wszystkich i wszystkiego co ich otaczało.
Wartości, które teraz rodzice usiłują wpoić swoim pociechom (z reguły z marnym skutkiem) my odkrywaliśmy sami, właśnie poprzez ciężką pracę i wielki szacunek do ludzi i tego co z nimi związane.
Pamiętam, jak za każdym razem kiedy udało mi się dojść do czegoś nowego byłam z siebie dumna. Podpatrywaliśmy rodziców i na wyścigi wymyślaliśmy, jak najlepiej można daną rzecz zrobić i które z nas dzisiaj zebrało najwięcej pochwał. Wieczorem kładliśmy się na trawie i rozmowom nie było końca. Mieliśmy od 5-u do 15-u lat, było nas pięcioro. Niekiedy (zwłaszcza przy posiłkach), rozmowy były zabronione i to była wielka kara!
Współczesne dzieci nie znają słowa "rozmowa". Jest informacja, odpowiedź im ściślejsza tym lepsza. Jest szybka, celna i błyskawiczna riposta, ale zapomniano o rozmowach właśnie... Rozmowa stała się wielkim luksusem. Jest niewielu ludzi, którzy bezkarnie mogą sobie na nią pozwolić. Na rozmowy dzisiaj, niestety nie mamy czasu.
Takie były wychowawcze plusy tamtych czasów, ale były też minusy takiego wychowania. Ciężka praca, wielki szacunek dla starszego pokolenia i często niestety stosowane kary cielesne wobec dzieci spowodowały, słaby rozwój osobowości co z kolei poskutkowało godzeniem się dzieci na wszystko. Godzenie się zaś i niemoc to czysta spolegliwość, która mści się na nas przez całe nasze życie. Moje pokolenie (szczególnie ludzie, którzy zostali wychowani na wsi) zapłacili za ten błąd wychowawczy niekiedy całym swoim życiem.
Spolegliwość o której piszę, to raczej smutna satyra na nasze czasy.
SPOLEGLIWOŚĆ
Ileż można być spolegliwym?
Za spokój płacić hipokryzją.
Ile można być wciąż usłużnym
i żyć fałszywą kurtuazją?
Ludzie, jak kule rozżarzone
biegają wokół własnych osi.
Ich buzie wciąż niewyparzone
szukają..., gdzie?... co?... jak?... kto?... cosik...
Gdy stres swój masz poniżej normy
(a norma teraz dość wysoka),
to nie dorównasz do ich formy,
bo może zalać cię posoka.
A zgorzel w ciele coraz większa,
bo wszystko stoi dziś na głowie.
Złotówka nad relikwie świętsza,
co dobre..., dziecko już odpowie.
Samochód! - a jakże z salonu,
nie z pośledniego oczywiście!
Mieszkanie - zbiory pięknych plonów
jak z bajki, drogo i świetliście.
Do tego życie jak przystało
na królewicza i królewnę
i czyżby czegoś brakowało...?
Do szczęścia brak tylko..., służebnej.
Cóż to za czasy durne jakieś!

Gdzież się podziały kocmołuchy!?
Kochani, zatem pragnę donieść
- w kawiarniach pędzą pogaduchy.
Lecz skoro wszyscy chcą być ważni.
Profesor - jeep, sprzątaczka - porsche,
to któż salony proszę Państwa
posprzątać ma? - no kto?... co proszę!?
W luksusach życie spędzać chcecie
wszyscy, jak jeden, bez wyjątku!
No cóż - o czymś chyba nie wiecie?
Istnienie, to nie full majątku!
Po co więc moja spolegliwość?
Prostuję krzyż, podnoszę oczy.
Prostota, ufność i uczciwość
od zawsze w pierwszej parze kroczy.
Nigdy nie mogłam zrozumieć, dlaczego tak bardzo wszyscy szanują ludzi którzy oszukują, kradną, robią wszelkiego rodzaju przekręty i z tego tytułu mają wielkie majątki. Nigdy natomiast nie szanowało się ludzi, którzy bardzo ciężko pracują i za swoją pracę zarabiają marne grosze. Najprościej myśląc, ludzie nie szanują siebie nawzajem szanują tylko swoje bogactwa. Nie umiem i nie chcę żyć wśród takich ludzi!